Madryt, Hiszpania: Zamieszki po śmierci senegalskiego imigranta ściganego i pojmanego przez policję

Wieczorem w czwartek 15 marca w Madrycie wybuchły zamieszki w sąsiedztwie Lavapies, gdy 35-letni senegalski imigrant Mmame Mbage został znaleziony martwy wczesnym wieczorem. Według wielu migrantów na miejscu, zmarł z powodu zatrzymania krążenia po ściganiu przez policję miejską na motocyklach. Jak wielu innych, próbował przetrwać sprzedając bibeloty na chodniku.

Wszystko zaczęło się od demonstracji zorganizowanej w okolicy wkrótce po tym śmiertelnym pościgu. Krzyczano “policyjni mordercy”, część protestujących rzucała kamieniami, brukiem i butelkami w policję, która odpowiadała, w tym strzelając gumowymi kulami. Barykady z ulicznych mebli, śmieci i koszy na śmieci zostały wzniesione wzdłuż ulic, a następnie podpalone, zarówno w celu zablokowania dostępu oddziałom specjalnej policji do kontroli zamieszek, jak i do ataku na struktury świata krat i granic, które wykorzystują i zabijają. Rowery z wypożyczalniami samochodów zostały spalone, oddziały banków zaatakowane i splądrowane.

W wyniku starć nocnych rannych zostało około dwudziestu osób w tym 16 policjantów. Aresztowano 6 osób.

(źródło Sans Attendre Demain, tłumaczenie z Act For Freedom Now!)

 

Uwięziony anarchista, Nikos Romanos: „Siła i solidarność dla wszystkich towarzyszy, którzy stoją razem z nami – każdy na swój sposób”

Wczoraj seria procesów kryminalnych, w których oskarżało nas państwo, zakończyła się wieloletnimi wyrokami za „terroryzm indywidualny”. Uwzględnione oskarżenia normalnie byłyby sądzone jak rutynowe sprawy kryminalne.

Wczorajsza decyzja sądowa jest punktem zwrotnym dla procesów politycznych i represji skierowanych przeciwko ruchowi anarchistycznemu.

Państwo uznało „indywidualny terroryzm” za wystarczający dowód do skazania bojowników zgodnie z prawem antyterrorystycznym (187A). Oznacza to kryminalizację politycznej tożsamości anarchistów. Nawet jeżeli towarzysz zostanie uznany za niewinnego w kontekście współpracy z organizacją taką jak nasza [Konspiracyjne Komórki Ognia – przyp. tłum.], jego polityczna tożsamość nadal może być podstawą do skazania z artykułu 187A. Jak wiele razy mówił prokurator Apostolaki: „są anarchistami, więc ich czyny noszą znamiona terroryzmu”, „nie zmienili poglądów, więc nie ma powodu, by zmieniać ocenę ich czynów”. Jednocześnie poszerza się pole do interpretacji artykułu 187A, by, kiedy anarchistyczna akcja przekroczy granicę tego, co jest dopuszczalne przez prawo cywilne, móc takie akty określać mianem „terroryzmu indywidualnego”. W ten sposób można skazywać na dłuższe wyroki więzienia.

Charakterystyczny jest mój własny przypadek: za wywłaszczenie w Velventos w regionie Kozani, skazano mnie na 11 lat więzienia, nie powołując się na art. 187A, natomiast za trzy podpalenia otrzymałem wyrok 18 lat – nawet dla studenta pierwszego roku prawa oczywistym jest, że te czyny mają znacznie mniejszy kryminalny ciężar od uzbrojonego wywłaszczenia banku. Wyszedłbym już z więzienia jakiś czas temu, gdyby nie dodatkowe dziesiątki lat, które otrzymałem dzięki innowacji w stosowaniu represji, jaką jest pojęcie „terroryzmu indywidualnego”, po raz pierwszy zastosowanej przeciwko uwięzionym anarchistom.

Oczywiście nie jest to dzieło przypadku, ani wykrzywione spojrzenie ofiary – to najlepszy dowód na to, że anarchiści stanowią poważne zagrożenie dla systemu nawet w okresach, kiedy anarchistyczny ruch jest w odwrocie. Wczorajsze wyroki skazujące są niczym innym jak potępieniem anarchistycznej tożsamości. Potępieniem politycznej obrony naszych działań i wyborów, jakie miało miejsce w burżuazyjnych salach sądowych. Potępieniem tego, że nie zginamy karku, obiecując pokutę, ani nie klękamy przed naszymi oprawcami, jak dzieje się codziennie w sądzie apelacyjnym w Evelpidos. Zamiast tego stoimy z głowami wzniesionymi ponad nimi.

Wczorajsze wyroki mają wysłać zdecydowane przesłanie państwowego terroru tym, którzy prowadzą wywrotowe działania na froncie anarchistycznej walki. To próba zasiania trucizny strachu w samym środku radykalnych przedsięwzięć, poddania w wątpliwość efektywności tych zmagań, powstrzymania nowych towarzyszy przed rozpalaniem płomienia solidarności w metropoliach. Wyroki te dzielą środki anarchistycznej walki na dozwolone i niedozwolone na bazie kryminalnych represji, na które pozwala art. 187A. To gotowa broń włożona w ręce policji i sądów, by mogły zbierać trofea w więzieniach i przypominać, co stanie się z tobą, kiedy odważysz się zaatakować system. Co więcej, nie jest przypadkiem fakt, że do czasu ogłoszenia wyroków w sprawie całkowicie milczały media – kiedy tylko ogłoszono wyroki, od razu stało się to tematem godnym wiadomości – to przypomnienie, że państwo mści się na swoich oponentach.

I tak właśnie jest w rzeczywistości. Państwo i jego mechanizmy ograniczania wolności nie mają litości w mszczeniu się na tych, którzy zakwestionowali ich omnipotencję. Jest także faktem, że przemawianie językiem prawdy przynosi nam cierpnie. Wieloletnie cierpienie przynosi to, jak nasze jedno i jedyne wciąż młode życie ma zostać marnowane w więzieniu. Cierpią nasi bliscy, doświadczający bezlitosnej wojny psychologicznej, stający się przypadkowymi ofiarami w wojnie, w której nie zdecydowali się walczyć. Cierpią ci, którzy, posępnie opuszczając salę sądową, czują duszący ich gniew. Prawda jest jednak taka, że cierpienia tego nie można porównać z tym odczuwanym przez ludzi żyjących w apatii, obojętności i skupionych na samych sobie, dla których sprzeciwianie się zbrodniom państwa i kapitału nigdy nie było realistyczną możliwością.

Ból, którym państwo i kapitalizm hojnie obdarowuje w więzieniach, szpitalach psychiatrycznych, obozach koncentracyjnych i uchodźczych, wzdłuż lądowych i morskich granic, w miejscach pracy na cywilizowanym Zachodzie i w miejscach pracy niewolniczej zarządzanych przez międzynarodowych monopolistów w krajach Trzeciego Świata, by zwiększać moce produkcyjne po trupach dzieci, nie zostanie przezwyciężony przez odwrócenie wzroku lub pokojowe protestowanie w ramach wyznaczonych nam przez system.

Continue reading Uwięziony anarchista, Nikos Romanos: „Siła i solidarność dla wszystkich towarzyszy, którzy stoją razem z nami – każdy na swój sposób”

Rożawa: Męczennik Şevger Ara Machno – poległ w obronie Afrin

Jak pokazuje historia, życie jest niekończącą się walką. Tutaj w Rożawie mamy zaszczyt znać wiele odważnych osób, które w obronie życia i bezpieczeństwa innych, w imię wyzwolonego terytorium oraz rewolucji gotowe są walczyć do samego końca.

Wiemy że wiele z was wciąż przeżywa utratę naszej towarzyszki Anny Campbell, tutaj znanej jako Hêlîn Qaraçox – anarchistki, queer feministki, a także kochającej życie osoby, poległej w Afrin 18 marca. Więcej informacji na temat Anny można znaleźć na przykład tutaj:

For our friend Hêlîn Qereçox

‘Dear Hêlîn, or Anna, because I know you liked your both names’ – Letter to revolutionary Sehid Hêlîn Qereçox


Niestety, mamy więcej złych wiadomości. Poniższy tekst jest oficjalnym oświadczeniem, dotyczącym śmierci naszego przyjaciela, towarzysza, człowieka o pięknym sercu, heval Şevgera Ary Makhno. Oświadczenie zostało napisane przez jego towarzyszy i przyjaciół. Zwracamy się z prośbą do was o opublikowanie tego, rozpowszechnienie lub podzielenie się informacjami przez Antifascist Forces In Afrin.

Şehîd Şevger Ara Makhno – poległy w obronie Afrin

Anarchista, nasz towarzysz oraz przyjaciel Şevger Ara Makhno przybył do Rożawy 20 stycznia 2018, aby wziąć udział w rewolucji i obronie Kurdystanu. Zaledwie dzień wcześniej siły armii tureckiej zjednoczone z dżihadystycznymi bandami rozpoczęły inwazję na Afrin – rejon, na którym przez pierwszych siedem długich lat wojny panował pokój, przez co stanowił nie tylko kolebkę rewolucji w Rożawie, ale też schronienie dla setek tysięcy uchodźców z ogarniętej wojną Syrii. Podczas gdy AKP oraz stowarzyszone z nią ugrupowania popychały Turcję w stronę jednoznacznego faszyzmu, a siły zbrojne brutalnie pacyfikowały wszelkie objawy insurekcjonizmu i wolności w północnym Kurdystanie, Rożawa a w szczególności Afrin stały się bastionem nadziei oraz oporu dla wszystkich, którzy sprzeciwili się reżimowi Erdogana.

Şevger sam pochodził z Turcji. Z wielką pasją chciał dołączyć do oporu, szczególnie na pierwszych liniach frontu. Otrzymał podstawowy trening wojskowy w rejonie Cizîre, a 19. lutego przybył do Afrin, gdzie niezwłocznie wziął udział w trwającej tam obronie. Jako członek AFFA (Anti-Fascist Forces in Afrin), jednostki stworzonej z międzynarodowych rewolucjonistów z YPG, stawiał opór najeźdźcom w rejonie Raco, północno zachodniej części Afrin.

4. marca towarzysz Şevger zajął pozycję na wzgórzu niedaleko miejscowości Berbêne, gotowy bronić jej przed faszystowskimi najeźdźcami. Wtedy to, około 8 rano armia turecka przeprowadziła nalot w miejscu gdzie znajdował się wraz z dwoma towarzyszami. Wszyscy trzej stracili życie. Zgodnie z prośbą jego rodziny jego zdjęcie oraz prawdziwe dane nie zostaną opublikowane. Jest to konieczne mając na względzie ochronę przed represjami osób, które były dla niego bliskie.

Opłakujemy stratę naszego towarzysza, oraz przesyłamy kondolencje wszystkim jego przyjaciołom, rodzinie, a także każdemu i każdej, którzy mieli szczęście dzielić swoje życie z tą piękna oraz inspirującą osobą. Ludzie z Rożawy oraz północnej Syrii, a także wszyscy walczący o wolność i przeciwko opresjom mającym miejsce na Bliskim Wchodzie nigdy go nie zapomną. Wiemy, że będzie żył tak długo, jak jego miłość i pasja będzie kwitnąć w naszych sercach.

Şehîd namirin!
Bi hev re heta hetayî – anarşîst û apocî!

Jeśli twoje serce jest wolne, ziema na której stoisz jest terytorium
wyzwolonym. Broń jej!

Anarchistyczni towarzysze Şehîd Şevgera, Rojava,
21 marca 2018

(tłumaczenie z Insurrection News)

Continue reading Rożawa: Męczennik Şevger Ara Machno – poległ w obronie Afrin

USA: Sean Swain rozpoczyna protest głodowy, zmaga się z represjami oraz prosi o wsparcie

Sean jest długoterminowym więźniem w stanie Ohio, anarchistycznym działaczem, autorem tekstów, komentatorem radiowym, artystą, muzykiem… Więcej informacji o nim można znaleźć w języku angielskim tutaj:

About Sean Swain

Notka od znajomych Seana z 5 kwietnia:
Nie mieliśmy kontaktu z Seanem od tygodnia ale odebraliśmy kilka słów przekazanych konspiracyjnie na pocztę że od 6 dni kontynuuje on protest głodowy.

Wiemy również że zmaga się teraz z represjami w różnej postaci takimi jak fałszywe raporty o jego zachowaniu, niewyjaśniane nagłe zmiany funkcjonowania systemu dzwonienia do bliskich czy nakładanie limitów na jego prawo do komunikacji ze światem zewnętrznym.

Chociaż na razie te informacje są niepotwierdzone, chcielibyśmy poprosić was o chwilę, aby zadzwonić do więzienia Warren Correctional w Ohio i zapytać o stan Seana oraz wyrazić obawy o to, jak jest on teraz traktowany.

Jak zadzwonić z Polski instrukcja:
https://www.kierunkowy.com/kierunkowy-do-usa-stanow-zjednoczonych/strona_356.html

Warren Correctional Institution:

(513) 932-3388–naciśnij 7 by być połączonym z biurem więzienia Warren

(tłumaczenie z Enough is Enough i It’s Going Down)

Z Francji do Londynu: Mały gest z Marsylii dla wszystkich walczących z represjami państwa i z TERF-ami

Otrzymano 02.04.2018:

Londyn: Trans-anarchizm przed sądem – kolejna rozprawa w przyszłym tygodniu!

Wśród ogłuszającego milczenia prawie wszystkich cis-anarchistów w Londynie, prześladowanie naszej towarzyszki “Wilczycy” trwa, ma ona właśnie rozprawę w sądzie o napaść, która odbędzie się w dniach 12-13 kwietnia, w sądzie Hendon Magistrates. Tymczasem aktywnie transfobiczne elementy lewicowe i “feministczne” – odbiorcy niezwykłej empatii z pewnych zakątków sceny anarchistycznej – nadal pokazują swoje prawdziwe twarze, nawiązując coraz ciekawsze znajomości: z dziennikarzami, klawiszami, politykami (w tym konserwatywnymi), szefami, i oczywiście policjantami i sędziami.

Na rozprawie w zimny lutowy poranek wsparcia udzieliło ponad 40 osób, w tym towarzysze z Bristolu, dodając otuchy naszej przyjaciółce na sali rozpraw, która nie przyznała się do oskarżenia o napaść. TERFy obiecały zademonstrować na dworze, lecz ostatecznie część z nich odradzała to pozostałym, a pojawiła się tylko bezwstydna i pozornie przyjacielska Wenecja Allan, w towarzystwie dwóch innych osób i dziesięcioletniego dziecka. Barierki mające powstrzymać tłum i policyjne suki pełne gliniarzy stały bezczynnie. Dziecko wyglądało na zdezorientowane.

W kontekście miesięcy prześladowań i szykan, rozkwit starych i nowych przyjaźni pod szarym niebem Londynu przewidywał nadejście wiosny. Okazja przypomniała nam o koneksjach i zdolnościach, które będziemy musieli opracować, aby przetrwać warunki, które nas otaczają.

Zgromadzenia solidarnościowe z towarzyszami nie mają sensu, jeśli tej solidarności nie można rozwinąć i wykorzystać do ataku. Nie mówimy o “przeciwstawianiu się”, ani nawet atakowaniu TERFów. Oczywiście musimy myśleć strategicznie o ich obecności i wpływie w “radykalnych” i autonomicznych kontekstach, ich chęci zmobilizowania liberalizmu i jego instytucji, by służyły swoim celom, i relacji pomiędzy tymi dwoma obszarami ich działalności. Ale nasze pragnienia znacznie przekraczają politykę obrony lub domagania się “praw”, reprezentacji, widoczności itp. … Nic dla nas nie pozostało w tym świecie, który zniszczył wszystkie uniwersa poza cis-hetero państwowością, a teraz próbuje sprzedać nam naszprycowane środkami uspokajającymi bańki queerowego, czy transowego życia, oblepiony brokatem wariant tej samej zgniłej egzystencji opartej na pracy, nędzy, granicach i wykluczeniu każdego rodzaju.

Walka z TERFami to walka o życie, pojedyncza i zbiorowa, która jest niezrozumiała dla tej obsesyjnej grupy, lub dla każdego, kto stara się narzucić jedność. Oczywiście jesteśmy już niezrozumiałe dla wielu, którzy popierają anarchistyczne poglądy, i są bardziej zainteresowani umocnieniem ich miejsca na moralnym wyżynach niż spotkaniem się z nami w miejscu, w którym najintensywniej doświadczany klasycznej, etatystycznej i seksistowskiej przemocy, na której cały system jest oparty. Nie, nie chcemy prowadzić kolejnej księgarni, ledwie mamy czas na czytanie. Będziemy chwytać wszelkie możliwe okazje, w jakichkolwiek przygnębiających okolicznościach, dzieląc chwilę, głupi baner, wymyśloną piosenkę, w której możemy próbować wyrwać się, współdziałać, wymamrotać aspiracje czegoś innego niż wszystkie to gówno.

Kilka praktycznych przemyśleń na temat rozprawy:
– TERF-y z dużym prawdopodobieństwem będa się starać, przynajmniej pojedyńczo, dokonać wszelkich prowokacji.
– Cis sojusznicy są szczególnie mile widziani w sądzie na 12 kwietnia, o 9 rano, żeby pomóc w uniemożliwieniu procesu.
– Każdy, kto zna się na taktyce TERF wie, że zakrycie twarzy jest niezbędne.

Działalność TERF’ów w Londynie ostatnio skupiła się na przemawianiu, oferując aspirującym TERFom możliwość skumania się z Helen Steele, podziwianej towarzyszce przez “niektórych anarchistów”, która wyróżniła się podczas jednego wydarzenia w lutym, popychając protestującego w dół ze schodów. Kolejne takie wydarzenie było zorganizowane przez posła Torysów Davida Davisa w Izbie Parlamentu, i jego współpracowników, w tym byłego oficera więziennego, którzy są prawdopodobnie dobrani dzięki specjalnemu doświadczeniu w dziedzinie transfobii. Znienawidzone TERF-y pojawiły się w Morning Star, wśród innych szmatławców.

Chcemy wyrazić uznanie dla wysiłków tych, którzy przeciwstawiają się TERF-om w swoich siłowniach, pubach lub sąsiedztwach, wychodząc poza ciszę i dwuznaczność, aby stworzyć przestrzeń dla feministycznego organizowania się i kultury, która, uwalniając się od ślepych zaułków, otwiera się jednocześnie na nowe intensywności, nowe kierunki działania, nowe współdziałanie i związki.

Ta przykład lokalnego ucisku pokazał nam również, że bliskość w walce i pożądaniu nie jest determinowana geograficznie. Krótko przed rozprawą otrzymaliśmy tę wiadomość od queerowych kryminalistek w Marsylii:

“Po przeczytaniu o sytuacji towarzyszki w Londynie; zdecydowałyśmy wykonać ten mały gest w Marsylii, aby wysłać jej naszą miłość i wsparcie w tej chwili i dla wszystkich trans bojowników walczących przeciwko państwu i represje terfów. Ku upadku cywilizacji. Kilkoro queerowych powstańców.”

Takie działania pomagają uczynić sytuację znośną. Cieszymy się z takich komunikatów, a przede wszystkim z radością witamy każdego, kto pragnie podzielić się z nami tymi wiosennymi dniami w szale i spisku “przeciwko egzystencji płci”.

Dla tych, którzy chcą nas uwięzić w “tożsamości”, a w rzeczywistości w prowokacjach i oskarżeniach … Dla tych, którzy wolą nas obgadywać za plecami, zamiast okazać wsparcia i zrozumieć krytykę wspólnej walki … Dla tych, którzy szerzą solidarność z abstrakcyjnymi pojęciami, i niezwykła sympatia do naszych oprawców … możemy tylko powiedzieć, co mówimy do państwa:

Bez komentarza!
Niewinna!
Do zobaczenia 12 i 13,
Jacyś wściekli Trans-anarchiści

(tłumaczenie z Act For Freedom Now!)

Portugalia: Komunikat ruchu antyfaszystowskiego

W ostatnich tygodniach w mediach pojawiło się kilka doniesień na temat rosnącej skrajnej prawicy w Portugalii i przemocy stosowanej przez te nazistowsko-faszystowskie grupy.

Ta rosnąca fala przemocy nie jest dla nas zaskoczeniem. W ostatnich latach głośno to potępialiśmy i organizujemy się, by stawić czoła nieuzasadnionej, rasistowskiej i ksenofobicznej przemocy. Obecnie w Portugalii jest kilka grup antyfaszystowskich w całym kraju, które zwracają uwagę ludzi na problem, ale grupy te zostały zdyskredytowane przez różne organizacje i partie polityczne, które podważają realną walkę antyfaszystowską i które w wielu przypadkach nazywają się antyfaszystowskimi. Po raz kolejny rzeczywistość pokazuje, że to, co wypowiedzieliśmy o grupach takich jak “Hammerskin” lub takich partiach jak “Partido Nacional Renovador” (“Partia Narodowego Odrodzenia”) lub nowsza “Nova Ordem Social” (“Nowy porządek społeczny”) jest więcej niż prawdziwe i nie możemy przeoczyć pozostałych grup, które działają pod przykrywką. Poza tymi grupami, nie przeoczymy kolejnych rządów, które żyją i pozwalają ludziom z takimi powiązaniami krążyć po instytucjach publicznych. Chcemy również wspomnieć, że po raz kolejny media użyły słowa “skinhead” w niewłaściwy sposób.

W bardzo krótki, ale wyraźny sposób skinheadzi pojawili się w Anglii, byli to młodzi ludzie z klasy robotniczej, którzy utożsamiali się z pewnymi aspektami kultury jamajskiej przywiezionej do Anglii przez afro-karaibskich imigrantów, z którymi się zsocjalizowali, muzyka, której słuchali to głównie reggae i ska, i z tych oczywistych powodów nie byli rasistami ani ksenofobami.

Jesteśmy antyfaszystami różnych grup wiekowych, z różnych części kraju, z poglądami politycznymi, które są często różne, ale mają wspólny mianownik: antyfaszyzm. Dlatego, wbrew temu, co mówią media, nie można nas porównywać z tymi grupami czy partiami ze skrajnej prawicy, ponieważ nie jesteśmy przestępcami, wzywamy do tolerancji, chcemy walczyć z rasizmem, ksenofobią, homofobią, szowinizmem i wszystkimi rodzajami ucisku.

Niezwykle ważne jest, aby ludzie informowali się o tym, że się organizują i przyłączają się do walki antyfaszystowskiej, że wspierają antyfaszystowskie grupy i ruchy w swoich miastach.

Kwiecień 2018

Núcleo Antifascista de Braga, Núcleo Antifascista de Viana, Núcleo Antifascista do Porto, Núcleo Antifascista de Ovar, Núcleo Antifascista de Coimbra, Núcleo Antifascista de Lisboa – Margem Sul, Núcleo Antifascista da Madeira, Coordenadora Antifascista Portugal, Movimento “Um Ativismo por dia”, Left Pride Portugal, GRRAP, Redskins / RASH Portugal, Sharp Portugal.

(źródło pt.indymedia, tłumaczenie z Contra Info)

Lecce, Włochy: Atak na agencję pracy Adecco

Agencja Adecco w Lecce, która rekrutuje pracowników do firmy TAP, została zaatakowana przy użyciu “bomby papierowej”, czyli ogromnej petardy, której nigdy nie widziano pod naszym niebem. To urządzenie było wystarczająco silne, aby wybić szyby w oknach i zdmuchnąć siatkę zabezpieczającą drut. Po prostu bum i napis “No Tap” na ścianie agencji.

(tłumaczenie z Act For Freedom Now!)

 

Wspominając Paula Z. Simonsa: nieustępliwego anarchistę, autora i buntownika (wideo)

Z przykrością ogłaszamy odejście Paula Z. Simonsa, wieloletniego anarchisty, dziennikarza i autora. Paul był pisarzem anarchistycznym o radosnym podejściu, bezkompromisową miłością życia i równie bezkompromisową nienawiścią do władzy – czy to z prawej, czy z lewej. Pielęgnujemy w pamięci nasze wspomnienia o Paulu. Jego brak będzie boleśnie odczuwany.

Wspominany przez najstarszą córkę jako “wyjątkowo inteligentny pisarz, podróżnik, idealista i anarchista oddychający ogniem”, Paul brał udział w najbardziej inspirującej myśli i działaniu ostatnich czterdziestu lat. Nie jesteśmy odpowiednio przygotowani, aby napisać jego pochwałę, ale mamy nadzieję, że inni to zrobią, a teraz, gdy nie jest już w stanie rozmawiać z wami osobiście, zachęcamy was do przeczytania materiałów, które zostawił.

Paul pisał z wielką elokwencją i erudycją na temat wszystkiego od teatru do strategii insurekcyjnej, od zabawy po halucynogeny. W swojej pisarskiej historii badał wszystko od antyrasistowskiej rebelii Johna Browna do angielskiej rewolucji 1645 z perspektywy insurekcyjnej. Opowiadał z pierwszej ręki o frontach zamieszek w Atenach, o buncie we Francji i reakcjach w Brazylii, nigdy nie wahając się narażać na wielkie ryzyko wyruszył w romantyczną przygodę w pogoni za swoimi ideałami i pragnieniami.

Zajmował się illegalizmem i otwartą konfrontację z państwem, nie tylko w młodości, ale także przez całe życie Paul pozostał wolny, demonstrując, jak wiele jest możliwe, mimo wszystkich sił ucisku działających przeciwko tym, którzy przeciwstawiają się dominującemu porządkowi. W swoim bunt cie trwającym całe życie daje przykład młodszym ludziom, którzy chcieliby także dożyć do wieku 57 lat bez uszczerbku dla ich entuzjazmu do wolności.

Na przełomie lat dziewięćdziesiątych, w artykule zatytułowanym “Wojna społeczna” w nowojorskiej publikacji Black Eye, Paul napisał:

Jedynym zadaniem, które się teraz przedstawia, jest insurekcja społeczna, rozbiórka wieków porozumienia opartego na przymusie … rozerwanie umowy społecznej i zburzenie gmachu kapitału.

Ponad ćwierć wieku później, kiedy niektórzy z nas spotkali się w Oakland po jego powrocie z syryjskiej wojny domowej w Rożawie, Paul nie stracił ani jednej iskry z tej ognistej determinacji. Powitał nas serdecznie w swoim towarzystwie, chętnie dzieląc się swoimi doświadczeniami, przyjaźnią i zasobami. Paul opublikował z nami “Rożawa: Demokracja i komuna” o swoich doświadczeniach w Rożawie i wziął udział w dialogu, który wyprodukował naszą książkę “From Democracy to Freedom“. Książka czerpie z pociągu myśli znacznie starszego od naszego kolektywu, w którym Paul brał udział lata przed naszym przystąpieniem.

Jako uczestnik pokolenia anarchistów poprzedzających nasze, Paul był skarbnicą wiedzy historycznej, która rzadko jest przekazywana właściwie w anglojęzycznych ruchach anarchistycznych. Na przykład w grudniu zeszłego roku Paul opublikował “Waging the War na Boże Narodzenie: King Mob i Battle of Selfridges“, opowiadając przygody antyautorytarnych rebeliantów w Wielkiej Brytanii z lat 60. ubiegłego wieku. Tragiczne jest to, że nie był w stanie przekazać nam więcej przed swoim odejściem.

Na powyższym zdjęciu widzimy Paula na cmentarzu Père Lachaise w Paryżu, stojącym przed murem, w którym zginęli ostatni uczestnicy Komuny Paryskiej. Wywiesza flagę YPG, głoszącą ciągłość walk powstańczych na rzecz wolności z Paryża w roku 1871 przez Rożawę w 2015 roku. Jego aspiracje, jego zmagania i spuścizna są teraz nam przekazywane, a to od nas zależy życie radosny opór, który jest ich wart.

Aby zapoznać się w twórczością Puala, możesz zacząć od tych zasobów:

  • Przeczytaj niektóre z najnowszych prac Paula w Modern Slavery pod własnym nazwiskiem i jego pseudonimem El Errante.
  • Przeczytaj dzieło Pula zarchiwizowane w Bibliotece Anarchistycznej.
  • Posłuchaj wywiadów z Paulem na podcascie The Final Straw o jego doświadczeniach z Rożawy.
  • Przeczytaj zbiór Black Eye, czasopisma w Nowym Jorku, do którego Paul pisał pod koniec lat osiemdziesiątych.

Paul opowiada o swoich doświadczeń w Rożawie po powrocie do USA.

(tłumaczenie z It’s Going Down)

 

David Graeber: Szok zwycięstwa

Największym problemem przed jakim stoją ruchy oparte na akcji bezpośredniej jest to, że nie wiemy jak poradzić sobie ze zwyciężaniem.

Może się to wydawać dziwnym stwierdzeniem, ponieważ wielu z nas nie czuje się ostatnimi czasy specjalnie zwycięsko. Większość dzisiejszych anarchistów patrzy na ruch globalnej sprawiedliwości jako na pewnego rodzaju mignięcie: z pewnością inspirujące, tak długo jak trwało, ale nie ruch, który byłby w stanie stworzyć trwałą podstawę dla organizowania się, czy zmienić stosunki władzy na świecie. Ruch antywojenny był nawet bardziej frustrujący, jako że anarchiści i anarchistyczne taktyki były znacząco zmarginalizowane. Wojna się skończy, oczywiście, ale tylko dlatego, że wojny zawsze się kończą. Nikt nie czuje, że się do tego znacząco przyczynił.

Sugeruję alternatywną interpretację. Pozwólcie mi przedstawić tutaj trzy, wstępne propozycje:

1. Jakkolwiek dziwne może się to wydawać, klasy rządzące żyją w strachu przed nami. Wydają się nadal być przerażone możliwością, że, jeżeli przeciętni Amerykanie na serio zorientują się co one właściwie robią, to mogą bez wyjątku skończyć wisząc na drzewach. Wiem, że wydaje się to być nieprawdopodobne, ale ciężko znaleźć jakiekolwiek inne wytłumaczenie dla sposobu w jaki wpadają w panikę, gdy zobaczą jakąkolwiek oznakę masowej mobilizacji, a w szczególności masowej akcji bezpośredniej, i przeważnie starają się odwrócić od niej uwagę przez rozpoczęcie jakiejś wojny.

2. W pewien sposób ta panika jest uzasadniona. Masowa akcja bezpośrednia — szczególnie jeśli zorganizowana na zasadach demokratycznych — jest niezwykle efektywna. Przez ostatnich 30 lat w Ameryce miały miejsce tylko dwa przypadki masowej akcji tego rodzaju: ruch antynuklearny w późnych latach 70. i tak zwany ruch „antyglobalizacyjny” z lat mniej więcej 1991-2001. W każdym przypadku główne polityczne cele ruchu zostały osiągnięte znacznie szybciej niż prawie ktokolwiek zaangażowany mógłby się spodziewać.

3. Prawdziwym problemem przed jakim stoją tego typu ruchy jest to, że zawsze zaskakuje ich szybkość swojego początkowego sukcesu. Nigdy nie jesteśmy przygotowani na zwycięstwo. Wywołuje ono zamęt wśród nas. Zaczynamy ze sobą walczyć. Powstawanie represji i odwołania do nacjonalizmu, które w nieunikniony sposób towarzyszą jakiejś nowej rundzie wojennej mobilizacji, przysługują się wtedy autorytarystom z każdej strony politycznego spektrum. W rezultacie, gdy pełna skala naszego początkowego zwycięstwa staje się jasna, jesteśmy przeważnie zbyt zajęci kontemplowaniem porażki, żeby to w ogóle zauważyć.

Pozwólcie mi przyjrzeć się dwóm najbardziej jaskrawym przypadkom, jeden po drugim.

I. Ruch antynuklearny.

Ruch antynuklearny z późnych lat 70. był pierwszym pojawieniem się w Ameryce Północnej tego, co obecnie uważamy za standardowe anarchistyczne taktyki i formy organizacji: masowe akcje, niezależne od rządu grupy łączone przez wspólny, polityczny cel, rady z wyznaczonymi przedstawicielami, dochodzenie do konsensusu, solidarność z uwięzionymi, podstawowe zasady zdecentralizowanej demokracji bezpośredniej. Wszystko to było trochę prymitywne w porównaniu do obecnych czasów i istniały znaczące różnice — w szczególności znacznie surowsze, podobne do Ghandiego, podejście do braku przemocy — ale wszystkie elementy już tam były i po raz pierwszy szły w jednym pakiecie. Przez dwa lata ruch rósł z niesamowitą prędkością i wszystkie znaki wskazywały na to, że ma się stać fenomenem na skalę kraju. Wtedy, niemalże tak samo szybko, znikł.

Wszystko zaczęło się kiedy, w 1974 roku, kilku pacyfistów-weteranów, którzy zostali organicznymi rolnikami w Nowej Anglii, z powodzeniem zablokowało konstrukcję proponowanej elektrowni atomowej w Montague, Massachusetts. W 1976 roku wspólnie z innymi aktywistami z Nowej Anglii, zainspirowani sukcesem trwającej rok okupacji elektrowni w Niemczech, stworzyli sojusz Clamshell. Bezpośrednim celem Clamshell było zatrzymanie budowy planowanej elektrowni atomowej w Seabrook w New Hampshire. Choć sojuszowi nigdy nie udało się sprawić, by okupacja przyniosła coś innego niż serię dramatycznych, masowych aresztów połączonych z solidarnością z uwięzionymi, ich działaniom — w szczytowym momencie angażującym dziesiątki tysięcy ludzi organizujących się na zasadach demokracji bezpośredniej — udało się zakwestionować samą ideę energii atomowej w stopniu w jakim nigdy wcześniej się to nie stało. Podobne koalicje zaczęły pojawiać się w całym kraju: sojusz Palmetto w Południowej Karolinie, Oystershell w Maryland, Sunflower w Kansas i, najsłynniejszy ze wszystkich, sojusz Abalone w Kalifornii, początkowo stworzony w reakcji na kompletnie szalony plan zbudowania elektrowni atomowej w Diablo Canyon, prawie bezpośrednio na dużej linii uskokowej.

Pierwsze trzy akcje masowe przeprowadzone przez Clamshell, w latach 1976-1977, były olbrzymimi sukcesami. Ale wkrótce w sojuszu nastąpił kryzys odnośnie spraw demokratycznego procesu decyzyjnego. W maju 1978 roku nowo utworzony Komitet Koordynujący złamał zasady procesu akceptując złożoną w ostatniej chwili rządową ofertę trzech dni legalnego zgromadzenia w Seabrook zamiast, jak planowano, czwartej okupacji (wymówką była niechęć do wyobcowania lokalnej społeczności). Rozpoczęły się zażarte dyskusje odnośnie konsensusu i relacji w ramach społeczności, które potem objęły zakaz przemocy (początkowo nawet rozcinanie płotów, czy środki obronne takie jak maski gazowe, były zabronione), dyskryminację płciową i tak dalej. W 1979 roku sojusz rozpadł się na dwie, rywalizujące ze sobą i coraz bardziej nieefektywne frakcje i po wielu opóźnieniach elektrownia w Seabrook (a przynajmniej jej połowa) zaczęła funkcjonować. Sojusz Abalone istniał dłużej, aż do 1985 roku, po części z powodu swojego twardego rdzenia anarchafeministek, ale koniec końców, Diablo Canyon również otrzymał zielone światło i również zaczął działać w grudniu 1988 roku.

Continue reading David Graeber: Szok zwycięstwa

David Graeber: Zmierzch Awangardy

Rewolucyjni myśliciele już przez większości stulecia utrzymują, że czasy przewodniej roli awangardy się skończyły. Poza garścią malutkich, sekciarskich grup, prawie niemożliwe jest znalezienie radykalnych intelektualistów na poważnie wierzących w to, że ich rolą powinno być stworzenie poprawnej, historycznej analizy sytuacji światowej, żeby potem poprowadzić za sobą masy w jedynym, prawdziwym rewolucyjnym kierunku. Jednakże (podobnie jak dzieje się to z ideą postępu, z którą oczywiście jest to blisko związane) dużo łatwiej jest odrzucić zasadę niż wstrząsnąć powiązanymi z nią nawykami myślowymi. Awangardowe, czy nawet sekciarskie podejścia, wrosły tak głęboko w akademicki radykalizm, że ciężko nawet powiedzieć co znaczyłoby wyjść poza te schematy.

Głębia tego problemu po raz pierwszy uderzyła mnie, kiedy po raz pierwszy zapoznałem się z procesem decyzyjnym opartym na konsensusie, używanym w półnoacnoamerykańskich ruchach anarchistycznych i inspirowanych przez anarchizm, który z kolei miał wiele podobieństw do tendencji politycznego procesu decyzyjnego obecnego na wiejskich obszarach Madagaskaru, gdzie przeprowadzałem moje antropologiczne badania terenowe. Istnieje ogromna różnorodność rozmaitych stylów i form konsensusu, ale jedna rzecz, która łączy niemalże wszystkie północnoamerykańskie warianty jest to, że są one organizowane w świadomej opozycji względem form organizacji oraz, w szczególności, debaty typowych dla klasycznych, sekciarskich grup marksistowskich. O ile te drugie bez wyjątku są organizowane wokół jakiegoś Nadrzędnego Teoretyka, który dysponuje obszerną analizą sytuacji światowej, a często i całości ludzkiej historii, ale bardzo niewieloma teoretycznymi refleksjami na temat bardziej naglących kwestii organizacji i praktyki, to grupy inspirowane anarchizmem działają w oparciu o założenia, że nikt nie może i prawdopodobnie nie powinien kiedykolwiek nawracać innych na całość swoich poglądów; że struktury decyzyjne są sposobami na radzenie sobie z różnorodnością i tym samym, że powinny koncentrować się na utrzymaniu egalitarności procesu i rozważaniu bezpośredniej działań w teraźniejszości. Jedną z fundamentalnych zasad debaty politycznej, na ten przykład, jest to, że każdy jest zobowiązany do założenia, że pozostali jej członkowie są szczerzy i mają dobre intencje, niezależnie od tego, co uważa się o ich argumentach. Po części to też bierze się z formy debatowania do jakiej zachęca proces decyzyjny oparty o konsensus: o ile głosowanie skłania do redukowania poglądów przeciwnika do wściekłej karykatury, czy czegokolwiek innego co jest wymagane do zwycięstwa nad nim, proces konsensu jest zbudowany na zasadzie kompromisu i kreatywności, gdzie każdy stale dostosowuje swoje propozycje, aż dojdzie się do rozwiązania, które każdy może chociaż tolerować; tak więc motywacją jest to, aby zawsze przedstawiać możliwie najlepszą interpretację argumentów innych.

Wszystko to uderzyło mnie w czuły punkt, bo uświadomiło mi do jakiego stopnia zwyczajne, intelektualistyczna praktyka — na ten przykład wszystko to, czego nauczono mnie robić na University of Chicago — naprawdę mocno przypomina sekciarskie formy debaty. Jedną z rzeczy, która najbardziej przeszkadzała mi w moim kształceniu było dokładnie to w jaki sposób zachęcano nas do czytania argumentów innych teoretyków: jeśli są dwa sposoby na zrozumienie danego zdania, jeden zakładający, że autor miał przynajmniej odrobinę zdrowego rozsądku oraz drugi, zakładający, że był kompletnym idiotą, tendencja była zawsze taka, żeby wybrać ten drugi. Zastanawiałem się czasami jak można to połączyć z ideą, że praktyka intelektualistyczna była, na jakimś podstawowym poziomie, wspólnym przedsięwzięciem w pogoni za prawdą. To samo dotyczy innych intelektualistycznych zwyczajów: na ten przykład, uważnego komponowania list „sposobów na jakie można się mylić” (przeważnie kończących się na -izm, m.in. subiektywizm, empirycyzm, wszystkie bardzo podobne do ich sekciarskich paraleli: reformizmu, lewicowy dewiacjonizm, hegemonizm…) i słuchania odmiennych punktów widzenia tylko tak długo, ile czasu zajmie zaszufladkowanie ich w którąś z odmian mylenia się. Jeśli połączy się to z tendencją do traktowania (często pomniejszych) różnic intelektualnych nie tylko jako oznak przynależenia do jakiegoś wyimaginowanego „izmu”, ale jako dogłębnych defektów moralnych, na tym samym poziomie co rasizm, czy imperializm (i nierzadko będących ich przejawem), to dostanie się niemal idealną reprodukcję stylu intelektualnej debaty, typowego dla najbardziej absurdalnych awangardowych sekt.

Nadal wierzę w to, że rosnąca popularność tych nowych, i według mnie znacznie zdrowszych, form dyskursu między aktywistami będzie mieć swój efekt w świecie akademickim, ale na ten moment ciężko zaprzeczyć temu, że zmiana nadchodzi niezwykle powoli.

Czemu jest tak niewielu anarchistów na uniwersytetach?

Można by się zgodzić, że jest tak dlatego, że sam anarchizm nie robił w ogóle większych zapędów do uniwersytetów. Jako filozofia polityczna, anarchizm w ostatnich latach przechodzi przez istne eksplozje. Anarchistyczne lub inspirowane anarchizmem ruchy wyrastają w każdym miejscu; anarchistyczne zasady — autonomia, dobrowolne zrzeszenia, samoorganizacja, pomoc wzajemna, demokracja bezpośrednia — stały się podstawą dla organizowania się w obrębie ruchu alterglobalistycznego i poza nim. Jak niedawno zauważyła Barbara Epstein, przynajmniej w Europie i w Amerykach, zajął on w znacznej części miejsce, które w ruchach społecznych lat 60. zajmował marksizm: rdzenia rewolucyjnej ideologii, jest on źródłem idei i inspiracji nawet ci, którzy nie postrzegają się za anarchistów, określają się w odniesieniu do niego. Jednakże nie znalazło to prawie żadnego odbicia w dyskursie akademickim. Większość akademików wydaje się mieć jedynie zupełnie mgliste pojęcie o co w ogóle chodzi w anarchizmie; czy też odrzucają go używając najbardziej wulgarnych stereotypów („Anarchistyczna organizacja? Ale czy to nie jest ze sobą sprzeczne?”). W Stanach Zjednoczonych — i nie wydaje mi się, żeby było inaczej w innych miejscach — są tysiące akademickich marksistów tego, czy innego typu, ale ciężko znaleźć kogokolwiek, kto byłby chętny otwarcie nazywać się anarchistą.

Nie uważam, że jest tak wyłącznie dlatego, że świat akademicki jest zacofany, marksizm zawsze był z nim blisko spokrewniony, co nigdy nie stanie się z anarchizmem. Koniec końców został stworzony przez pracę doktorską; w jego duchu zawsze było to coś, co pasowało do uniwersytetów. Anarchizm z drugiej strony nie został nigdy przez nikogo wynaleziony. Faktycznie, historycy przeważnie traktują go tak jak by był, konstruując historię anarchizmu jako generalnie zwierzęcia identycznego w swojej naturze do marksizmu: miał zostać stworzony przez określonych XIX-wiecznych myślicieli, czasami Godwina lub Stirnera, ale z całą pewnością Proudhona, Bakunina i Kropotkina, miał zainspirować organizacje robotnicze, uwikłać się w polityczne zmagania… W rzeczywistości ta analogia jest dosyć naciągana. Po pierwsze, XIX wiek, któremu przeważnie przypisuje się odkrycie anarchizmu, nie postrzegał siebie jakby wynalazł cokolwiek szczególnie odkrywczego. Podstawowe zasady anarchizmu — samoorganizacja, dobrowolne zrzeszenia, pomoc wzajemna — są tak stare jak ludzkość. Podobnie odrzucenie państwa i wszystkich form strukturalnej przemocy, nierówności, czy dominacji (anarchizm dosłownie oznacza „bez władców”), czy nawet założenie, że wszystkie te formy łączą się i wzmacniają w jakiś sposób, ciężko nazwać jakąś świeżutką, XIX-wieczną doktryną. W całej historii można znaleźć ludzi formułujących podobne argumenty, pomimo faktu, że mamy bardzo dużo powodów, żeby uważać, że były to takie poglądy miały najmniejsze prawdopodobieństwo tego, że zostaną spisane. Mówimy tutaj mniej o określonej teorii, a bardziej o pewnym nastawieniu, czy być może wierze: odrzuceniu pewnych form relacji społecznych; pewności, że inne, określone zasady znacznie lepiej nadają się do oparcia na nich godnego, czy ludzkiego społeczeństwa; wierze, że jest to możliwe do zrobienia.

Wystarczy tylko porównać historyczne szkoły marksizmu i anarchizmu, żeby zobaczyć więc z jak fundamentalnie różnymi rzeczami mamy tutaj do czynienia. Szkoły marksistowskie mają swoich autorów. Tak jak marksizm narodził się w głowie Marksa, tak samo mamy leninistów, maoistów, trockistów, gramscistów, althusserystów… Zauważcie jak lista zaczyna się od przywódców państw, a potem przechodzi niemalże idealnie do francuskich profesorów. Pierre Bourdieu spostrzegł kiedyś, że jeśli dziedzina akademicka jest grą w której uczeni walczą ze sobą o dominację, to będzie wiadomo, że wygraliście, kiedy inni naukowcy zaczną zastanawiać się jak utworzyć przymiotnik od waszego nazwiska. Przypuszczalnie, to właśnie po to, żeby zachować możliwość wygrania gry, intelektualiści w odniesieniu do samych siebie upierają się przy używaniu jakiegoś rodzaju teorii historycznej Wielkich Jednostek, którą skreśliliby w każdej dyskusji nad czymkolwiek innym: idee Foucaulta, podobnie jak Trockiego, nigdy nie są traktowane jako produkt pewnego środowiska intelektualnego, jako coś, co powstało z niekończonych się rozmów i dyskusji w kawiarniach, szkolnych klasach, sypialniach, czy u fryzjerów, w czym udział brały tysiące ludzi w obrębie i poza światem akademickim (czy Partią), ale zawsze tak, jakby wyłoniły się z geniuszu pojedynczego człowieka. Nie jest też do końca tak, że marksistowska polityka organizowała się na wzór dyscypliny akademickiej, czy że stała się dla radykalnych intelektualistów, czy w coraz większym stopniu wszystkich intelektualistów, modelem jak traktować siebie nawzajem: raczej obie te rzeczy rozwijały się w pewnym stopniu w tandemie.

Szkoły anarchizmu, w kontraście, wyłaniały się z określonej zasady organizacji, czy formy działania: anarchosyndykaliści, anarchokomuniści, insurekcjoniści, platformiści, spółdzielnicy, indywidualiści i tak dalej (co znamienne, te kilka marksistowskich tendencji, które nie są nazwane po jakiejś osobie, jak autonomizm, czy komunizm rad, są najbliższe anarchizmowi). Anarchistów odróżnia się po tym co robią i jak się organizują, żeby to coś robić. I w rzeczy samej właśnie tym tematom anarchiści poświęcali większość swoich przemyśleń i dyskusji. Nigdy nie byli zbytnio zainteresowani tym rodzajem szerokich, strategicznych lub filozoficznych kwestii, jakie zajmują marksistów, na przykład „Czy chłopstwo jest potencjalnie rewolucyjną klasą?” (anarchiści uważają to za coś o czym to chłopi powinni decydować) czy „Jaka jest natura formy towaru?”. Zamiast tego wolą dyskutować o tym jaki jest naprawdę demokratyczny sposób na przeprowadzenie spotkania, kiedy organizacja przestaje emancypować ludzi i zaczyna dusić ich indywidualną wolność. Czy „przywództwo” jest koniecznie czymś złym? Albo o etyce sprzeciwiania się władzy: czym jest akcja bezpośrednia? Czy powinno się potępić kogoś, kto zabił głowę państwa? Kiedy można wybić szybę?

Można podsumować to w taki sposób:

  • Marksizm skłaniał się do bycia teoretycznym lub analitycznym dyskursem odnośnie rewolucyjnej strategii.
  • Anarchizm skłaniał się do bycia etycznym dyskursem odnośnie rewolucyjnej praktyki.

Continue reading David Graeber: Zmierzch Awangardy