Nieprzystosowany – Przytłoczeni nadmiarem czyli jak facebook zwala anarchizm z nóg

“Komputer, stanowiący praktyczne zastosowanie matematyki, posiada obecnie zdolność symulowania rzeczywistości w środowisku wirtualnym. Dzięki iluzjom i wrażeniom zmysłowym wytwarzanym przez tę maszynę, udało się wypełnić brak emocji i przyjemności, zagłuszyć niezadowolenie i wyobcowanie, poczucie pustki oraz daremność egzystencji. Gdy powstaje ten tekst, niezliczona rzesza ludzi w różnym wieku, tkwi przyklejona do ekranów monitora, rozładowując i regulując swoje zachowanie poprzez gry i rozrywkę, niektórzy zaś wręcz przenoszą tam swoje życie. Wielu poszukuje bliskiego kontaktu, przyjaźni i miłości na stronach internetowych społeczności. (…)*

Jeśli rzeczywistość wirtualna wpływa obecnie na naszą emocjonalność oraz charakter uspołecznienia, to czy oddziałuje również na nasz nastrój i myśli? Jak daleko jesteśmy od momentu, kiedy będzie ona w stanie w pełni kontrolować nasze zmysły? Kiedy nastąpi moment, gdy będzie nam się wydawać, że widzimy piękne krajobrazy, wąchamy kwiaty, słuchamy fal albo dotykamy swojego partnera, choć za tym wszystkim stać będzie jedynie dobrze napisany kod cyfrowy? Nie marnuj czasu zastanawiając się nad odpowiedzią.”

(Aspołeczne Zachowania na rzecz Rozprzestrzeniania
Rewolucyjnego Terroryzmu – Komunikat po ataku na centralę
Microsoft w Atenach
)

Kapitalistyczne społeczeństwo obfitości to nie tylko kwestia niewykorzystanego potencjału redystrybucyjnego jaki stwarza dzisiejszy rozwój bazy ekonomicznej – gdzie kolonizacja czasu wolnego idzie w parze z wyzyskiem pracy – jest to także kwestia nadmiaru, który wpływa na nasz styl życia, sposób myślenia i podejmowane aktywności. W zdigitalizowanym społeczeństwie, opartym na szybkim przepływie informacji obfitość przeradza się w nadmiar, którego szczególną formą jest dziś nadmiar informacji. Dzięki internetowi żyjemy w cyfrowej wieży Babel, która huczy milionami różnych języków, idei, bodźców i szumów informacyjnych. Wieżę tę charakteryzuje polifonia, wielogłos w którym zaciera się granica między tym co ważne, a tym co ważniejsze, między tym co istotne a tym o nieistotne. Pozbawieni wyraźnego azymutu brodzimy po omacku w bezkresnej przestrzeni sygnałów i przekazów. Nieuchronnie powoduje to, że zaczynamy czuć się przytłoczeni i odrętwieni. Nasz głos tonie w morzu innych.

Dlatego tak istotna staje się dla nas dziś sprawa posiadania własnych anarchistycznych mediów. Chodzi o budowanie wspólnego mianownika punktów odniesień, wspólnego języka opartego na przeżywaniu tych samych wydarzeń i procesów, dzięki czemu możemy mówić o wspólnej, łączącej nas tożsamości. Walka mimo swojej polimorficzności musi mieć pewną spójność, a nasze media powinny ją nie tylko ułatwiać, ale również kształtować.

Warto przyjrzeć się jak na rozproszenie naszego potencjału wpływa facebook, bardzo popularny wśród anarchistów. Pominiemy tu kluczowy aspekt emocjonalny i sposób w jaki narzędzie to eksploatuje naturalną i głęboką potrzebę społeczną jednostek, kompensując jej marginalizację w realnym życiu społeczeństw kapitalistycznych, gdzie dominuje przede wszystkim logika zysku i walka o przetrwanie w której więzi polityczne, rodzinne, przyjacielskie, społeczne zostają zepchnięte na drugi plan.

Patrząc od strony politycznej, facebook doprowadził obecnie nie tylko do zaniku polskojęzycznych stron anarchistycznych, przyczynił się również do rozproszenia naszej uwagi (w grę wchodzą tu także inne czynniki, jak ogólna słabość środowiska). Po co zakładać stronę, skoro wszyscy są na facebooku, gdzie o wiele łatwiej i szybciej jest wrzucać informacje w czasie rzeczywistym. Nie wymaga to wysiłku. Każdy jest samotnym redaktorem w swojej jednoosobowej redakcji w cyfrowym zamku o tysiącach okien i pokoi. Nasz czas pochłania przekopywanie się przez tony informacji, których jest zbyt wiele abyśmy byli w stanie je przetworzyć i syntetycznie połączyć. Kiedy zresztą mielibyśmy zająć się ich trawieniem, skoro ciągle pojawiają się nowe, a my pochłonięci ich wyborem i publikacją staramy się nadążyć za szybko posuwającą się falą. Nieuchronnie doprowadza to do spłycenia naszej refleksji, do luźnego łączenia faktów, do rozproszenia i konsumpcji, która przy takim tempie staje się jałowa, staje się celem samym w sobie (dodatkowo mieszają się tu informacje polityczne i prywatne, rozmywa się granica między sprawami poważnymi a rozrywką). To właśnie owo tempo, sprzyja poczuciu kurczenia się czasu i osłabia naszą zdolność do logicznego myślenia, które wymaga czasu i namysłu. Zamiast jakości górę bierze jakość. Zauważmy jak często informacje są po prostu kopiowane i udostępniane, jak często są to po prostu obrazki, krótkie komentarze, krótkie filmy, linki zewnętrzne. Jak niewiele w tym wszystkim jest nas samych, naszej własnej refleksji, naszej własnej pracy, naszych własnych słów.

Oczywiście sama selekcja informacji jakie wrzucamy na swój profil oznacza pewien intelektualny wysiłek, jest on jednak minimalny w porównaniu z pracą nad stroną internetową, własnym czasopismem, itd. Gdy redagujemy własną stronę ponosimy większą odpowiedzialność za wybór materiału. Musimy sami go opracować, musimy zbadać więcej źródeł, by mieć pewność, że wiemy o czym piszemy. Przede wszystkim jednak większość materiału musimy przygotować sami, co może oznaczać pracę nad tłumaczeniem, ale też pracę dziennikarską, podczas której podejmujemy wysiłek samodzielnego formułowania myśli, ocen, wyboru faktów, i co najważniejsze, musimy zadecydować jak chcemy te fakty przedstawić, jaką ich interpretację zaproponujemy naszym czytelnikom. Oznacza to pogłębioną refleksję która rozwija naszą swiadomość polityczną, nasze zdolności intelektualne, nasze umiejętności myślenia, pisania i łaczenia faktów, których nie da się rozwinąć i podtrzymać w ramach tempa proponowanego przez facebook. Myślenia to proces, tak samo jak pogłebiona praca nad danym projektem. Profil FB nie osadza nas w żadnym procesie, nakłada na nas jedynie obowiązek aktualizowania w celu utrzymania kontaktu z innymi ludźmi (treść nieraz staje się drugorzędna). Dla projektów anarchistycznych facebook powinien być wyłącznie dodatkiem do właściwej pracy, instrumentem, trampoliną pozwalającą sięgnąć z naszym przekazem do większego grona odbiorców. Nie zapominajmy przy tym, że wiele stron anarchistycznych, zwłaszcza tych osadzonych w nurcie insurekcyjnym w ogóle nie korzysta z facebooka, i jest to ich świadomy wybór polityczny.

Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć by przeciwstawić się logice przytłaczającego nadmiaru? Przede wszystkim NIE MUSIMY
WIEDZIEĆ AŻ TYLE ILE OBECNIE MOŻEMY. Problem dziś nie polega na braku dostępu do informacji, lecz na ich mądrym wyborze. To ważna konstatacja. Ważniejsze jest na czym skupimy naszą uwagę i dlaczego to robimy, według jakich kryteriów to wybieramy i czemu to ma służyć? Aby w ogóle myśleć, musimy myśleć SELEKTYWNIE. Jesteśmy w gigantycznej bibliotece, która kusi milionami okładek. Zamiast chodzić wzdłuż półek i sięgać co chwilę po jedną z książek, by przejrzeć w niej stronę, dwie i odłożyć na miejsce, lepiej definitywnie zdecydować się na JEDNĄ i przez jakiś czas w pełni poświęcić jej swoją uwagę. Co to znaczy w przypadku anarchistycznej strony internetowej? Że jej zadaniem powinno być skupienie się na kilku wybranych zjawiskach (np. ruch lokatorski w Polsce albo partyzantka miejska w Grecji), obszarach i regularne dostarczanie informacji z ich obrębu, by pokazać fakty w ramach jakiegoś procesu (nie zaś jako moment wśród innych momentów) w którym można dostrzec pewne prawa (bądź ich brak lub zmienność), wyciągnąć wnioski, dostrzec wady i zalety, innymi słowy by można było te zjawiska przemyśleć i ZROZUMIEĆ. Wymaga to dyscypliny zarówno od nadawcy jak i odbiorcy. W niczym nie pomaga nam to co dzieje się na licznych profilach które starają się informować nas o wszystkim co dzieje się na świecie. O wszystkim czyli o niczym. Jednego dnia dowiadujemy się o: strajku głodowym anarchistycznego obdżektora w Turcji, pobiciu faszysty w Kalifornii, o tym, co powiedział poseł Morawiecki, o tym, że uchodźcy na granicy bułgarskiej koczują już od dwóch tygodni i potrzebują ciepłych koców, że izraelski żołnierz zastrzelił palestyńskiego nastolatka, że w Radomiu będzie więcej kamer monitoringu, i tak dalej, i tak dalej…

Jak podjąć sensowne działanie w obliczu tego wszystkiego? Przecież nic nie możemy zrobić w obliczu problemów całego świata. Jest jednak jedno rozwiązanie. Nic prostszego. Trzeba to udostępnić na facebooku by dowiedzieli się o tym inni. Co za ulga. I tak kręci się to błędne koło. Na tym polega pułapka bierności w którą wpadlismy. Nadmiar sparaliżował wielu z nas, nie robimy nic, obracamy jedynie kolorowym kalejdoskopem.

Jestem przekonany, że wyłączenie facebooka przez wielu anarchistów zaowocowałoby eksplozją aktywności redaktorsko-
wydawnicznej. Energia do działania i potencjał jaki stwarza internet ujawniłby się dzięki temu w bardziej konstruktywnej postaci. Więcej osób skupiłoby się na wybranych zagadnieniach, zajęło redagowaniem własnych czasopism, kręceniem filmów dokumentalnych, robieniem wywiadów, pisaniem felietonów i przygotowywaniem historycznych opracowań, tłumaczeniem tekstów. To wszystko pogłębiło by naszą samowiedzę i kondycję umysłową środowiska, anarchizm stałby się ciekawszy dla nas samych, bardziej przemyślany i ugruntowany. Zalety takiej reorientacji można by wyliczać.

Innym, nawet ważniejszym motorem takiego przewartościowania byłoby z pewnością zerwanie z całym szeregiem politycznych dogmatów i non-violencowych kagańców narzucanych naszemu środowisku przez dominujący model anarchizmu obywatelskiego, redukujący polskie środowisko do pacyfistycznego, demokratycznego i związkowego ruchu, który z natury rzeczy nie jest w stanie przyciągnąć uwagi młodego pokolenia, pozbawiony bojowości i radykalizmu, odcinający się od samych korzeni anarchistycznej idei. Składowymi tego zerwania powinny być m.in. odrzucenie mentalności wiktymizacyjnej oraz, jeśli nie zerwanie to przynajmniej wykroczenie części środowiska poza paradygmat anarchosyndykalizmu z jego nieaktualnym poglądem o rewolucyjnej roli klasy pracującej, który w fatalny sposób myli działalność związkową z atakiem na system.

Ktoś mógłby powiedzieć, że jesteśmy dorośli, mamy własny rozum i powinniśmy umieć trzeźwo korzystać z nowoczesnych narzędzi. Po części jest to prawda, zwłaszcza jeśli dotyczy osób starszych, które wychowały się jeszcze w czasach sprzed wynalezienia internetu.  Mają one szczęście pamiętać jak wyglądało życie bez telefonów komórkowych i facebooka. Ten punkt odniesienia to dla nich cenna przeciwwaga. Rzecz ma się jednak inaczej w przypadku młodego pokolenia, które nie zna innej rzeczywistości. To pokolenia dla którego telefon czy facebook nie jest już po prostu tylko nowym narzędziem. One są integralną częścią całego ich życia. Ci młodzi ludzie są ukształtowani przez nowoczesną technologię która sięga głęboką do wnętrz ich emocji, mentalności i zachowań. Jako anarchiści powinniśmy zachować ostrożność wobec argumentu narzędzia. Wiemy czym jest zjawisko alienacji, które pokazuje nam, że wytwory człowieka potrafią przeciwstawić mu się i jawić jako niezależna odrębna siła, wpływająca na ludzki rozwój. Tak samo jest z nowoczesną technologią, która mimo iż jest wytworem człowieka, kształtuje umysłowość i wrażliwość młodego pokolenia, integrując je z systemem technologiczno-informacyjnym, produkując posłusznych obywateli o obniżonej zdolności logicznego myślenia i rozproszonej uwadze, nie czytających i  nie podejmujących refleksji nad swoim położeniem w świecie. Facebook jest częścią tego destrukcyjnego procesu.

Na redaktorach tych nielicznych portali i czasopism anarchistycznych jakie jeszcze się ostały, w tych jakże niesprzyjających warunkach, spoczywa dziś bardzo duża i zaszczytna odpowiedzialność – nadawania anarchizmowi kierunku na wzburzonym morzu informacji, podtrzymywaniu idei i przekazywaniu jej dalej, ku przyszłości, w nadziei, że cierpliwie siane ziarna, prędzej czy później ukorzenią się przeobrażając w potężne drzewo, w konarach którego swoje miejsce znajdą wszelkiego rodzaju nieprzystosowani i buntownicy połączeni ogniem wspólnej walki z państwem, kapitałem i władzą.

Nieprzystosowany