Rzucamy iskrę i rozrabiamy na anty-Ceta w Wawie

14666295_354067588317638_1788018339244317064_n

Sobota, godzina trzynasta, docieram na demo. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to grupa około dwudziestu nacjonalistów stojących na schodach. Mijając ich dostrzegam skromną reprezentację Związku Syndykalistów Polskich z banerem głoszącym „Śmierć kapitalizmowi”, więc naturalnie kieruję się w ich stronę. Chwilę stoimy rozmawiamy, tłum gęstnieje, szukam wzrokiem swoich towarzyszy. Protest rośnie i nabiera kształtu. Widzę dużo transparentów z Akcji Demokracji, dostrzegam nawet faszystów ze Zmiany, są także kukizowcy, ale do nich przejdziemy później.

Nagle są! Widzę czarną, zielono-czarną, czerwono-czarną i antyfaszystowską flagę! Rozpoznaję sylwetki zamaskowanych przyjaciół i bez zwłoki udaję się w ich kierunku. Wśród nas pojawia się spora reprezentacja Inicjatywy Pracowniczej. Skandując przez megafon hasła wkraczają na schody i wyraźnie idą w tym samym kierunku co Ja. No cóż, nigdy mi nie będzie z nimi po drodze, ale teraz jednak trzeba iść. Zwieramy szeregi i oceniamy sytuację.

Długo nie trzeba było czekać. Lecą pierwsze hasła w stronę
narodowców, którzy jak zauważyliśmy swobodnie rozmawiają z obecnymi na miejscu policjantami, a nawet się z nimi po przyjacielsku witają. Ci odkrzykują w naszą stronę, część związkowców razem z nami skanduje antyfaszystowskie slogany. Dźwięków, haseł i sloganów innych grup na proteście zwyczajnie nie słyszę, jesteśmy my i oni – faszyści z policją, łamistrajkami zajmiemy się później.

Nacjonaliści odchodzą, do dziś nie wiem czy się wystraszyli czy faktycznie zostali wyproszeni z protestu. Ruszamy, trzymając się we własnym gronie. Z czasem formuje się wyraźny anarchistyczny blok złożony z anarchistów i antyfaszystów, związkowców oraz sympatyków. Jak na moje oko około stu osób. Krzyczymy, skandujemy antykapitalistyczne hasła, atmosfera się zagęszcza, wreszcie docieramy na ulicę Marszałkowską. Wszystko to bardzo ładnie

będzie wyglądało na zdjęciach, ale to za mało, czas na coś więcej.

We dwójkę biegniemy na przód, aby zorientować się w sytuacji. Wcześniej jeden z nas wykonał mały rekonesans i wiemy, że przed nami idzie blok partii razem, a przed nimi, tuż przed platformą, na czele marszu kroczą kukizowcy. W międzyczasie nasze szeregi zasila silna ekipa i anarchistyczny charakter naszego bloku nabiera rumieńców.

Ponownie biegniemy we dwóch na czoło marszu. Wybiegamy im naprzeciw i krzyczymy antyfaszystowskie hasła. Policja reaguje niemrawo, a my pozwalamy sobie na jeszcze więcej. Kukizowców – tą przypudrowaną wersję ruchu narodowego – nienawidzimy w sposób szczególny za ich wrogość wobec uchodźców i wprowadzenie do sejmu faszystów Winnickiego. To w zupełności wystarczy, by skupić się właśnie na nich, choć chętnie zajęlibyśmy się wszystkimi pozostałymi partiami politycznymi podtrzymującymi zgniły demokratyczny system, toczony rakiem władzy, hierarchii i pieniądza.

Teraz dodatkowo wkurwia nas, że kukizowcy mają być jedną z twarzy protestów przeciw korporacyjnej władzy umacnianej przez CETA. Poza tym liczy się akcja, bojowe działanie i podkreślenie autonomii anarchizmu na dużym proteście.

14682058_354068494984214_7145503182335511799_o

Namawiamy pozostałych, by całą bandą dzierżąc flagi i transparenty przesunąć się na czoło marszu i zasłonić kukizowców. Podziałało, warto pobudzać ludzi i pierwszemu rzucać iskrę. Ktoś musi zacząć, a dalej niech dzieje się, co ma się dziać.

Mijamy blok partii Razem krzycząc “A-Anticapitalista”. Dobiega nas setka. Podzieleni na kilka grup przejmujemy czoło marszu. Kukizowcy strzygą uszami, słysząc lecące pod ich adresem wyzwiska i antyfaszystowskie hasła. Udało się, bezboleśnie przejęliśmy czoło marszu i zdominowaliśmy cały protest!

Pierwszy mały sukces, zlatują się medialne sępy. Przed nami
jedzie samochód z platformą, z której przemawiają organizatorzy. Nie dają rady nas zagłuszyć. Teraz liczą się nasze hasła, a nie ich: – „wolność – równość – pomoc wzajemna”, „a-a-anticapitalista” czy „faszyści, burżuje wasz koniec się szykuję”. Inicjujemy bardziej radykalne hasła. Związkowcy z IP w większości patrzą na nas
zniesmaczeni. Jednocześnie napawają się naszym sukcesem, zadowoleni, że i im przypadło w udziale znaleźć się na przodzie. Robią sobie zdjęcia. My pozostajemy czujni.

14729103_354730891584641_216439959337681406_n

Obserwujemy zwiększenie sił policyjnych wraz ze zbliżaniem się marszu pod siedzibę premiera. Jeszcze przed dotarciem na miejsce, jedna z organizatorek próbuje się do nas żałośnie przymilać (obwiązując sobie twarz szalikiem) i wymusić na nas jakąś współpracę. Najwyraźniej sytuacja nie przebiega po jej myśli. Marsz zatrzymuje się, a policji przybywa.

W pewnym momencie na prawo od nas pojawia się blok kukizowców, którzy ponownie próbują wślizgnąć się na nasze miejsce. Bez zastanowienia atakujemy ich razem z towarzyszami. Podbiegamy w ich stronę, nacieramy na pierwszą linię trzymającą baner. Lecą wyzwiska, zaczyna się szarpanina i wojna na hasła. Natychmiast interweniuje policja, lecz z trudem nas powstrzymują.

W tym czasie organizatorka w asyście dwóch policjantów wskazuję na mnie i dwóch towarzyszy mówiąc: „ten, ten i jeszcze ten”. Nic sobie z tego nie robimy, pozostajemy na swoich miejscach, najbliżej przeciwnika jak tylko się da. Od strony naszego bloku padła solidarna odpowiedź części uczestników. Głośnym i wyraźnym echem niosą się okrzyki „narodowcy, szmalcownicy wypierdalać ze stolicy” oraz „zdrajcy klasy robotniczej”.

Policji przybywa, organizatorka gdzieś zniknęła. Teraz moment kluczowy. Za chwilę na platformę mają wejść takie gnidy jak Paweł Kukiz czy homofob Jakubiak. Wiemy, że cokolwiek nas spotka, koniecznie musimy zakłócić ich występ. Niespodziewanie z megafonu Inicjatywy Pracowniczej pada komunikat „Anarchiści wychodzimy”. To chyba jakiś żart. To najgorszy moment by zmyć się i oddać pole politykom. Niestety zdecydowana większość członków anarchistycznego bloku usłuchała apelu IP. Odłączając się od marszu poszliśmy prosto w objęcia policji, który otoczyła nas ścisłym kordonem. W tej sytuacji nie mogliśmy działać dalej sami w obrębie demonstracji. Straciliśmy naturalny parawan jaki oferowała nam obecność większego bloku naszych ludzi. Teraz mogliby zgarnąć nas bez większych komplikacji.

Czas rozliczeń. Dochodzi do awantury, oskarżamy członków Inicjatywy Pracowniczej o złamanie solidarności, o negocjacje z policją oraz o tchórzostwo. Krzyczymy „łamistrajki”, wypominamy sprawę Amazona, drwimy z ich podejścia, robienia fotek na proteście niczym na pikniku, dzięki którym przekłamują teraz przebieg wydarzeń. Podczas kłótni z uśmieszkami pytali się nas “gdzie są nasze kadry”.

Przez całą drogę powrotną byliśmy wyraźnie podzieleni na dwie
grupy. Nie ulegało wątpliwości, że Inicjatywa Pracownicza fatalnie oddała pola i wyprowadziła nas w ręce policji, z dala od platformy. Odłączyli się od nas w okolicy Placu Zbawiciela, a my w niechcianej asyście policji dotarliśmy do siebie.

Dziś obserwuję żenujący festiwal na ich stronach i profilach, gdzie utrzymują, że powstanie bloku oraz przesunięcie się na czoło marszu to ich zasługa. A wszystko upitraszone w sosie dziesiątek zdjęć, które zdążyli sobie pyknąć w czasie, gdy my organizowaliśmy konfrontację. Typowo polityczne pierdolenie i zagrywka pod publikę. Trafiłem gdzieś nawet na informację, że „było nas 6000”. Z mojego punktu widzenia warszawska IP nie różni się niczym od partii politycznej i nie ma nic wspólnego z anarchizmem. Posiadają nawet własne „partyjne flagi”, negocjują z policją i organizatorami, aby ich obecność była koncesjonowana i zanadto nie naruszała pokojowego przebiegu manifestacji. Należy jednak oddać honor niektórym z jej szeregowych członków, którzy starali się pomóc nam wywołać zamieszanie. Dobrze się stało, że osiągnęliśmy nasz plan minimum, bojowo zaznaczając swoją obecność.

Głowa pełna napalmu