Założyciel The Pirate Bay: Netflix i Spotify są zagrożeniem, nie rozwiązaniem

Oryginalnie opublikowano 6 stycznia na Torrent Freak

Peter Sunde, założyciel i dawny rzecznik The Pirate Bay wierzy, że poziom piractwa będzie malał. To jednak, że dystrybucja treści online będzie pod kontrolą kilku potężnych podmiotów, wcale nie będzie oznacza dla nas nic dobrego. „Netflix, Spotify i im podobne to nie rozwiązanie, tylko strata dla nas”, mówi.

Dziesięć lat temu internet był zupełnie innym miejscem. Piractwo kwitło, tak jak kwitnie teraz, ale ludzi stojących za największymi stronami z torrentami było wtedy słychać głośniej, niż teraz.

Toczyła się bitwa o prawo do swobodnego dzielenia się treścią online. Wtedy była to w dużej mierze konieczność, jako że nadal nie wypracowano rozwiązań prawnych, ale dla wielu była to również bitwa idealistyczna.

Jako rzecznik The Pirate Bay, Peter Sunde był w tamtym okresie jednym z wiodących głosów. Wierzył, i wierzy nadal, że ludzie powinni dzielić się czymkolwiek, czym chcą, bez ograniczeń. Koniec, kropka.

Dla Petera i trzech innych osób związanych z Pirate Bay, ostatecznie zakończyło się to wyrokami więzienia. Nie byli jedynymi, którzy odczuli konsekwencje. Przez ostatnią dekadę, dziesiątki stron torrentowych zamknięto pod groźbą konsekwencji prawnych, zmuszając ich operatorów do przejścia w ukrycie.

Dzisiaj, dziesięć lat po rozmowie, w której porozmawialiśmy z Peterem o przyszłości stron z torrentami i dzielenia się plikami, zwracamy się do niego ponownie. Wiele się zmieniło, ale jak współzałożyciel The Pirate Bay widzi te sprawy obecnie?

-Prywatnie sprawy mają się u mnie dobrze, nadal pracuję nad serialem na temat aktywizmu, który ujrzy światło dzienne w przyszłym roku. Poza tym, pracuję nad Njalla, Ipredatorem i innymi znanymi projektami. Zasadniczo w moich projektach nadal chodzi o to samo, o co chodziło dziesięć lat temu. Teraz po prostu próbuję innego podejścia!

Jakkolwiek Peter pozostaje wierny aktywistycznym korzeniom, walcząc o prywatność i wolność w Internecie, jego perspektywy nie są już tak pozytywne, jak kiedyś.

Jest dumny, że Zatoka nigdy się nie poddała i walczyli w sądzie do końca. Osiągnęli moralne zwycięstwo, ale Peter zdaje sobie sprawę, że większą bitwę przegrali.

-Jestem dumny i szczęśliwy, mogąc codziennie rano spojrzeć w lustro z poczuciem, że postąpiłem właściwie. Wielu skorumpowanych ludzi zaangażowanych w nasze procesy prawdopodobnie czuje się całkiem gównianie. No, a przynajmniej czuliby się tak, gdyby mieli uczucia.

Dawny rzecznik The Pirate Bay właściwie niczego nie żałuje. Jedyne, co przychodzi mu do głowy, kiedy pytamy, co zrobiłby inaczej, to powiedzenie innemu ze współzałożycieli, Anakacie, żeby zaszyfrował dysk twardy.

Brokep (Peter) i Anakata (Gottfrid)

Patrząc na klimat medialny, jaki obecnie panuje, Peter nie sądzi, żeby sytuacja zmieniła się dla nas na lepsze. Wręcz przeciwnie. Jakkolwiek w niektórych krajach łatwiej jest o legalny dostęp do treści online, oznacza to także, że kontrolę nad nim sprawuje twardą ręką kilka wielkich korporacji.

The Pirate Bay i inni zawsze zachęcali do wolnej wymiany zarówno odbiorców, jak i twórców treści. Tutaj zdecydowanie nic nie zmieniło się na lepsze. Zamiast tego, dzisiaj multimedia są dzisiaj całkowicie scentralizowane.

Zaskakuje mnie, że ludzie są tak krótkowzroczni. „Rozwiązaniem” dla udostępniania plików nigdy nie była centralizacja kontroli z powrotem w rękach kilku wielkich podmiotów – walka toczyła się właśnie przeciwko temu.

-Netflix, Spotify i im podobne to nie rozwiązanie, tylko strata dla nas. Zaskakuje mnie, że ruch piracki nie podejmuje tego tematu na większą skalę – dodaje.

Usługi streamingowe są często przedstawiane jako rozwiązanie problemu piractwa, Peter jednak widzi sprawy inaczej. Wierzy, że te serwisy dają więcej kontroli potężnym korporacjom.

-Te same korporacje, z którymi walczyliśmy, kontrolują te platformy. Albo poprzez posiadanie w nich udziałów, albo przez układy z nimi, które powodują, że platformy streamingowe muszą przestrzegać ich zasad.

-Artyści nie mają rzeczywistego wyboru: być albo nie być na Spotify. Nie ma nic innego. Jeśli Spotify nie przestrzega reguł narzuconych przez korporacje, również ma przejebane. Zależności są silniejsze, niż kiedykolwiek.

Pierwsza wielka fala internetowego piractwa sprzed dziesięciu lat była dla przemysłu rozrywkowego pobudką. Ogromna popularność stron z torrentami pokazała, że ludzie żądali czegoś, czego on nie oferował.

W pewnym sensie, te wczesne pirackie strony są powodem, dla którego Netflix i Spotify mogły zacząć robić to, co robią. W przypadku Spotify całkiem dosłownie, ponieważ na początku funkcjonowania serwis wykorzystywał spiraconą muzykę.

Peter jednak nie uważa, aby to serwisy streamingowe stanowiły odpowiedź. Według niego jedynym rozwiązaniem jest zredefiniować i zalegalizować piractwo.

-Rozwiązanie problemu piractwa stanowi jego redefinicja. Należy udostępnić treści wszystkim i zdekryminalizować to udostępnianie.

Patrząc z tej perspektywy, niewiele zmieniło się przez dekadę. Jako że obserwował tę walkę z bliższej perspektywy, niż ktokolwiek inny, ma też świadomość, że zwycięzcy prawdopodobnie są po drugiej stronie.

Poziom piractwa będzie malał, ale nie w takim sensie, jaki marzy się Peterowi.

-Myślę, że z powodu obecnych problemów piractwo będzie malało. Narzucana jest nam neutralność sieci i coraz więcej praw ograniczających indywidualną wolność i dostęp do kultury. To nie przynosi ludziom żadnych korzyści.

-Przemysł rozrywkowy będzie szczęśliwy, obserwując, jak ich lobbying i łapówki się zwracają – podsumowuje.