Dzisiaj w Kopenhadze odbyło się demo pt. ‘for frihed‘, czyli za wolność. W tym przypadku chodziło akurat o wolność od uchodźców, muzułmanów, wszystkich nie-białych i nie-Duńczyków. Na rasistowskim demie stawiło się 40-50 osób, średnia wieku 55 lat. Kapitan państwo wysłał też 300 gliniarzy i helikopter, żeby te śmieszną zbieranina ochraniać przed kontrdemonstracją, która nazywała się ‘make racists afraid again’. W planach brunatnych świń z Pegidy był przemarsz przez ulice Nørrebro. Dzielnicy, w której cieszę się, że mieszkam, z powodu jej bogatej, robotniczej i strajkowej historii. Są tu najlepsze skłoty i dużo anarchistów, także bardzo dużo przybyszów z krajów bliskiego i dalekiego wschodu oraz Afryki.
Próba rozpowszechniania nienawistnej ideologii na tych ulicach to oczywista prowokacja i nie mogła pozostać bez odpowiedzi, wiec w kontr-demie wzięło udział ok. 150 osób mających intencje konfrontacyjne oraz drugie tyle ‘soc-demów’, a także sporo przechodniów w rożnym wieku, którzy zatrzymywali się, by maszerujących ochoczo powyzywać od jebanych rasistowskich świń. Od czasu do czasu dochodziło do szarpaniny z gliniarzami, ktoś pierdolnął sobie butelką albo petardą, kilka osób zostało wyłapanych z tłumu i aresztowanych przez tajniaków, mało kogo udało się odbić, bo organizacja glin stała na bardzo wysokim poziomie.
Kiedy marsz wchodził do Nørrebro, opór się nasilił. Do szarpaniny z policją i latających petard dochodziło już co skrzyżowanie. Z kilkoma osobami udało nam się wybić na przód i zrobić barykadę z czego popadnie: ławek, desek, reklam i gratów z ulicy. Zablokowaliśmy ruch na jednej z głównych ulic miasta, i to ku uciesze okolicznych mieszkańców, nikt nie protestował. Marsz został zatrzymany, pały grzecznie rozmontowały i posprzątały barykadę i marsz poszedł dalej. Po przejściu spory kawałek przez miasto, w końcu policja odstawiła rasistów na stacje, gdzie pojechali do domu pociągiem, wciąż z ogromna eskortą.
Uważam że cel został osiągnięty, bo celem był opór i opór był cały czas. Kiedy cala ulica skanduje „Żadnych rasistów na naszych ulicach!“, „Walka z faszyzmem – tu i teraz!“, „Say it loud, say it clear, refugees are welcome here!“, „Black and white unite and fight!“, to te 40-50 osób może się zastanowi nad swoim spierdoleniem, a i ci, którzy się wahają czy być po ich stronie czy nie, może jeszcze się nad tym zastanowią.
Cieszę się z tego dema ogromie, bo jest moc, antifa ma się dobrze, ale kapitan państwo niestety też i wystawił mnóstwo glin. W świetle ostatnich wydarzeń, które prawica odpierdala w tutejszym parlamencie (np. prawo które zezwala na konfiskowanie imigrantom wszystkich kosztowności, albo prawo do deportacji każdego, kto żebrze – wczoraj deportowano tym prawem pierwszą osobę, kobietę ze Słowacji), pokazanie się na demonstracji przeciwko rasizmowi jest kurwa obowiązkiem i nie ma żadnych wymówek. Drzeć ryja, być widocznym, motywować ludzi, rozdawać propagandę – to wszystko, jak najbardziej tak, ALE też ważne, żeby oswajać się z hałasem, chaosem, policją, rozkminiać ich taktykę, orientować się, gdzie spierdalać, gdzie nas odcinają, gdzie tajniaki się czają itd. To też bardzo ważne. Trzeba ćwiczyć, bo to co widziałem na ostatnich kilku demach, to policja naprawdę jest zorganizowana bardzo dobrze i ciągle rozjebują nas taktycznie, a przynajmniej na zachodzie tak to wygląda. Niedługo G20, a Starbucksy się same nie spalą, więc wychodzimy na ulicę i uczymy się!
Kot