Mroźny, ciemny listopadowy poranek, szósta rano. Zbiórka na parkingu jednego z dużych supermarketów w Poznaniu. Oczekiwania na kilka spóźnialskich osób. Ostatecznie jest nas około czterdziestu. Część tak jak my jest tu po raz pierwszy. Gdy już wszyscy dotarli i wstępnie się poznali, rozdano mapy z zaznaczonymi trzema możliwymi miejscami polowania oraz ambonami, z których mogli strzelać myśliwi. Miało to być zbiorowe polowanie z nagonką. Potem przydzielone zostały zadania i fragmenty terenów łowieckich do patrolowania. Wymieniliśmy się numerami telefonów w celu łatwego i szybkiego kontaktu. Kilka osób miało przemierzać las na rowerach, dzięki temu łatwo i szybko mogli się przemieszczać po lesie, gdyż zwykłym śmiertelnikom nie wolno jeździć samochodami po leśnych drogach. Nie musimy chyba dodawać, że myśliwi się do tych zwykłych śmiertelników nie zaliczają. W ten sposób, jeśli myśliwi decydowali się na zmianę miejsca polowania osoby na rowerach, mogły ich łatwo śledzić i dać pieszym patrolom sygnał do zbiórki przy samochodach, skąd kierowcy zabraliby ich w nowe miejsce. Dobraliśmy się w pary, dla większego bezpieczeństwa, by się nie zgubić i by w razie problemów z myśliwymi nie zostać zdanym tylko na siebie. Nigdy nie wiadomo, co może wydarzyć się w lesie, gdy nikt nie patrzy. Rozdano pomarańczowe kamizelki odblaskowe, by lepiej było nas widać. Wsiedliśmy w kilka samochodów i ruszyliśmy w okolice Pamiątkowa.
Mróz był tego dnia silny na drzewach widać było zamarznięte krople rosy i nawet pajęczyny otoczone cienką warstwa lodu. Na otwartym terenie mroźny wiatr przewiewał przez kilka warstw ciepłych ubrań. W powietrzu unosiła się gęsta mgła, ograniczająca widoczność. Po wyjściu z lasu na pole widoczne były tylko białe ściany zbudowane z mgły. Dostaliśmy stanowisko przy jednej z ambon. Z początku zimno wydawało się nie do wytrzymania, ale szybki marsz na obrzeżu lasu i ciepła herbata w termosie pomogły nam się rozgrzać. Po pewnym czasie w oddali słychać było ujadanie psów i po chwili z mgły zaczęły wyłaniać się spłoszone zwierzęta, głównie sarny, daniele i jelenie. Myśliwych jednak nie było widać.
W trakcie patrolu natknęliśmy się na leśniczego, który próbował nas wygonić, wmawiając nam, że nie mamy prawa tu przebywać i że będąc blisko leśniczówki weszliśmy na teren prywatny. Poproszony o pokazanie, gdzie się ten teren kończy, umilkł i odszedł, wygrażając nam.
W jednym z punktów myśliwi, widząc nas nawet nie zaczęli polowania i wynieśli się w inne. W następnym udało nam się zatrzymać polowanie, ponieważ według przepisów, myśliwy nie może strzelać, gdy w odległości 100 metrów znajduje się osoba postronna. Niestety zginęło 1 zwierzę, ale następne zostały uratowane. Okazało się, że myśliwi wezwali policję, by wygonić nas z lasu, na szczęście jednak, póki co, policja nie ma do tego prawa i może nas jedynie wylegitymować. Oczekiwanie na przyjazd policji przedłużało się, gdyż policjanci troszkę pogubili się w lesie. Myśliwi blokowali jeden z naszych samochodów, a piesi rozeszli się po lesie, by policja nie mogła ich zatrzymać w celu wylegitymowania i uniemożliwić szybkie przemieszczenie, w razie potrzeby, gdyż w tym czasie niektórzy myśliwi wyruszyli na poszukiwanie nowego miejsca na polowanie, wolnego od „turystów” z Poznania i ich przyjaciół.
Nie udało się im jednak, śledzeni przez naszych rowerzystów, stawali się coraz bardziej nerwowi. Frustracja w myśliwych narastała, siedzący z tyłu czegoś w rodzaju autobusu, dawali upust swoim emocjom pokazując nam środkowe palce. Niektórzy próbowali nas chyba nastraszyć nagrywając nas na swoich komórkach i robiąc zdjęcia. My natomiast jadąc w samochodach wesoło rozmawialiśmy, cisząc się ciepłem i udanym „spacerem”. Ostatecznie wszyscy „spacerujący” i myśliwi dojechali do leśniczówki, pod którą stało ponad 20 zaparkowanych, drogich samochodów należących do myśliwych. Wyszliśmy do wspólnego, pamiątkowego zdjęcia na tle leśniczówki. Tak skończyło się polowanie, zostawiliśmy myśliwych i wróciliśmy do Poznania.
Całą akcja była ważnym i wzbogacającym doświadczeniem, a oprócz walki o prawa zwierząt i kwestie ekologii, można było dostrzec klasowe aspekty tego wydarzenia. Myśliwi biorący udział w polowaniu, nie polowali z głodu ani by utrzymać rodzinę. Byli to ludzie bogaci, dla których jest to rozrywka mająca pokazać ich status majątkowy. Natomiast jeśli chodzi o „leśnych spacerowiczów” to byli to zwykli ludzie, studenci i squatersi. Dodatkowego smaczku nadaje fakt, że było to wojskowe koło myśliwskie, więc i wątek antymilitarny nam się tu zakradł. Walka klas, antymilitaryzm, ekologia, brak jeszcze walki z patriarchatem. Chociaż przyjmując że myślistwo jest w Polsce bardzo patriarchalne i ten aspekt walki można tu podciągnąć. Jakby nie patrzeć, nawet jeśli walczymy w jednej sprawie, akcentując jedną z niesprawiedliwości, to jest ona zawsze powiązana z innymi.
Nie był to pierwszy i miejmy nadzieję nie ostatni udany „spacer po lesie” ekipy „Poznaniaków przeciw myśliwym” i ich przyjaciół. Wspólnie pokazaliśmy mordercom zwierząt, że ich działania nie są mile widziani w okolicy. Jesteśmy pewni, że jeszcze nie raz w tym jeszcze pomożemy.
Zachęcamy też do podobnych akcji, pokażmy, że nie zgadzamy się na bezkarne zabijanie zwierząt dla pustej rozrywki. Spieszmy się, bo rząd szykuje zmiany przepisów, które spowodują, że takie akcje staną się nielegalne.
Devi4ant
Tove
Zdjęcia: Radosław Sto