Wenezuela niedługo doświadczy insurekcji. Ci którzy nie zdali sobie z tego sprawy, najzwyczajniej w świecie nie przebywali na ulicy, karmieni przez ocenzurowane rządowe media nie będą wiedzieli kiedy nadejdzie. Po upadku demokracji, która przeszła w dyktaturę, ludzie przestali się bać rządu i represji. W przeciwieństwie do poprzedniego stanu rzeczy, w trakcie protestu powstał wspólny, intersekcjonistyczny front walki zarówno w Caracas jak i w innych częściach kraju. Podczas konfrontacji z organami represji, wybierani są nieformalni koordynatorzy, organizujący obronę i pomoc medyczną. Czuć powiew zmian, a co człowiek, to inna inicjatywa.
Po podpisaniu referendum o wotum nieufności, nastąpił rozłam opozycji, niektórzy politycy odzyskali na znaczeniu, ale dopiero po uczestnictwie w proteście razem z masami, co skutkowało doświadczeniem przez nich tych samych represji co lud. Mimo wszystko stosunek ludzi do polityków zmienił się, plakietka „jedynej opozycji” już ich nie chroni. Jednakże jeśli pewne czynniki nie przeleją czary goryczy, będą oni w stanie ponownie przejąć kierownictwo nad protestem.
Podczas gdy sytuacja w państwie osiąga wyżej wymieniony poziom, lewica „rewolucyjna” włącznie z anarchistami jest w odwrocie. Anarchiści doświadczyli tego samego osłabienia co inne ruchy ludowe, które podzieliły się za sprawą poparcia lub odrzucenia boliwariańskiego modelu władzy. Nie mieli oni zbyt wielkiego wpływu na społeczeństwo, ale i on przeszedł do historii – „El Libertario”, jedyny biuletyn anarchistyczny o stałym nakładzie przestał istnieć, a ruch na blogach i portalach spadł niemal do zera. Regularne spotkania pośród ruchu nie istnieją, z racji tego że większość towarzyszy z racji kryzysu żyje z dnia na dzień. Nawet prorządowi „anarchiści” zniknęli w związku z ogromną falą emigracji. „Anarchiści” zadowalają się dawaniem lekcji ideologicznych przez internet, podczas gdy w prawdziwym świecie, lud stawia czoła rządowi i represjom.
W tym momencie nie mamy żadnego wpływu na obecne wydarzenia, a jedyną opcją która nam go zapewni w przyszłości jest uczestnictwo w oddolnych ruchach skupiających ludzi sprzeciwiających się rządowej opresji, pomoc w procesie samoorganizacji i nie oddawanie pola partiom. Rzecz nie jest w dążeniu do „rewolucji”, o której mówimy w naszych teoretycznych rozważaniach, ale realnym działaniu i agitowaniu społeczeństwa by stawić opór prawdziwemu wrogowi. Musimy przyznać się przed nami samymi, że dla zwykłych ludzi jesteśmy „sektą” i potępić ten stan rzeczy oraz każdego kto chce go zachować.
Obiektywnie rzecz ujmując, kompromitacja marksizmu w rezultacie rządów Chaveza, cytując za Chomskym: „Stworzyła ogromne możliwości dla anarchizmu do włączenia się w tworzenie przyszłości tego kraju”. Trzeba jednak zrozumieć, że wiele z rozwiązań promowanych przez anarchizm (kooperatywy, spółdzielnie rolnicze itp.) zostało przez boliwarianizm zniszczone. Anarchiści muszą poświęcić wiele czasu by teoretycznie i praktycznie je „naprawić”.
Musimy wybrać: Siedzieć na marginesie i pogrzebać się w trakcie stypy po Chavezie, czy powstać i stworzyć alternatywę. Decydujecie o miejscu naszego spotkania – od was zależy czy spotkamy się na ulicach, czy przed komputerami.