5 kwietnia 2017 roku o godzinie 5.00 jakiś strażnik przyszedł do mnie, obudził mnie i powiedział: Ameer, pozbieraj swoje rzeczy, bo musisz być stąd przeniesiony, masz 45 minut na przygotowanie się. Spytałem: czy dostałem ostateczną decyzję? Naprawdę? Dokąd? Dlaczego nie powiedzieliście mi wcześniej? Muszę przesłać moje książki do Krakowa. Jak mam to teraz zrobić? Chciałbym przesłać moje książki do Krakowa, mam wizytę w piątek i myślałem, że dam te książki przyjaciółce, która ma przyjechać w piątek. On powiedział: Naprawdę nie wiem, gdzie oni cię zabiorą, ale musisz być gotów za 45 minut.
Byłem zdenerwowany i powiedziałem: “To bardzo dziwne, powinniście byli mnie poinformować co najmniej 2 godziny wcześniej, żebym mógł się przygotować”. Potem bardzo szybko ogoliłem brodę i zebrałem wszystkie papiery i dokumenty, które mogłem zabrać ze sobą. Przekazałem też moje książki koledze Jourge z Armenii, który mieszkał w innej celi i poprosiłem go, żeby spróbował przesłać je do dr Anny Rozen, która jest moją promotorką. Strażnik pośpieszał mnie, mówił, że nie mamy już czasu. Na co ja odpowiedziałem: “Nie powtarzaj mi, że nie ma czasu, bo ja ci nie powtarzam, że nie powiedziałeś mi o tym 2 godziny wcześniej.”
Później trzech strażników zabrało mnie i moje rzeczy do specjalnego samochodu i wieźli mnie tym samochodem. Po 4 godzinach zatrzymaliśmy się w jakimś punkcie Straży Granicznej. Poszedłem do toalety umyć zęby. Nie wiem, na co czekali trzej strażnicy w punkcie granicznym, ale byli tam też zwykli faceci i pozwolono mi zapalić papierosa. Następnie o godz. 10.00 trzej nowi strażnicy przyszli z punktu granicznego, przejęli mnie, a ja ich spytałem: Dokąd mnie zabieracie? Odpowiedzieli: do Warszawy, zajmie nam to 2,5 godziny. Po ponad 2 godzinach dotarliśmy do lotniska w Warszawie i kolejna grupa trzech strażników przekazała mnie następnym sześciu strażnikom na lotnisku. Kiedy dotarliśmy do Warszawy – to było na lotnisku Chopina (znam je, odkąd przyleciałem do Polski właśnie przez to lotnisko we wrześniu 2014) – odebrała mnie nowa grupa. Widziałem, jak podpisywali dokument dotyczący odebrania mnie od poprzedniej grupy, to było w obrębie lotniska – nie znam dokładnego czasu, ale to było po godzinie 12.30. Trzej faceci mieli napisane na swoich ubraniach „Polska Straż Graniczna” w językach polskim i angielskim. Trzech było w cywilu. Traktowali mnie w bardzo agresywny i barbarzyński sposób – nigdy wcześniej nie byłem potraktowany w taki sposób.
Najpierw mocno chwycili moje ręce z obu stron i zabrali mnie do pomieszczenia wewnątrz budynku portu lotniczego – były tam jakieś metalowe rzeczy. Powiedzieli: zostaw tu swoją torbę. Słuchaj. Dzisiaj dostaliśmy decyzję z sądu w Przemyślu, żeby deportować cię do Iraku. My nie jesteśmy Strażą Graniczną, ale grupą, która przyszła specjalnie do ciebie, ok? I jeśli nie będziesz stosować się do naszych rozkazów, potraktujemy cię jak psa. I jeden z nich uderzył mnie w lewą rękę mówiąc: tak, psie, jak psa, jak czarnego psa. Powiedziałem: hej, nie dotykaj mnie, ja nie jestem psem, ok? Nie jestem szalony, ok? Jeśli chcecie, żebym wyjechał do Iraku, pojadę sam, ok? Ja już chcę wyjechać, ale po otrzymaniu ostatecznej decyzji.
Byłem tak spokojny i uprzejmy, ponieważ wiedziałem, że ci faceci próbują mnie sprowokować, żebym się wkurzył. Jeden z nich powiedział: zamknij się i bądź cicho! czy wiesz, kim jesteśmy? Patrz mi w oczy! Odpowiedziałem: Nie obchodzi mnie, kim jesteś, ja jestem bardzo spokojny od samego początku dnia, a ty nie możesz mnie bić, to nielegalne. Powiedzieli: zamknij się! Jeden zaczął bić mnie po twarzy z obu stron, wiele razy, mocno, raz za razem, dwóch innych zaczęło kopać mnie mocno z każdej strony ciała tak, że przestałem cokolwiek widzieć i czułem, że nie mam nawet siły wstać. Wtedy jeden z nich chwycił mnie i powiedział: wstawaj psie, nigdy nie mów, tylko słuchaj. Wyciągnął paralizator i powiedział: spójrz na to – musisz stosować się do naszych rozkazów. Porazimy cię, sponiewieramy jak psa i deportujemy do Iraku.
Nie mówiłem nic, nie miałem siły, ponieważ ich było sześciu, mieli paralizator i pistolety, dlatego tak mówili. Później nie mówiłem już nic więcej, a oni kazali mi zdjąć ubranie. Miałem straszną trudność ze zdjęciem ubrania, a oni bili mnie w głowę i powiedzieli znowu: Ściągnij ubranie. Kiedy to zrobiłem, dwóch z nich chwyciło mnie za ręce, a dwóch innych chwyciło moje nogi i położyli mnie na podłodze mocno kopiąc mnie w brzuch, a jeden nadepnął na moje plecy. Powiedzieli: lekarz da ci zastrzyk, więc bądź cicho. I wtedy pojawił się lekarz (nie jestem pewny, czy to był lekarz, czy nie), ale był to starszy mężczyzna. Wstrzyknął mi dwie dawki jakieś substancji w oba moje uda. Krzyczałem: jesteście tchórzami – to akcja ABW – jestem sam, a was jest siedmiu! Wiem, wstrzyknęliście mi coś zakaźnego lub toksycznego, bo ujawniłem działanie ABW, ale ja i tak będę mówił wszystkim mediom i mojemu adwokatowi o tym waszym barbarzyństwie!
Lekarz powiedział: ten zastrzyk był przeciwwymiotny i uspokajający.
Wtedy wstałem, założyłam ubrania, a oni powiedzieli: ten zastrzyk cię uspokoi. Jak się czujesz?
Odpowiedziałem: nie, nie wierzę. Ja wiem, że to jest zlecenie ABW, ja jestem sam w waszym kraju, was jest siedmiu i walczycie z jednym cudzoziemcem, ach, jakimi tchórzami jesteście, nie jesteście mężczyznami. Chcę zapalić, nie czuję się dobrze, jestem pewny, że czymś mnie zakaziliście.
I wtedy ponownie: jeśli się nie zamkniesz, nie pozwolimy ci zapalić. Kiedy przestałem mówić, pozwolili mi zapalić, a kiedy paliłem, wszystkich sześciu strażników stało wokół mnie.
Potem zabrali mnie do jakiegoś samochodu i zasłonili mi oczy. Znów bijąc mnie po głowie powiedzieli: nic nie mów i bądź cicho. Samochód jechał bardzo wolno, stawał i jechał wewnątrz terenu lotniska. Następnie, po około 2 godzinach, odsłonili mi oczy, zabrali mnie do terminalu lotniska i powiedzieli: Pojedziesz do Bagdadu. Mamy twój bilet. Najpierw polecisz do Istambułu, a potem do Irbilu, z Irbilu do Bagdadu. Ale musisz być cicho, w przeciwnym razie zwiążemy ci ręce i nogi i wyślemy cię jak psa. Już ci to mówiliśmy.
Powiedziałem: ja wam nie wierzę, to nie jest logiczne, nie ma lotów z Istambułu do Bagdadu. A swoją drogą: gdzie jest mój telefon? Chcę zadzwonić do kogoś, kto przyjdzie po mnie na lotnisko w Bagdadzie, bo nie mam pieniędzy. Odpowiedzieli: telefon i komputer są w twojej torbie, dostaniesz tę torbę w Irbilu razem z biletem z Irbilu do Bagdadu.
To były linie Turkish Airlines, pierwszy lot z Warszawy do Istambułu. W Istambule dostałem paszport i kartę pokładową, a kontrola tranzytowa dała mi bilet. Powiedziano mi, że mój następny lot jest do Irbilu i tam odbiorę torbę, ponieważ została ona przesłana innym samolotem. Zapytałem: gdzie jest drugi bilet: z Irbilu do Bagdadu? Kontrola tranzytowa odpowiedziała: nie dali nam go, jest tylko ten. Pomyślałem, że może trzeci bilet na lot z Irbilu do Bagdadu dostanę na lotnisku w Irbilu.
Doleciałem do Irbilu i byłem zszokowany, kiedy znalazłem się na międzynarodowym lotnisku w Irbilu 6 kwietnia 2017 roku o godz. 2 nad ranem, bo dostałem mój bagaż, ale żadnego biletu do Bagdadu. Tak polska Straż Graniczna oszukała mnie i okłamała, ponieważ nie kupili mi biletu z Irbilu do Bagdadu. Jednak ja zapłaciłem za te bilety, bo pozwolili mi użyć w tym celu moich pieniędzy z konta bankowego. Więc nie mogłem opuścić lotniska i czekałem wewnątrz do około 13.00, moje baterie w laptopie i telefonie były całkowicie rozładowane i nie mogłem ich użyć. Poradziłem sobie pożyczając od kogoś telefon i kontaktując się z kolegą, aby zrobił mi przyspieszoną rezerwację lotu do Bagdadu. Odlot do Bagdadu był o 16:30, kiedy przyleciałem była godzina 17.30. Byłem bardzo zmęczony, bolało mnie całe ciało i każda część nóg, głowa, ramiona były tak bardzo obolałe. Mój przyjaciel czekający na mnie na lotnisku zabrał mnie do domu swoim samochodem i przyjechałem do jego domu około godziny 19.00.
Chcę złożyć skargę przeciw strażnikom, którzy bili mnie i obrażali, a także skłamali, w związku z czym zostałem pozostawiony bez biletu z Irbilu do Bagdadu. Jednocześnie chciałbym, żeby zostało wszczęte śledztwo w związku z podaniem mi zastrzyków: dlaczego i co to było?
Ameer Alkhawlany