Zapraszamy do lektury wywiadu z Petrosem, który swego czasu mieszkał i aktywizował w Polsce. W czasie naszej rozmowy Petros zastrzegł, że wyrażone poglądy są jego osobistą perspektywą, która w żaden sposób nie była konsultowana ani weryfikowana przez społeczność Prosfygiki. Dokument programowy skłotu znajdziesz TU
Czarna Teoria: Powiedz proszę w kilku słowach czym jest projekt Prosfygika, jaką odgrywasz w nim rolę i jakie cele sobie stawiacie?
Petros: Prosfygika to miejsce, ludzie i idea polityczna połączone w (ciągle zgrzytającą) całość.
Miejsce: osiem komunalnych bloków mieszkalnych w centrum Aten, zbudowanych w latach 20. zeszłego wieku, jako osiedle dla ówczesnych przesiedleńców greckich z terenów Turcji. Stąd nazwa – Prosfygika to po grecku właśnie uchodźcy. Przez cały czas był to bastion wszelkiej maści lewactwa. Zarówno podczas niemieckiej okupacji, jak i w czasie wojny domowej, kiedy toczyły się tu ostre walki z rodzimymi faszystami (dziury po faszystowskich kulach dały Prosfygice status pomnika narodowego i ocaliły jak dotąd przed gentryfikacją — ironia historii :-)) W tej chwili zaczynamy pracę nad zebraniem i opublikowaniem dokumentacji tego okresu. Genius loci jest tu ważny, także z praktycznych powodów.
Ludzie: Przez wiele lat dzielnica była niemal opuszczona, z kilkoma desperatami trzymającymi się swoich mieszkań, pośród ulicznych drapieżników terroryzujących okolicę. Stopniowo, szczególnie po 2008 roku, coraz więcej ludzi lądowało tutaj, głównie skłotując. Populacja wielce mieszana. Starzy migranci, z czasów gdy nikt nie myślał o międzynarodowej solidarności, nowi migranci, których z różnych powodów owa solidarność nie obejmuje; ludzie odrzuceni przez społeczeństwo i ci, co społeczeństwo odrzucili. Kilka małych i dyskretnych grup politycznych radykałów i niedobitki “legalnych” mieszkańców dzielnicy, wciąż utrzymujących iluzję “małej stabilizacji”. Istny patchwork społeczny i polityczny na mikroskalę 250 mieszkań. Jak zgodnie stwierdziliśmy z rosyjskim sąsiadem “normalnych zdies’ nie bywajet”.
Idea: Jakieś osiem lat temu do dzielnicy zawitała grupa anarchistycznych wojowników. Wraz z dawniejszymi mieszkańcami podjęli decyzję, że należy ratować społeczność przed upadkiem. Utworzyli zgromadzenie polityczne, podjęli trud oczyszczenia dzielnicy z drapieżników, doprowadzili do tego, że faszyści i policja trzy razy zastanowią się, zanim jawnie wejdą do Prosfygiki. Celem było i jest “przedefiniowanie squattingu” — budowa wolnej społeczności, powiązanej terytorialnie, rządzącej się w sposób anarchistyczny, lecz respektującej różnorodność jej uczestników. Wyrazem tego była opublikowana w 2012 roku “czarna broszura” (w załączeniu). Dzisiejsza praktyka w społeczności to przede wszystkim realizacja tych celów metodami, jakie są adekwatne do okoliczności.
Zgodnie z przyjętymi zasadami, wraz z N. jesteśmy tu od września 2016 jako goście. Zgromadzenie zaaprobowało nasz pobyt i przydzieliło nam mieszkanie. Goście normalnie mają kilka miesięcy okresu próbnego, po czym dyskutowane jest ich przystąpienie do zgromadzenia jako członków.
My od początku bierzemy aktywny udział w pracach społeczności i zgromadzenia, nie czekając na oficjalną zmianę naszego statusu. Oprócz udziału w normalnych funkcjach społeczności (zgromadzenia, kuchnia społeczna, obrona przed faszystami, pieczenie chleba, akcje solidarnościowe) nasza specjalność to infrastruktura i dbanie o ludzi.
Ja zajmuję się rozwiązywaniem problemów technologicznych, a N. pomaga ludziom radzić sobie z wewnętrznymi barierami, oddzielającymi ich od wolności. Nasze cele, w ramach dążeń całej społeczności, to inicjowanie współpracy z mieszkańcami spoza zgromadzenia, na bazie wspólnej infrastruktury (the commons). Tworzenie tożsamości “miejskiej wioski”, przekraczającej (bez negowania) różnice polityczne. Oprócz bieżącego utrzymania współdzielonej infrastruktury i “gaszenia pożarów” (patrz TU) moje dwa główne projekty to:
– uruchomienie “wioskowego internetu” – sieci komputerowej obejmującej osiedle i nie tylko dającej dostęp do globalnej infrastruktury, ale świadczącej lokalne usługi.
– stworzenie społecznościowej kawiarni (poczynając od kawy na wynos), będącej również miejscem spotkań i integracji mieszkańców. Obie inicjatywy po uruchomieniu zostaną przekształcone w anarchistyczne kooperatywy w duchu Abramowskiego.
CZ.T: Czy do waszego projektu można dołączyć? Na jakich zasadach?
P: Do społeczności Prosfygiki można dołączyć zasadniczo na dwa sposoby:
– wejść na osiedle i zająć pierwsze z brzegu wolne mieszkanie (ewentualnie wyrzucając poprzednich lokatorów). Nie słyszałem, żeby ostatnio ktoś tak zrobił i przetrwał.
– przyjść do Steki (miejsca spotkań) w czwartek około 16:00, zjeść z innymi posiłek przygotowany w kuchni społecznej, porozmawiać, przedstawić się i zgłosić chęć zamieszkania. Jeśli obu stronom pomysł się podoba, następnym etapem jest wizyta w poniedziałek (17:00) na walnym zgromadzeniu, gdzie każdy może zadać pytanie i wypowiedzieć się. Decyzja zwykle zostaje podjęta w ciągu 2 tygodni od tego momentu.
Jeśli ktoś chce dołączyć do projektów za które jestem odpowiedzialny, dobrze jest zacząć od kontaktu ze mną i ustalenia czy i w jakim zakresie dana osoba pasuje do tego co i jak robimy. Tu wymagania są nieco bardziej konkretne i czasami bardziej rygorystyczne, bo praca “w infrastrukturze” jest dodatkiem do normalnych obowiązków uczestników społeczności. Również odpowiedzialność jest większa, bo infrastrukturę łatwo popsuć, a trudno naprawić, a szkody dotyczą dużej ilości ludzi.
Cz.T: Jak wygląda sytuacja mieszkaniowa w Atenach? Czy łatwo stworzyć tam skłot?
P: Nie mam szerokiej wiedzy na ten temat. Prosfygika jest szczególna – tu wciąż są wolne mieszkania i jedynym problemem jest ilość ciężkiej i brudnej roboty do wykonania, aby je uczynić zdatnymi do użytku. Ogólnie moje wrażenie jest takie, że założyć skłot jest łatwo. Utrzymać — niekoniecznie. I jest to tyleż kwestia szczęścia, co politycznej sieci wsparcia.
Cz.T: Co sądzisz o tym co dzieje się na Exarchii? Jak oceniasz laboratorium działań w obrębie tego miejsca? Co uważasz za jego mocne, a co za słabe strony?
P: Mieszkając w Exarchii obracałem się w specyficznym środowisku skłotów migranckich, które jest nie tylko odrębne kulturowo i politycznie, ale też jest środowiskim mieszkańców, podczas gdy norma w Exarchii to skłoty polityczne, w sensie że nie mieszkalne. Mój wgląd w inne środowiska, zwłaszcza Alfa-Kappa i grupy powiązane z licencjonowaną lewicą był fragmentaryczny i nie uczynił mnie ich entuzjastą.
Silną stroną Exarchii jest jej osadzenie w historii i tradycji (ale lewicowej, nie anarchistycznej) oraz sama masa ludzi, zgromadzonych na małym obszarze. Słabą stroną jest to, że niesie to ze sobą walki frakcyjne i – zwłaszcza w kontekście sieci skłotów migranckich pod wspólnym zarządem — próby monopolizowania i apropriacji pojęć generycznych, jak właśnie skłoty i sama Exarchia. Jest to również powiązane ze strumieniami zasobów kontrolowanymi przez grupy zarządzające skłotami migranckimi. Efekty już są widoczne zarówno w postaci napięć w samym ruchu, jak i rosnącej wrogości ze strony części mieszkańców (należy pamiętać, że Exarchia jest “normalną” dzielnicą – z hotelami, apartamentami, firmami itp.). W połączeniu z rosnącą agresywnością i militaryzacją policji zapowiada to okres dużych napięć i walk na całkiem nowych frontach. Pierwszą salwą było oświadczenie opublikowane po 6 grudnia, sygnowane przez “zgromadzenie mieszkańców Exarchii”, wzywające do ukarania “podżegaczy i kryminalistów”, którzy wzywali (skutecznie) do aktywnej obrony Exarchii przed policją w dniu rocznicy. Z dumą stwierdzam, że Prosfygika jest także na liście oskarżonych.
Tak więc warto obserwować Exarchię, ale cieszę się, że mogę to robić z bezpiecznej odległości (z miejsca pomiędzy komendą główną policji i Sądem Najwyższym 😀 ).
Cz.T: Czym wg Ciebie polski anarchizm różni się od greckiego i czy w ogóle się różni?
P: Anarchizm się różni sam od siebie (jak ten wróbelek z dowcipu). Nie mam aktualnej wiedzy o polskim anarchizmie, poza lekturą kilku list mailowych i czasem Grecji w Ogniu. Oczywiste jest, że o najciekawszych rzeczach nie pisze się online. Będąc tutaj, mam bezpośredni wgląd w sprawy w Grecji – praktycznie co tydzień słyszę o aresztowanych towarzyszach, o rosnącej liczbie zarzutów z paragrafów terrorystycznych, o atakach na policję i atakach na skłoty. Sprawia to wrażenie, że w Polsce się głównie gada, a tu się działa – ale to jest niesprawiedliwy i fałszywy obraz, jak mniemam.
Widzę natomiast wyraźną różnicę systemową. Polski anarchizm ma w dużej mierze korzenie i inspiracje punkowe, podczas gdy grecki ma korzenie w dysydentach partii lewicowych, którzy zbuntowali się przeciw ograniczeniom tamże — ale zabrali ze sobą mentalność partyjną. Teraz to się wszystko miesza i za jedno-dwa pokolenia będziemy mieć nową jakość. Na razie bywa… ciekawie.
Cz.T: Ile wziąć ze sobą pieniędzy jadąc do Grecji? Czy jest sens jechać bez pieniędzy? Jakie są możliwości zdobywania jedzenia poza systemem?
P: Życie w Grecji jest względnie tanie, zwłaszcza w warunkach skłotowych. Zarówno śmietniki, jak i pozyskiwanie jedzenia z bazarów jest możliwe pod warunkiem dobrej organizacji (społeczność!) i komunikatywnego greckiego. Wyjazd całkiem bez pieniędzy jest ryzykowny, chyba że się jedzie do przyjaciół lub na zaproszenie jekiegoś kolektywu. Jak się ma pieniądze, to się oczywiście bierze wszystkie plus się organizuje zbiórkę kasy na działalność anarchistyczną (o ile się taką zamierza prowadzić). Ale można też na luzie – nie ma jednej recepty. Wszystko zależy od osoby i planów. A ja zdecydowanie nie mam kompetencji, żeby doradzać w sprawach finansowych. 🙂
Cz.T: Jak czujesz się podejmując oddolną inicjatywę w społeczeństwie greckim i tamtejszym środowisku? Czy łatwo się współpracuje z tamtejszymi aktywistami? Czy odczuwasz różnice kulturowe?
P: Podejmowanie inicjatywy oddolnej to moje ulubione zajęcie, wiec czuję się bardzo dobrze. Prosgfygika jest wyjątkowa także i w tym, że reguły są jasne: możesz podejmować własne inicjatywy bez szukania uprzedniego zezwolenia społeczności, ale ryzyko jest twoje — wskazane jest jednak powiadomić zgromadzenie, że się coś robi. Wyjątkiem oczywiście są inicjatywy, gdy ktoś chce występować jako reprezentant społeczności — wtedy działanie bez konsensusu jest bardzo niezdrowe dla delikwenta.
Łatwość współpracy z greckimi aktywistami (tak samo jak z każdym) zależy od dwóch czynników: obycia danej osoby w różnych środowiskach i jej kontaktu z rzeczywistością. Ogólnie łatwiej się dogadać (nawet na zasadzie dogadania się że nie będziemy współpracować) z praktykami akcji bezpośredniej niż z bywalcami tasiemcowych zgromadzeń. Z drugiej strony do nowych pomysłów łatwiej przekonać tych bardziej bywałych w świecie. Ale to się ma nijak do greckości. 🙂 Natomiast bardzo greckie jest połączenie oficjalnego patriarchatu z faktycznym kryptomatriarchatem, co doprowadziło do niebywałej sytuacji, że ruch feministyczny jest de facto przybudówką grup LGBTQ(etc).
W samym zgromadzeniu w Prosfigice mamy mieszankę kultur (płci wszelakiej): Grecy, Turcy, Kurdowie, Afgańczycy, Arabowie, Polacy, Amerykanie, Kanadyjczycy, Niemcy i okazjonalnie Afrykanie. Różnice kulturowe są, ale przy takiej różnorodności każdy jest jednakowo “niedoreprezentowany”. Główne języki to grecki, angielski i farsi, z
dodatkiem innych w razie potrzeby. To jest doskonała twarda szkoła pracy w środowisku międzynarodowym. Polecam każdemu. 🙂
Prosfygika ma wielki potencjał, aby stać się wzorcową anarchistyczną społecznością, miejscem testowania w praktyce idei pomocy wzajemnej i wolnego społeczeństwa. Dla tych, którzy widzą anarchizm w taki sposób, to jest miejsce praktycznej weryfikacji ich dążeń. Dla innych może być interesującym obiektem obserwacji, a na pewno jest przyjaznym otoczeniem, gdzie każdy anarchista, niezależnie od specyficznego nastawienia, zostanie przyjaźnie powitany. Do zobaczenia w Atenach!
Cz.T: Dzięki za udzielenie wywiadu i powodzenia!