Mroźny, ciemny listopadowy poranek, szósta rano. Zbiórka na parkingu jednego z dużych supermarketów w Poznaniu. Oczekiwania na kilka spóźnialskich osób. Ostatecznie jest nas około czterdziestu. Część tak jak my jest tu po raz pierwszy. Gdy już wszyscy dotarli i wstępnie się poznali, rozdano mapy z zaznaczonymi trzema możliwymi miejscami polowania oraz ambonami, z których mogli strzelać myśliwi. Miało to być zbiorowe polowanie z nagonką. Potem przydzielone zostały zadania i fragmenty terenów łowieckich do patrolowania. Wymieniliśmy się numerami telefonów w celu łatwego i szybkiego kontaktu. Kilka osób miało przemierzać las na rowerach, dzięki temu łatwo i szybko mogli się przemieszczać po lesie, gdyż zwykłym śmiertelnikom nie wolno jeździć samochodami po leśnych drogach. Nie musimy chyba dodawać, że myśliwi się do tych zwykłych śmiertelników nie zaliczają. W ten sposób, jeśli myśliwi decydowali się na zmianę miejsca polowania osoby na rowerach, mogły ich łatwo śledzić i dać pieszym patrolom sygnał do zbiórki przy samochodach, skąd kierowcy zabraliby ich w nowe miejsce. Dobraliśmy się w pary, dla większego bezpieczeństwa, by się nie zgubić i by w razie problemów z myśliwymi nie zostać zdanym tylko na siebie. Nigdy nie wiadomo, co może wydarzyć się w lesie, gdy nikt nie patrzy. Rozdano pomarańczowe kamizelki odblaskowe, by lepiej było nas widać. Wsiedliśmy w kilka samochodów i ruszyliśmy w okolice Pamiątkowa.