Relacja z 2 (ostatniej) rozprawy warszawskiej Trójki

19 lipca 2017

Rozprawa rozpoczęła się od przesłuchania pierwszego policjanta, który o zatrzymaniu anarchistów mówił: “Koledzy zaopiekowali się nimi. Ja w tym czasie i później zajmowałem się oględzinami na miejscu zdarzenia. Zabezpieczałem teren.” Pytany o obrażenia Trójki powiedział: “Słyszałem, że osoby te próbowały uciekać z radiowozów”. Gdy sędzia zaczął odczytywać wcześniejsze zeznania świadka, jeden z adwokatów zaprotestował argumentując, że powinno odbywać się to dopiero po zadaniu pytań przez adwokatów, gdyż ułatwia policjantowi dopasowanie obecnych zeznań do wcześniejszych. Sędzia zignorował tę uwagę.

Zeznania policjanta nie wniosły niczego do sprawy. Utrzymywał, że nie widział twarzy anarchistów, nie potrafi rozpoznać “sprawców”, nie używał broni, nic nie widział i nic nie słyszał. Nie pamiętał kto zatrzymywał anarchistów. Pytanie “Czy gdy mijał pan zatrzymanych…” zostało uchylone jako sugerujące. Adwokat dociekał w jaki sposób policjanci mogli uznać butelki z benzyną za materiały wybuchowe. Policjant zasłaniał się, mówiąc, że nie jest specjalistą i że to rola pirotechników.

– Czy to pan dostarczył informacji o planowanym ataku?

– To były czynności operacyjne. Nie umiem odpowiedzieć. To była informacja niejawna. Nie mogę panu powiedzieć dokładnej treści tej informacji. Potem zeznawał kolejny policjant:

– Staliśmy przy oknie. Obserwowaliśmy teren. Po stronie siatki wokół parkingu był jakiś ruch. Potem młody mężczyzna ubrany na czarno robił rozpoznanie. Przeszedł wzdłuż komisariatu, zajrzał do środka. Po ok. 20 minutach 3 osoby w kapturach i z plecakami weszły na parking, ale nie głównym wejściem tylko od strony przesmyku. Wtedy wybiegliśmy z budynku krzycząc” policja”. Gdy zbiegałem na parter widziałem przez okno, że złapali dwie osoby, a trzecia ucieka. Potem przewieziono ich do KSP celem dalszych czynności, teren został zabezpieczony, wezwano straż pożarną i pirotechników.

Adwokat zażądał możliwości przesłuchania świadka przed odczytaniem jego wcześniejszych zeznań, jednak sędzia zignorował wniosek i odczytał protokół. Policjant rozpoznawał anarchistów z imienia i nazwiska.

– Goniłem pana Oskara razem z innymi funkcjonariuszami. Dogoniłem go bo byłem szybszy od innych. Użyłem chwytów obezwładniających i kajdanek. Nie widziałem by któryś z kolegów miał przy sobie paralizator marki taser. Nie umiem nawet obsługiwać takiej broni – wypierał się. Policjant przyznał, że w zeszłym tygodniu był przesłuchiwany przez wydział spraw wewnętrznych na okoliczność torturowania anarchistów.

– Co to jest tetryt? – pytał adwokat.

– Wiem, że to rodzaj materiału wybuchowego, ale nie wiem jak działa. – tłumaczył policjant.

– A co to jest tetryl?

– Nie wiem. Pewnie też materiał wybuchowy.

– Pan zeznał iż od Oskara dowiedział się, że w butelkach jest benzyna i tetryl.

– Nie mam fachowej wiedzy. Przekazałem to tylko dalej. Nie znam się. Mogłem coś przekręcić.

– Informacja o tym nie pojawia się nigdzie indziej w aktach sprawy tylko u pana – próbował zbić policjanta z tropu adwokat.

W dalszym zeznaniu policjant krył swoich kolegów i wybielał swoją rolę. Zasłaniał tożsamość sprawców twierdząc, że koledzy mieli kominiarki, nie używano siły więcej niż było trzeba itp. Zaprzeczył stosowaniu broni palnej podczas zatrzymania Oskara. Jednocześnie nie wypierał się, że wiedział o obrażeniach jakie zadano anarchistom podczas bicia. Przedstawiał je jednak jako efekty zatrzymania.

– Zawiozłem zatrzymanych do KSP razem z innymi policjantami. Tam prowadzono czynności procesowe, pobierano biologię, palce, przesłuchiwano. Byli w pokoju obok mojego. Rozmawiałem z Tadkiem. Widziałem, że miał jakieś obrażenia i opatrunki, chyba na brodzie. Wyglądał na wystraszonego, bał się reakcji swoich rodziców. Próbowałem go pocieszyć i podnieść na duchu. Z panem Oskarem rozmawiałem o Freudzie i Nietzschem.

<Śmiech na sali>

Sedzia zaapelował o spokój.

– Co w tym zabawnego? Nie widzę w tym nic śmiesznego. Nie będę stosował żadnych kar porządkowych, bo dobrze się zachowujecie – pochwalił anarchistów – ale jak jesteście w takim rozrywkowym nastroju to można się przejść po korytarzu.

Na sali zapadła cisza. Na twarzy Oskara, który w milczeniu obserwował zeznającego policjanta widać było wyraz niedowierzania i bezsilnego gniewu.

– To właśnie on wkopał mnie między ścianę a szafkę – wyjaśnił podczas przerwy Tadek.

– Gdy go konwojowałem do Aresztu Śledczego pan Michał jako jedyny z nich był zacietrzewiony w sobie. Nie było z nim kontaktu. Nie chciał ze mną rozmawiać. To co ja się miałem wysilać. Nie to nie. – kokietował policjant, co wywołało na sali kolejną falę tłumionego śmiechu – Mam ksywkę “Buźka” – kontynuował uśmiechając się – bo ładny jestem. Za tę akcję dostałem nagrodę.

Pytany czy wie jakoby w sieci miały pojawić się filmy z czynności prowadzonych z udziałem oskarżonych zaprzeczył. Sędzia zwrócił adwokatom uwagę, że wiele pytań nie dotyczy zarzutów stawianych oskarżonym, tylko okoliczności zatrzymania, ale nie będzie ingerował, o ile nie przekroczą oni pewnych proporcji, bo nie wie jak jest skonstruowana linia obrony.

Następnie na sali pojawił się ojciec Tadka, który odmówił złożenia zeznań. Sędzia oznajmił, że zebrane materiały pozwalają ocenić osobę i zachowanie Tadka z uwzględnieniem przepisu pozwalającego zastąpić karę przez środek wychowawczy jeśli oskarżony jest w wieku pomiędzy 17 a 18 lat.(Tadek miał wówczas 17)

Sędzia odczytał protokół zeznań trzeciego, nieobecnego na rozprawie policjanta z których wynikało m.in. że z domów obok komisariatu we Włoszech ewakuowano mieszkańców. Adwokat wniósł o nałożenie na niego kary za nieobecność oraz o wezwanie jako świadka Iwony G. (działającej razem z Oskarem na rzecz praw lokatorskich) “celem ustalenia okoliczności i właściwości oskarżonego, który działając w ruchu lokatorskim wielokrotnie spotykał się z nadmiernym i agresywnym działaniem policji,
wykonującej m.in. eksmisje.”

Wniósł także o o zwrócenie się do sądu warszawskiego o nadesłanie akt dotyczących sprawy “przekroczenia uprawnień podczas zatrzymania oskarżonych”, księgi wydania broni dla pododdziału interweniującego we Włoszech oraz wydruków raportów użycia taserów. Adwokat, który zapoznał się z tymi aktami podkreślił, że są one znacząco odmienne od zeznań “Buźki”, po czym przedłożył sędziemu wydruk użycia tasera tamtej nocy z którego wynika, że pomiędzy 2:59 a 3:15 użyto go aż 11-krotnie.

– Potwierdza to, że zeznania świadków są
niewiarygodne – zaznaczał adwokat.

Pozostali dwaj adwokaci wnieśli o presłuchanie Romana Kurkiewicza i o uznanie opinii z miejsca pracy. Spotkało się to ze sprzeciwem prokuratora, który zażądał oddalenia tych wniosków do czego sedzia się przychylił, twierdząc, że zeznania te mogą być pozyskane z wywiadów środowiskowych, przesłuchań oraz dokumentów prywatnych kierowanych do organów sądowych.

– Sprawa jest dość jasna – wyjaśniał prokurator – wewnętrzne motywacje nie mają tu większego znaczenia. Posługujemy się tu kodeksem karnym, a nie ideami. Zajmujemy się czynem, a nie osobami. Działanie adwokatów służy przedłużaniu procesu.

Spotkało się to z ripostą adwokata:

– Dziwi mnie postawa prokuratora. Na poprzedniej rozprawie prosiliśmy o zakończenie procesu, jednak sam prokurator doprowadził do jego kontynuacji. Warunki osobiste życia oskarżonych mają znaczenie z punktu widzenia wymiaru kary.

Następnie adwokaci poprosili o przełożenie rozprawy na inny dzień, uzasadniając to zmęczeniem. Sędzia odmówił, zaznaczając, że jeszcze dziś chce ogłosić wyrok. Po 20-minutowej przerwie o godz. 14 sąd zamknął tzw. przewód sądowy. Głos zabrał najpierw prokurator:

– Nie ma wątpliwości co do czynu popełnionego przez oskarżonych. Ideologia i motywacje tej akcji przestępczej są bez znaczenia. Zachowanie policji ocenia odrębne postępowanie. Stan dowodowy jest na tyle oczywisty, że nie muszę omawiać związku oskarżonych z czynem. Oskarżeni szukają zrozumienia u sądu przez wykazywanie, że działali z wyższych pobudek. Nadawanie tej sprawie rozgłosu nie byłoby wychowawcze. Nie są żadnymi ofiarami systemu, a ich czyn miał charakter infantylnego buntu. Mają prawo wyrażać go w wielu innych formach, a nie przez naruszenie norm prawnych. System demokratyczny pozwala przecież na współistnienie różnych poglądów i postaw. Nie da się zbudować bezpiecznego urządzenia zapalającego i mieć pewność, że nie wymknie się to spod kontroli, tym bardziej, że oskarżeni są humanistami i brak im wiedzy technicznej. Nie są na tyle naiwni, by sądzić, że podpalanie może posunąć do przodu ich ideały sprawiedliwości.

Prokurator zażądał dla Michała i Oskara 1 roku więzienie w zawieszeniu na 3 lata, dla Tadka 1 roku w zawieszeniu na 4 lata oraz dla każdego z nich kary 400 stawek dziennych po 30 zł jedna dla Oskara i Michała, po 20 zł jedna dla Tadka.

* * *

Następnie mowy końcowe wygłaszali adwokaci. Jak pierwszy rozpoczął adwokat Oskara:

– Chciałbym zacząć od nawiązania do pewnego prądu w literaturze i sztuce zwanego Naturalizmem. Jego autorom chodziło o to żeby przedstawiać rzeczywistość taką jaka ona jest. Dotąd unikano pokazywania w sztuce tego co brzydkie i odpychające, naturaliści nie chcieli jednak tego ukrywać i dla pokazania brzydoty świata używali niekiedy wyrazistych środków. Ja również chciałbym pokazać to czego policja nie chce widzieć. Zdumiało mnie, że sądy przedłużające areszt nie widziały, że w gruncie rzeczy chodzi tu o zniszczenie mienia, a nie o żaden zamach. Sprawa wybuchła gdy w sejmie leżała ustawa antyterrorystyczna. Głośne były wówczas trzy sprawy: bomba w autobusie we Wrocławiu, próba podpalenia radiowozów oraz wykrycie materiałów wybuchowych
w Olsztynie, które miały posłużyć do przeprowadzenia zamachu. Sprawy te zostały wrzucone do jednego worka. Widzę w tym tendencję do traktowania oskarżonych w zgodzie z aktualnym zapotrzebowaniem politycznym. Uznano ich za niebezpiecznych, zamknięto na specjalnym oddziale dla niebepiecznych przestępców, gdzie byli poddawani ciągłemu nadzorowi, rewizjom osobistym itd. Jak to się ma do zniszczenia mienia dokonanego kilka lat wcześniej przez chłopaka który na terenie Warszawy podpalał prywatne auta i nikt nie przypisywal mu kategorii niebezpiecznego? Po zatrzymaniu mojego klienta i jego kolegów wybuchła fala medialnych doniesień które nazywały ich terrorystami. Nic nie daje podstaw do uznania ich czynu za akt terrorystyczny. Nie tylko nie ma czegoś takiego jak tetryt, ale również biegły, który już następnego dnia po zatrzymaniach przeprowadzał kontrolowaną próbę odpalenia ładunków – urządzenie zadziałało i było źródłem znaczącego ognia otwartego – nie mówi nic o tym jakoby urządzenie mogło wybuchnąć samoczynnie. Co ciekawe w swojej analizie biegły nazywa benzynę “skrajnie niebezpieczną substancją”. Tę samą benzynę z którą mamy do czynienia na co dzień, tankujemy na stacjach paliw, którą niejedna osoba ma u siebie w garażu czy nawet w domu. Gdy sprawa trafia dalej do neutralnego biegłego z zakresu pożarnictwa uderza odmienna ocena. Mówi on, że nie było żadnego zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi. Wiemy dobrze, że podpalone samochody nie wybuchają, ani podczas burd kibicowskich ani marszu niepodległości i innych tego typu wydarzeń. Oskarżeni sami mówią “Nie negujemy tego co chcieliśmy zrobić, ale to co się nam zarzuca to jedna wielka bzdura”.
Zastanawiające jest natomiast, że służby nie próbują przeciwdziałać temu zdarzeniu tylko chowają się za oknami i czekają co się stanie, gdy przecież zgodnie z ich wersją mowa jest o ładunku wybuchowym. To dziwne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że środowisko anarchistyczne jest raczej małe, znane policji i ma ona tam swoich informatorów.

Jeśli chodzi o mojego klienta to jest on znany z bezkompromisowości, ideowości i wrażliwości na traktowanie eksmitowanych lokatorów, co niejednokrotnie dokonuje się z użyciem bezwzględnej siły fizycznej. Razem z kolegami wiele razy działali oni pokojowo, bez większych efektów. Być może wydarzenia ostatniego roku przelały przysłowiową czarę goryczy. Chciałbym przypomnieć, że mój klient to również ten uczestnik owych wydarzeń który miał wątpliwości czy brać w nich udział. Wydaje się iż źle pojmowana solidarność sprawiła, że ostatecznie do nich dołączył. Tym niemniej należy podkreślić jego marginalną rolę, stał on na czatach. Uderzająca jest więc nieadekwatność zastosowanych później środków. Przetrzymywano go przez 3 m-ce w absolutnej izolacji, gdzie codziennie był rewidowany i nie miał prawo do kontaktu z nikim oprócz adwokata. To wszystko pozwala mi sądzić, że słusznym kierunkiem rozwiązania tej sprawy będzie warunkowe umorzenie postępowania. Areszt, medialna infamia to i tak więcej niż to na co zasługiwali oskarżeni. Ich czyn ostatecznie były jedynie usiłowaniem, a ustawa przewiduje za ten czyn maksymalnie 5 lat kary. W tej sytuacji możliwym jest umorzenie. W sytuacji gdy mówimy zaledwie o usiłowaniu zniszczenia mienia nagrody dla policjantów wydają się czymś kuriozalnym. jeśli natomiast sąd zdecydowałby się na wymierzenie kary proponowałbym karę 12 m-cy nieodpłatnej pracy na cele społeczne.

Następnie głos zabrał adwokat Tadka, który skupił się na obronie nie tylko swojego klienta, ale również całego ruchu anarchistycznego:

– Dziwi mnie określenie oskarżonych przez prokuratora pospolitymi przestępcami. Nie tylko dlatego, że przez całą tę sprawę przebija oczywiste tło polityczne, ale również dlatego, że oskarżeni są anarchistami i stąd właśnie wynikały pobudki ich działania. Przypomnę, że anarchiści dążą do zbudowania społeczeństwa opartego na oddolnych samorządach i zgromadzeniach, na wolności jednostki. Oskarżeni pomagają uchodźcom, pracownikom z Ukrainy, którym odmówiono zapłaty. Anarchiści bronią Puszczy Białowskiej i lokatorów przed negatywnymi stronami reprywatyzacji. Z tych powodów nie można oceniać ich działalności negatywnie. Zwracają oni uwagę na każde naruszenie prawa przez policję, dlatego są solą w jej oku. Tak było gdy w Poznaniu policja rozbiła pokojową demonstrację. Przelało to czarę goryczy. Można powiedzieć, że pałali oni gniewem słusznym, oczywiście nie znaczy to że mają prawo cokolwiek niszczyć, ale nie można powiedzieć, że był to gniew nieuzasadniony, co zostało tylko potwierdzone przez fakt, że po zatrzymaniu byli torturowani. Dlatego trzeba zwrócić uwagę na sytuację motywacyjną stojącą za moim klientem. Celowo wybrali oni odosobnione miejsce, tam gdzie ogień nie mógł rozprzestrzenić się na sąsiednie budynki. Nie godzili się także na uderzenie w zdrowie i życie innych osób.
Mój klient to osoba wrażliwa, niezdemoralizowana, gotowa do poświęceń, nie sprawiająca problemów wychowawczych. Po wyjściu z aresztu napisał książkę, podjął dalszą naukę, teraz stara się utrzymywać z własnej pracy. Od tamtego zdarzenia minął już rok i mój klient przez ten czas nie dał asumptu do podejrzeń, że popełni kolejny czyn karalny, dlatego proszę o jego warunkowe uniewinnienie. Gdyby jednak sąd zdecydował się wymierzyć karę wnoszę o środki wychowawcze ze względu na młody wiek oskarżonego.

Adwokat Michała oświadczył, że jego koledzy wyczerpali to co zamierzał powiedzieć i że podziela ich punkt widzenia. Skupił się więc na wykazywaniu “proceduralnych nieprawidłowości”.

– W tym postępowaniu uderzają one na każdym kroku, zwłaszcza to jak organy ścigania pokazały cała sprawę opinii publicznej. Zmienia się prokuratura prowadząca, co wskazuje, że sprawa ma charakter nadzwyczajny. Nawet prokurator wpisuje do protokołu, że na twarzy zatrzymanego są obrażenia. W Gazecie Wyborczej wypowiada się tylko prokurator prowadzący, mimo, że sami oskarżeni milczą, nie szukając rozgłosu. Komu więc na nim zależy? Gdy 30 czerwca Tadek składa zeznania w prokuratorze nagle, bez żadnej informacji zostaje przeniesiony do Radomia. Po poręczeniu majątkowym znowu zmienia się prokurator. Biorąc to wszystko pod uwagę, uważam, że sprawa została wykorzystana przez polityków, z tego powodu mój klient musiał siedzieć 4 m-ce w bardzo restrykcyjnych warunkach. Poniósł już więc wystarczające dolegliwości, dlatego proponuję warunkowe umorzenie. To nie miał być pospolity czyn chuligański tylko rodzaj krzyk, sprzeciw.

Następnie głos zabrali kolejno trzej anarchiści. Jako pierwszy wypowiedział się Oskar:

– Próbowałem zniszczyć dwa policyjne samochody, bo chciałem pokazać jak powszechna jest groźba i przemoc ze strony państwa. Nie są prawdą słowa prokuratora o swobodzie panującej w tym systemie. Istnieje ona tylko w narzuconych nam ramach demokracji parlamentarnej. Państwo dla swojego istnienia nie może obejść się bez zastraszania. Wielokrotnie próbowałem zrobić coś by wesprzeć prześladowanych przez państwo, gdy są oni nielegalnie wyrzucani z mieszkań i nikt nie ponosi za to odpowiedzialności. Nikt mi więc nie wmówi, że to tylko narzekanie ludzi. (…) Mam tu tekst, który chciałem odczytać, ale już powiedziałem to co miałem do powiedzenia. Teraz na ulice wychodzą tłumy w obronie prawa i sądów. Nie sądzę, że odniosą sukces, ponieważ protestują w ramach społecznie przyjętych norm i właśnie w ramach tych norm przegrają.

Michał odczytał swoje oświadczenie:

– Nie mówię tego by wzbudzić czyjąkolwiek litość.To co zrobili policjanci podczas i po naszym zatrzymaniu stanowi jedynie kolejne potwierdzenie głęboko patologicznego charakteru tej instytucji. Gdyby nasza akcja się powiodła, moglibyśmy mówić o dwóch zepsutych samochodach. W wyniku działania policji mamy trzech torturowanych prądem ludzi. Jedna my dostaliśmy cztery miesiące – oni medale.

Tak, nasz areszt na oddziale N, jak i ta żenująca dekoracja były zresztą elementem medialnej hucpy, w ramach której słowo “terrorysta” odmieniano przez wszystkie przypadki, by przygotować grunt pod wprowadzenie tzw “ustawy antyterrorystycznej”, milowego kroku w budowaniu autorytaryzmu nad Wisłą.

Spalenie dwóch radiowozów miało być symbolicznym wyrazem gniewu. Odpowiedzią na morze brutalności i bezkarności polskiej policji. Nasza akcja miała miejsce w tydzień po zakatowaniu Igora Stachowiaka, rok po uduszeniu Rafała z Legionowa, niemal w rocznicę śmierci Maxa Itoyi – którego morderca siódmy rok chodzi bezkarny; po latach znoszenia przeze mnie represji; w kontekście 17 tys. skarg na nadużywanie uprawnień przez polską policję, jakie co roku wpływają do urzędów. Wobec gorliwości z jaką zawsze staje ona po stronie silniejszego – kamienicznika, właściciela, “pracodawcy” – i obojętności, z jaką odsyła naiwnych, którzy zgłoszą się po pomoc: bitych i nękanych przedstawicieli mniejszości czy ofiary czyścicieli kamienic…

Problem leży nie tylko w systemowym tresowaniu i kryciu oprawców, w kulturze organizacyjnej premiującej przemoc i kolesiostwo; w “ludziach” czy “wypaczeniach”. Problem w tym, że policja państwowa nie jest i nigdy nie miała być niczym innym jak batem na społeczeństwo.

Od codziennej tresury posłuszeństwa (pokaż dowód, pokaż co masz w plecaku, nie pal jak ze mną rozmawiasz) przez asystowanie komornikom przy nielegalnych eksmisjach, pacyfikowanie protestów społecznych, po iniwigilację i zastraszanie aktywistów. Podsłuchy, nachodzenie rodzin, ciąganie po sądach pod byle pretekstem, nakłanianie do donoszenia na przyjaciół pieniędzmi i groźbami: to codzienność osób, które w tym kraju poświęcają swój czas na walkę o wolność. Dobrym przykładem jest tu historia pani Joanny – samotnej matki niepełnosprawnego dziecka, działaczki antyfaszystowskiej, która na przekór wszystkiemu znajduje siłę, by stawiac opór brunatnej fali, jaka za przyzwoleniem elit zalewa ten kraj. Opisała ją gazeta wyborcza w artykule załączonym do akt naszej sprawy. Za poświęcenie i odwagę państwo zwane polską odpłaca jej najściami funkcjonariuszy ABW pod przedszkolem, po odprowadzeniu dziecka. Nęka telefonami. Odbiera prywatność, wykorzystując informacje wyciągnięte z korespondencji z partnerem, by nakłonić do zostania konfidentką.

Ostatecznie, funkcją policji i reszty aparatu represji jest jedynie ochrona politycznego i ekonomicznego status quo, porządku umożliwiającej nielicznym czerpanie korzyści z pracy zdecydowanej większości z nas. Porządku, który uznaję za estetycznie nieznośny, a moralnie odrażający.

Na koniec głos zabrał Tadek:

“Proszę, znaczy w sumie to nie, uważam za wskazane by potraktować mnie na równi z pozostałymi oskarżonymi. Od początku do końca byłem świadomy tego, co robiłem. Przyznałem się do czynu, ale nie do winy, jak to mówią media. Mi, i moim kolegom postawiono zarzut terroryzmu. Było tu dziś dwóch terrorystów, to prawda. Trzeci się nie stawił.”

* * *

Sędzia nie dał wiary twierdzeniom, że anarchiści wybrali komisariat we Włochach ze względu na zdrowie i życie przypadkowych ofiar. “Chodziło o to aby nie dać się złapać. Gdyby to było dla nich bezpieczne oskarżeni zapewne podjęli by próbę podpalenia i pod komendą główną.” Stwierdził, że motywy czynu nie były polityczne, a Trójce chodziło jedynie o zaistnienie i podniesienie swojego prestiżu w środowisku anarchistycznym. Odnotował też, że jeden z nich miał na sobie koszulkę z napisem “Nie ma piękniejszego widoku od płonącego więzienia”. Oskarżeni są na prostej drodze do terroryzmu – ocenił sytuację.

Trzy miesiące pozbawienia wolności, 2 lata prac społecznych, 300 zł grzywny i konieczność opłacenia kosztów sądowych – to wyrok, jaki usłyszał każdy z trzech anarchistów. W praktyce, z uwagi na 4 miesiące aresztu, w którym przebywali, oznacza to wyłącznie nieco mniej niż rok prac społecznych i kasę. Tak po ponad roku walki, nagonki medialnej, słuchaniu kłamstw wypowiadanych przez policję i prokuraturę, oskarżeniach o terroryzm lub bycie gamoniem kończy się sprawa przeciwko warszawskiej trójce. Być może kończy się – bo wyrok jest jeszcze nieprawomocny.

Relacja: Grecja w Ogniu