Demo w Poznaniu: Dwa światy anarchizmu

Tuż przed rozpoczęciem demo, dotarliśmy na miejsce grupą około dwudziestu osób. Pod „galerią” handlową na ulicy Półwiejskiej już zgromadził się spory tłum, a z czasem ludzi przybywało. Dużo czarno-czerwonych flag, kilka fioletowych i czerwonych, jest nawet jedna flaga Angoli. Przypuszczam, że jej właściciel zabrał ją ironicznie. Tłum gęstnieje, robi się czarno. Dużo kamer, medialne sępy tego dnia miały szczęście i ucztowały do syta. Jakiś facet udziela wywiadu do kamery, pozując na tle tłumu anarchistów, jak się po chwili dowiedziałem, był to chyba jakiś prezydent. Ale czego? Mniejsza z tym, zaczynają się przemowy, leci muzyka. Wtedy pomyślałem, że znowu nic z tego i czeka mnie kolejny festyn. Na szczęście się myliłem.

Nagle coś się dzieje! Coś mlasnęło koło mnie o chodnik, cokolwiek to było, wyleciało ze strony wejścia do “galerii”. Obrotowego wejścia, tak dokładnie, dzielni husarze przypuścili “atak” przez obrotowe drzwi. Wtedy nie widziałem dokładnie co się dzieje, mocniej ścisnąłem trzonek od flagi o pobiegłem na schody wraz z wieloma innymi. Jak się później okazało jeden z tych geniuszy, próbował wyrwać jednej osobie flagę. Jakże się zdziwił on i jego koledzy. Bardzo szybko zostali odparci, a kilku z nich udało się z tych schodów strącić i dokończyć robotę. Niestety psy zdążyły wbiec na schody z dwóch stron i odcięli im odwrót. 

Na przyszłość, dobrze by było, gdyby nie-bojowi uczestnicy protestu nie pozwolili (lub co najmniej czasowo utrudnili) policji na wbiegnięcie w środek akcji z dwóch stron, tylko zagrodzili im drogę.

Przyparci do wejścia na schodach policjanci zmierzyli się liczniejszym tłumem wściekłych również, na nich zamaskowanych postaci. Zbiera się tłum pod schodami, my na nich dalej naciskamy, dzięki czemu nie byli w stanie wybiegać i wyłapywać pojedynczych demonstrantów, tak jak to miało miejsce później na Świętego Marcina. Odpuścili, zajmujemy całe schody i skandujemy antypolicyjne hasła. 

Po chwili protest rusza, z głośników leci kawałek „Młodzi Faszyści” Apatii. Szkoda, że większość nie zna tekstu.

Teraz znowu będę smęcił o hasłach. Po tych wydarzeniach hałaśliwą ekipą z przodu inicjujemy antypolicyjne hasła. Poleciało: „Zdejmij mundur, przeproś matkę”, „Nazi, policja – jedna koalicja”, i stare dobre „Raz, dwa, trzy – jebać psy”. A z głośników swoje. Do znudzenia te oklepane „Solidarność naszą bronią” czy inne takie, jak często się okazuje puste frazesy. Wiem, rozumiem organizatorzy mieli swoją „politykę” tego marszu, ale na dwa dni po tym, jak skurwysyny ze straży granicznej deportują rodziny w Białej Podlaskiej, a gestapowcy z ABW porywają przetrzymywanego od miesięcy Amira, warto by to na ulicy wykrzyczeć. Tu nie chodzi o nic innego, jak o ideologiczne przyczyny mojej niechęci, ale o tym później.

I w takim to konflikcie interesów maszerujemy sobie dalej. Policja blokuje wejście na Święty Marcin, zaczyna się pierwsza „stacja chrystusowa” i smęcenie z mikrofonu. Emocje opadają, kucamy na ulicy, żeby zdjąć zakrycia twarzy, i w spokoju wypalić papierosa czy napić się wody znacznie zmniejszając ryzyko, na pokazanie twarzy na nagraniu policyjnego tajniaka czy innego dziennikarza z wyborczej. Swoją drogą, każdy taki postój, gdzie wielcy mówcy dają upust swojemu pragnieniu wygłoszenia, być może i słusznych frazesów, znacznie podwyższa nasze ryzyko na postawienie nam zarzutów na podstawie policyjnych nagrań. Ruszamy dalej. Dodajemy sobie animuszu, staramy się rozruszać zastygły zapał i nagle przyśpieszamy, jest nas sporo. Jak się później okazało, gdzieś tam niedaleko była siedziba rządzącego reżimu, więc psy szczególnie chciały ją zabezpieczyć. Jedna grupa przełamuje się i omija prowadzący nas radiowóz. Ekipa z bannerami dobiega do nas, jakaś dziewczyna wskakuję na drabinkę radiolki. Wtedy się zaczęło.

Pojawiają się niebiescy chłopcy, mają pancerze, kaski, gaz, pałki i broń gładkolufową. Próbują ją zdjąć, ale tłum na nich leci. Nie wiem, co się stało później z tą odważną dziewczyną, biegłem w stronę wroga. Ponownie formujemy blok i na nich napieramy, kilku z naszych wyłapali, staramy się ich odbić. Poleciał gaz, i część z nas odbiegła, ale sporo też zostało napierając na policjantów. Na oglądanych później filmach widziałem, że te tchórze wybiegały z młynu i wyłapywały samotnych protestujących z dala od akcji. Najczęściej dziewczyny.

Gdy już się nałapali na tyle, żeby móc niewinne osoby porwać do komisariatu odpuścili. Zwartym szeregiem odeszli, poczekali na posiłki i nas okrążyli. Przegrupowujemy się i pomagamy tym, którzy dostali gazem. Protest rusza dalej pod siedzibę PiSu. Nagle znajduję się w innej bajce. Kilka chwil temu, szarpałem się z policjantami. realnymi manifestacjami ucisku i władzy, a teraz jestem w „Szkle Kontaktowym” czy innej śniadaniowej telewizji. Tak, kolejna stacja. Jakieś sławy anarchizmu przemawiają, jakiś wykładowca twierdzi, że nacjonalizm może mieć pozytywne aspekty, jakiś aktor produkuje się by być zabawnym. Gdzie ja jestem? Ktoś mówi, że chciałby żyć w miejscu, gdzie policja jest w porządku! Co to jest? Festiwal społecznego anarchizmu. Protest ideologiczny nie ma sens. Chcą przekonać do tego, że nacjonalizm jest zły uczestników antyfaszystowskiego marszu? Wróg jest materialny i nas otacza. Nacjonaliści w obrotowych schodach, policja za tarczami, każda mijana wystawa sklepowa czy bankomat oraz ta pieprzona radiolka. Tak, jak Bonanno pisał.

Powrót do „Zemsty” to formalny spacerek. Emocje rozładowane, jeszcze jakieś przemówienia, mini koncert Siksy i ogarnianie kwestii zatrzymanych. Czas się żegnać i wracać do domu. Dwa światy anarchizmu, ten bojowy i społeczny w naszych warunkach mogą się jednak uzupełniać. Fajne demo, ostatni raz tak się bawiłem na blokadzie EDL w Londynie.

Głowa Pełna Napalmu