Felieton: Mit “muzułmańskiego zagrożenia”

Przekonuje się nas, że do islamskich zamachów w Europie doszło w krajach gdzie istnieje liczna społeczność muzułmańska, która dostarcza terrorystom zaplecza. Pomija się jednak fakt, że ataki były działaniami odwetowymi na krajach, które wzięły udział w koalicyjnej napaści na Irak i Afganistan. Mimo, że przeprowadzali je islamiści były to ataki motywowane politycznie a nie religijnie. To tłumaczy dlaczego Francja, która odmówiła udziału w amerykańskiej wojnie, a ma dużą społeczność muzułmanów, przez długi czas nie padała ofiarą islamistów, w czasie gdy w Londynie i Madrycie wybuchały bomby, co doprowadziło nawet do wycofania hiszpańskiego kontyngentu z Bliskiego Wschodu

Ciekawym przypadek stanowi tu Polska. Polscy neofaszyści nawołują do niewpuszczania uchodźców pod hasłem “Polak mądry przed szkodą”, sugerując, że muzułmańska społeczność narazi nas na ataki. Ich propaganda jak zwykle mija się z rzeczywistością. Muzułmańska społeczność już tu jest. Od 1994 roku przez Polskę do Europy wjechało ok. 80 tys. Czeczenów. W samym 2013 roku przyjechało ich 12 tysięcy. Tysiące z nich osiedliło się w Polsce i nadal tu mieszka. Czeczeni to świetnie wyszkoleni bojownicy islamscy, którzy wsławili się nieustępliwym oporem wobec rosyjskiego imperializmu oraz tragicznymi zamachami na teatr w moskiewskiej Dubrowce i szkołę w Biesłanie.

Gdyby chcieli niewątpliwie umieliby przeprowadzić w Polsce akcje zbrojne. Ale nie chcą, ponieważ Polska popierała ich dążenia niepodległościowe i jest historycznym wrogiem Rosji. To tylko potwierdza, że przemoc partyzancka tzw. islamistów w gruncie rzeczy jest motywowana politycznie, mimo, że towarzyszy jej religijna otoczka. Dlatego to nie istnienie muzułmańskiej społeczności naraża nas na ataki, ale konkretne posunięcia polskiej polityki zagranicznej wobec krajów arabskich.

Jako anarchiści pozostajemy wrodzy wobec islamu, tak samo jak wobec każdej innej religii, ponieważ odbiera ona ludziom wolność racjonalnego myślenia i samodzielnego osądu, wpaja moralność posłuszeństwa i sankcjonuje istnienie władzy – po pierwsze władzy wyimaginowanej istoty boskiej nad rodzajem ludzkim, po drugie kasty kapłanów nad umysłami wyznawców,  a wreszcie władzy przywódców politycznych, którzy pozostają w sojuszu z religią.

Jednak w przeciwieństwie do faszystów nie pojmujemy historii w kategoriach walki dobrych i złych narodów, dobrych i złych religii, dobrej i złej władzy (co jest takim samym plemiennym atawizmem, jaki wyznaje ISIS). Zamiast tego widzimy historię, jako obszar niekończących się zmagań jednostki z władzą, która przejawia się poprzez panowanie jednej klasy nad drugą oraz państwa, pieniądza i społeczeństwa nad naszym życiem.