We wtorek 6 marca w kolumbijskiej Bogocie, dwie eksplozje przerwały ciszę wykładów. Pomiędzy pomalowanymi ścianami od zawsze lewicowego uniwersytetu, zlokalizowanego w środku finansowej dzielnicy, studenci grający na boisku sportowym rozglądają się we wszystkich kierunkach. Rozmowy nagle cichną. Jest 10:30, a stróże zakładają plecaki i oddalają się w pośpiechu. Nagle do tłumu dołącza mała grupka zakapturzonych osób. Nikt się nie odzywa. Studenci wyglądają jakby tańczyli, kiedy, nie robiąc zbędnego hałasu, spokojnie opuszczają plac, stopniowo zastępowani przez encapuchados (zakapturzonych). Szybko pojawia się ich około pięćdziesiąt osób; zwracają się w kierunku kamiennych ławek.
Miejsca na ławkach zajmują studenci. Można dosłyszeć, jak niektórzy z nich narzekają: „To się źle skończy”, ale opuszczają miejsce jak najszybciej. Na boisku można zobaczyć przynajmniej trzy różne grupy. Ich kaptury są zrobione z czarnego materiału, ich ciała całkowicie zakryte, nawet ich buty osłaniają wielkie skarpety. Niektóre osoby ubrane są w czarne plastikowe worki. Kiedy rozbrzmiewają pierwsze wybuchy, nie spieszą się. Niektórzy z nich rzucają o ściany czymś, co wygląda jak małe metalowe kulki. Kiedy uderzają w ścianę, eksplodują, robiąc masę hałasu. To właśnie „papas bombas”, tutejsza tradycja.
Proszą swoją widownię o ciszę i zaczynają wyjaśniać cel tego wszystkiego. Dwójka anarchistów wykrzykuje w kierunku zgromadzonych osób to, co ma do powiedzenie, po czym oddają głos feministce. Potem przemawia transseksualna kobieta z widowni. Mówi, że to, co ma się wydarzyć, jest dobre, ale walka ma miejsce również miejsce na co dzień. Że kobiety, geje, lesbijki, osoby trans muszą walczyć z przeróżnymi rodzajami opresji. Encapuchados i widownia głośno biją brawo. W trakcie przemów kilku zakapturzonych rozdaje polityczne broszury, między innymi anarchistyczne i feministyczne (związane ze zbliżającym się 8 marca). Potem nadchodzi kolej dysydentów z FARC. FARC, dobrze znana, już ponad 50-letnia partyzancka grupa, kilka lat temu uzgodniła porozumienie pokojowe z kolumbijskim rządem. Niektórzy z encapuchados są dysydentami z tej grupy, co widać po ich czarno-zielonych opaskach na ramieniu. Kiedy jednak zaczynają przemawiać, rozlega się głośny dźwięk syreny i przerywają, co nam, jako przeciwnikom autorytaryzmu, sprawia radość. Studenci i zakapturzeni zajmują miejsca u bram uniwersytetu. Wielu ludzi zasłania twarze i zbiera kamienie i puste butelki. ESMAD, policja przeznaczona do rozbijania manifestacji, widoczna jest już przez ogrodzenie uniwerku. Powoli go okrążają, kiedy encapuchados wychodzą z garściami pełnymi papas bombas. Rozpoczyna się starcie, gliniarze odpowiadają na potężne bomby gazem łzawiącym i gumowymi pociskami.
Niektórzy z encapuchados opuszczają budynki i atakują siedzibę Davivenda (dużego kolumbijskiego banku) lub wielki salon Renault. Renault jest francuskim producentem samochodów. Patrząc, jak rozpryskują się szyby ich sklepu, nasze myśli powędrowały do towarzyszy zamkniętych we francuskich więzieniach po ostatnich społecznych protestach [1]. Niektórzy buntownicy niszczą także billboardy w okolicach uniwersytetu i malują anarchistyczne graffiti (Rabia y solidaridad (A) ; ¡Arriba el tropel! ; Tombos = bastardos ; (A)-K Anarchistas al Kombate).
Pojawia się coraz więcej policjantów; próbują zbliżyć się do bram uniwersytetu, ale nie są w stanie całkowicie go okrążyć. Widać przynajmniej dwie policyjne ciężarówki z armatkami wodnymi, strzelające kanistrami z gazem w kierunku uniwersytetu. Wewnątrz ludzie rozpalają małe ogniska, by wciągały opary, osłabiając działanie gazu. W tym samym celu wąchają gałązki rozmarynu. Inni rzucają koktajlami mołotowa i papas bombas w ciężarówki. Na zewnątrz panuje totalny chaos. Gliny powstrzymują ogromny tłum gapiów przyjaźnie nastawionych do studentów, którzy zaciekle walczą z policją. Gapie ostrzegają ich przed nadjeżdżającymi policyjnymi ciężarówkami i motocyklami.
Należy przypomnieć, że w Kolumbii policja nie ma wstępu na teren uniwersytetów. Co dziwniejsze, zdaje się respektować to prawo. Z tego właśnie powodu zamieszki mogły trwać tak długo, a żadna ze stron nie zyskiwała przewagi.