Brunatni husarze rosną w siłę

Czy to możliwe, że najgorsze sny i przeczucia się spełnią, czy to Polska właśnie ma się stać terenem kolejnych pogromów i czystek etnicznych? Czy propaganda walki z niewidzialnym wrogiem i frustracja zagubionych w kapitalistycznym wyzysku jednostek ma przynieść żniwa? Czy to już?

Po ostatnich wydarzeniach w Ełku, a w następstwie również w innych miastach, przychodzą na myśl różne skojarzenia jak noc kryształowa czy pogrom kielecki. Uchodźców i zwykłych obcokrajowców w Polsce jak na lekarstwo, ale w każdym nawet mniejszym mieście znajdziemy budkę z kebabem prowadzoną lub której przynajmniej właścicielem jest ktoś pochodzący z Bliskiego Wschodu. No, cóż, w Polsce, tym pięknym, katolickim i słowiańskim kraju, jedną z popularniejszych potraw jest oczywiście kebab, który stanowi niemal potrawę narodowa. Polak, husarz, katolik musi pożywić się kebabem przed walką z wyimaginowanym najeźdźcą, który zresztą od lat pustoszy Europę i puka do naszych drzwi.

Propaganda anty imigrancka kierowana przez rząd i władze kościelne przynosi powoli efekty. Zrzucanie winy na nieistniejących uchodźców za wszelkie problemy szarego człowieka, wywoływanie syndromu oblężonej twierdzy i budowanie przekonania o wielkości i nieskazitelności polskiego narodu, ma na celu odwrócenie uwagi obywateli od prawdziwych przyczyn złej sytuacji materialnej najbiedniejszych, często słabo wykształconych warstw społecznych.

Zastanówmy się jednak czy tylko rasizm i anty imigrancka propaganda były przyczyną niedawnych wydarzeń w Ełku. Według relacji świadka, która pojawiła się na facebook’u. Atmosfera w kebabowni była co najmniej napięta, zresztą pewnie nie pierwszy raz. Ciężko się pracuje w polskiej gastronomii w nocy, gdy schodzą się pijani husarze wszelkiej maści, żądający swego jedzenia. Ciężko jest znieść obrażanie i wyzwiska, które stanowią dodatkowy stres poza tym, że zwykle klienci marudzą na wolną obsługę i się niecierpliwią. Ciężko to znieść we własnym kraju od ludzi z którymi łączy nas wspólna kultura i język, a co dopiero będąc obcokrajowcem, zaczepianym niejednokrotnie, żyjącym w stresie. Nie jednemu Polakowi pracującemu w gastronomi puściły nerwy, ale nikt się tym nie przejmie, ale gdy zrobi to obcokrajowiec, z bliskiego wschodu, to gorzej już nawet niż, gdyby to był czarnoskóry żyd. Oskarżeni obcokrajowcy zachowali się jak zaszczute zwierzęta, które postanowiły się obronić. A dla praworządnych – Policja i tak by nie przyjechała, bo kto by się przejął jakimś tam kebabem z najebanymi sebami, nie zdziwiłabym się jakby już nie raz pracownicy prosili o interwencję i nikt nie przyjeżdżał.

Problemem w tym pięknym nadwiślańskim kraju jest utrata zdolności odczuwania empatii i szacunku do drugiego człowieka, mam źle to i inni niech też mają. Po skończonym tygodniu pracy ludzie idą odreagować, pokazać, że są kimś, że coś znaczą wbrew temu, co odczuwają, będąc poniżanymi w pracy. A jak i gdzie to zrobić – zakupy i panie kasjerki, gdy długie kolejki nie są ich winą, gastronomia – jak tu się nie po naśmiewać z pracujących w fastfoodach – to dopiero przegrywy, przecież trzeba być debilem, żeby tam pracować albo przynajmniej humanistą. Brak szacunku dla pracy i ludzi ją wykonujących, wartościowanie ludzi ze względu na zawód czy wykonywaną pracę, a nie jakość jej wykonania, stygmatyzacja biedy. To właśnie skutki zachłyśnięcia się dzikim kapitalizmem i wychowania w duchu neoliberalizmu i hołdowania wyścigowi szczurów.

Najgorsze jest jednak to, że środowiska nacjonalistyczne starają się robić z zabitego męczennika i obrońcę Wielkiej Białej Polski, równego husarii. Jeszcze w jakiś sposób można było zrozumieć i tolerować usilne robienie bohatera z kierowcy ciężarówki zabitego przez zamachowca w Berlinie i tworzenie legend typu: gdyby nie on zginęło, by jeszcze więcej osób. Domaganie się przyznania renty rodzinie zabitego, państwowego pogrzebu czy pisanie petycji do prezydenta Niemiec w celu przyznania mu odznaczenia – na to można było jeszcze patrzeć z przymrużeniem oka, w końcu nie pierwszy raz polscy „prawdziwi patrioci” i „husarze” robią z siebie pośmiewisko na świecie, ale sytuacja z Ełku to jakieś kuriozum. Jak można z bandziora robić bohatera? Ano, można wystarczy spojrzeć na kult tzw. żołnierzy wyklętych i NSZ, których członkowie zapewne w ich własnym mniemaniu walczyli o słuszną sprawę i nie zhańbili się niegodnymi czynami. A jednak większość z nich dopuściła się haniebnych i niedopuszczalnych czynów. Powinni być oni pokazywani jedynie jako przykład, jak zwodnicze jest pojęcie patriotyzmu i do jakich zbrodni potrafi doprowadzić, na teranie gdzie członkowie jednej rodziny potrafili strzelać do siebie nawzajem zwiedzeni wizją państw narodowych.

Władze oraz prawackie szmatławce śmią jeszcze twierdzić, że w Polsce problem rasizmu nie istnieje, insynuują nawet, że cała sytuacja oraz późniejsze zamieszki stanowią spisek mający oczernić polski wspaniały i nieskazitelny naród. To już szczyt hipokryzji, aż się gilotyna w kieszeni otwiera.

Nie wiem czy lawina ruszyła i jeśli tak, to czy uda się ją jakoś zatrzymać i w jaki sposób, na pewno nie można stać z boku i biernie się przyglądać. Chociaż sama czuję się bezsilna wobec propagandy nienawiści.

Tove