Głowa Pełna Napalmu – Relacja uczestnika Antify i protestu w Hajnówce

Szósta rano w niedziele, pobudka i wybiegamy na autokar do Warszawy. Prawie się spóźniliśmy, ale na szczęście złapaliśmy taksówkę na dworzec. Udało się, jedziemy do stolicy, krótki sen i zaczęły się telefony. Jesteśmy na miejscu, czekamy na przyjaciół i ekipy z innych miast. Powoli robi się nas coraz więcej, oprócz anarchistów przyszło kilku marksistów i socjalistów. W taki dzień nie mamy ochoty na jakieś spory, wiele nas różni, ale dziś łączy nas jedno – antyfaszyzm. Zebrani ostatecznie ruszyliśmy na miejsce zbiórki, skąd wyjechaliśmy na nasz protest. Już na parkingu, gdzie zaparkował autobus, czekali na nas gliniarze.

Ruszyliśmy, a za nami trzy suki. Policja towarzyszyła nam już do samego końca, mam wrażenie, że niczym w amerykańskim filmie akcji, przejmowali nas na granicach mijanych stanów. Mniej więcej pół godziny przed wjazdem do Hajnówki zatrzymano nas na stacji benzynowej. Grupa około 20 policjantów w rynsztunku bojowym koniecznie chciała nas wylegitymować i przeszukać autokar. Sprawdzano nawet treść transparentów. Organizatorce wyjazdu tłumaczyli, że wzięli nas za kiboli. Wykręcali się, że to w trosce o nasze „bezpieczeństwo”. Twierdzili, że narodowców na miejscu jest kilkuset i lepiej żebyśmy tam nie jechali. Dobrze, że pozostała część naszych przyjechała własnym transportem, na co my niestety nie mogliśmy sobie pozwolić.

Wtedy dotarła do nas niewesoła wiadomość. W ostatniej chwili okazało się, że nie mamy zarejestrowanego zgromadzenia. Było to o tyle ważne, że większość antyfaszystów i anarchistów, w tym również my, chcieliśmy iść niezależnie i dopiero w kulminacyjnym momencie, dotrzeć pod cerkiew, gdy nacjonaliści się tam zbliżą. Już było wiadomo, że wylądujemy w kordonie, a reszta naszych będzie zmuszona do nas podejść. Jak się później okazało, burmistrz Hajnówki nie wyraził zgody, mimo że to mieszkańcy zanieśli w naszym imieniu zgłoszenie. Chciał ich obarczyć odpowiedzialnością, za wszystko co zrobimy.

Zdelegalizowanie naszego zgromadzenia, wcale nas nie zatrzymało. Teraz jak o tym myślę to żadna koncesja państwa nie jest nam potrzebna. Wjechaliśmy do Hajnówki, na kilku domach przy drodze wisiały transparenty z takimi napisami jak: „bury morderca”. Wyraźnie do nas dotarło, że stoją za nami mieszkańcy.
Autokar zaparkował pod cerkwią, gdzie policja otoczyła nas podwójnym kordonem. Nas antyfaszystów wówczas było około dwudziestu, a Obywateli RP nie więcej niż kilkunastu. Po drugiej stronie stało już kilkudziesięciu mieszkańców, których policja nie chciała do nas przepuścić. Z czasem dołączyło do nich coraz więcej kolejnych antyfaszystów, którzy przyjechali własnymi sposobami. Po jakimś czasie gliniarze przepuścili ich do nas.

Teraz proporcje się jeszcze wyraźniej zmieniły na naszą korzyść. W kulminacyjnym momencie było nas ponad 50, oprócz tego dołączyło sporo mieszkańców (jeszcze więcej stało za kordonem w momencie, gdy nacjonaliści zmienili w ostatniej chwili trasę). Policjanci byli przerażeni, mimo że jak się później dowiedzieliśmy ściągnięto posiłki z innych miast. Liberałowie zaczęli swój protest, my zakłopotani wyraźnie staraliśmy się od nich zdystansować. W rozmowach z mieszkańcami dowiadujemy się o atmosferze przerażenia jaka tu panuje, podziękowali nam za przybycie i poprosili o pojawienie się w przyszłym roku. Jedna z kobiet żałowała, że nie przygotowała nam jakiegoś jedzenia. Od nich właśnie mieliśmy informacje o ruchach nacjonalistów. Niektórzy mieszkańcy Hajnówki stali na dachach domów i informowali stojących z nami pod cerkwią o tym co się dzieje na marszu onru. Dzięki nim wiedzieliśmy, że było ich mniej niż się spodziewaliśmy.

Powstał plan, obliczyliśmy ilość płotów do przeskoczenia i dystans od kordonu. Mieszkańcy chcieli nam zrobić korytarz, którym mogliśmy się przebić na ulice i dać faszystom po mordzie czymś ciężkim. Policjanci czuli to, dobrze wiedzieli, że jak nacjonaliści będą obok nas przechodzić to nas nie utrzymają. Słyszymy ich. W ostatniej chwili zmienili trasę, jakieś 200 metrów od nas i poszli naokoło prawosławnego kościoła. Nadjechało więcej policyjnych suk. Wtedy już zaczęliśmy skandować antyfaszystowskie, mieszkańcy byli nieco zdziwieni, ale patrzyli na to z ogromną sympatią. Wtedy uświadomiłem sobie, że naprawdę było warto.

Niestety mimo że w Hajnówce zjawiło się sporo medialnych sępów, to do odbiorców przebiła się niemal wyłącznie informacja o proteście Obywateli RP. To śmiesznie, nas antyfaszystów było pięciokrotnie więcej. Gdy było już po wszystkim, rozmawialiśmy długo z mieszkańcami. Część aktywistów do dziś jest z nimi w stałym kontakcie. Mieszkańcy pokonali strach i najwidoczniej mają dosyć życia w atmosferze pogromu. Słyszeliśmy opowieści o tym, że w zeszłym roku narodowcy chodzili po okolicy i grozili mieszkańcom, że jeśli będą śmieli się im sprzeciw to „stanie się z nimi to, co w 1945 roku”. Luźne ekipy rozjechały się samochodami, a my wpakowaliśmy się w autokar. Z jednej strony byliśmy mocno wkurwieni, że żaden faszysta nie dostał w zęby, z drugiej czuliśmy satysfakcję, że faszyści pod wpływem naszej kontrmanify zmienili swoją trasę. Czuliśmy poparcie mieszkańców i że byliśmy tam potrzebni, a nasza akcja miała sens. Za rok na pewno tam będziemy, ale o wiele lepiej zorganizowani. Policji i nazioli było naprawdę mało…

Głowa Pełna Napalmu

Wideo: