Pełni dobrych chęci sojusznicy_czki i najgorliwsi trans aktywiści_stki zareagowali_ły z przerażeniem na ogłoszenie przez Trumpa, że osoby transpłciowe zostaną z powrotem objęte zakazem służby w wojsku, uznając to za krok wstecz dla integracji osób LGBT. Jednakże za kulisami część z nas zareagowała z ulgą: przynajmniej nie będziemy musieli_ały martwić się, że zostaniemy wysłani_e na jakąś wojnę o rynki zbytu. Czy naprawdę chcemy legitymizować istnienie amerykańskich sił zbrojnych w zamian za pewne formy legitymizacji, które są od nas teraz zabierane? Jak te pytanie mieści się w trwającej od dziesiątek lat historii walk ruchu LGBT? I co oznacza powrót tego pytania na pierwszy plan?
Dla sojuszników_czek: najlepszym sposobem w jaki możecie pomóc osobom trans jest przez zapewnienie, że żaden_na z nas nie musi kiedykolwiek wstępować do armii. Pomóżcie nam w walce o dostęp do opieki zdrowotnej, wspólnotę, solidarność między towarzyszami_kami, szacunek dla samych siebie i o sposoby na przetrwanie bez szkody dla przetrwania innych. Nie powinniśmy być zmuszani_e do zatrudniania się jako najemnicy_czki dla największego zbrojnego gangu na świecie, by móc te rzeczy zdobyć.
Dla społeczności osób trans: najlepszym sposobem w jaki możemy walczyć dla naszego własnego wyzwolenia i wyzwolenia wszystkich ludzi jest przez stworzenie świata w którym amerykańska armia nie istnieje i nie może istnieć. Kiedy legitymizujemy amerykańskią armię, dajemy tym samym usprawiedliwienie dla tych samych broni, które politycy_czki tacy jak Trump użyją przeciwko nam. Celem instytucji takich jak amerykańska armia jest utrzymywanie kontroli poprzez środki przymusu; zawsze były one używane przeciwko tym, którzy znajdują się na obrzeżach społeczeństwa. Współuczestniczenie w tych instytucjach nie jest żadną drogą do zdobycia samostanowienia: im są silniejsze, tym bardziej niepewna stanie się nasza wolność.
Wyzwolenie, nie asymilacja.
Tak samo jak w przypadku debaty o małżeństwach jednopłciowych, każde „prawo”, które rzekomo mielibyśmy_ałybyśmy zdobyć dzięki prawu do służenia w wojsku, jest albo prawem niewartym posiadania albo czymś co powinno przysługiwać każdemu bez przymusu wstępowania do armii. Jeśli potrzebujesz opieki zdrowotnej, nie powinieneś_naś być zmuszony_a do poślubiania kogokolwiek, żeby ją zdobyć; jeśli potrzebujesz stypendium, żeby móc uczęszczać do uniwersytetu, nie powinieneś_naś być zmuszony_a do zobowiązywania się, że będziesz zabijać ludzi, żeby je zdobyć. W obu tych przypadkach aktywiści_stki LGBT z głównego nurtu stracili okazję na zwrócenie uwagi na głębsze problemy, które łącza nas wszystkich – problemy, które stawiają nas w konflikcie z naszymi władcami, dając nam możliwość prawdziwej społecznej transformacji.
Oto tego przykład. Administracja Trumpa zaczęła swój atak na dawno spóźniony liberalizm wprowadzanych przez Obamę ustaw inkluzywnych dla osób trans przez wycofanie części z zaleceń odnośnie dostępu do łazienek dla transpłciowych uczniów_nnic w szkołach publicznych. Sposób w jaki uczniowe_ennice są zmuszani_e do jednej z dwóch ustandaryzowanych toalet—poznając różnicę między płciami przez ten proces rozdzielania i segregacji— jest miniaturową reprodukcją sposobów na jakie system szkolny kategoryzuje, ogranicza i wciska wszystkich w określone ścieżki wzdłuż linii tożsamości. Bogaci_e i posłuszni_e są wystrzeliwani w górę, w życie tytułów naukowych i długów studenckich, podczas gdy reszta ześlizgiwuje się do rurociągu prowadzącego do więzień lub mordęgi pracowania w usługach. Cokolwiek twierdzą jego apogoleci_tki, system szkolny służy do ukształtowania nas w hierarchiczne społeczeństwo i wytresowania do posłuszeństwa autorytetom.
To co jest radykalne w uczniach_ennicach trans podważających przydzielanie płci i toalet, to możliwości jakie otwiera to dla wszystkich uczniów_ennic, by podważali autorytety. Jeśli nie akceptujemy ich zasad odnośnie tego których toalet mamy używać, czemu powinniśmy uznawać prawo do istnienia dla systemu, który służy jako rurociąg ze szkół do więzień. Choć wspieramy wszystko co może zmniejszyć nieszczęścia, które spotykają dzieci trans, jesteśmy jednak świadomi_i, że ustawy o toaletach inkluzywnych dla osób trans są zaworem bezpieczeństwa stworzonym do odwrócenia uwagi oporowi uczniów_ennic i wzmocnienia legitymizacji upadającego systemu szkół publicznych. Tak samo jak w przypadku małżeństw jak i armii, wyzwolenie osób transpłciowych w szkołach nie jest tylko kwestią ułatwienia naszej integracji w ich obrębie. Domaga się ono czegoś więcej, likwidacji ich wszystkich.
Umieszczenie w centralnym punkcie debaty odnośnie praw osób LGBT kwestii obecności osób trans w wojsku to strategia obrońców_czyń statusu quo. Jako że społeczności osób transpłciowych, genderqueer i niebinarnych pojawiają się w środkach masowego przekazu i społecznej świadomości na bezprecedensową skalę, optymista_ka mógłby_mogłaby zacząć spekulować, że może to oznaczać renegocjację relacji płciowych w USA—razem ze wszystkimi instytucjami u podłoża których stoją. Czy istnieje lepszy na sposób na ochronę tych relacji i instytucji od zredukowania tematu dyskusji do najbardziej reakcyjnego ujęcia jakie jest możliwe: integracji w armii?
Zarówno liberałom_kom jak i konserwatystom_kom opłaca się to, żebyśmy przestali_ły rozmawiać o radykalnej rekonfiguracji służby zdrowia, seksualności, edukacji, ekonomii i wielu innych instytucji społecznych przestrzelonych patriarchalnymi normami. Te rozmowy mogłyby podać pod dyskusję wszystko. Jeśli możemy sprawić, by osoby trans i ich sojusznicy_czki walczyły o „prawo” do zabijania za granicą wrogów Ameryki, nie będziemy musieli_ały się zbytnio martwić, że zaczną podkopywać amerykańskie instytucję w obrębie kraju.
Od wyzwolenia do integracji.
Popatrzmy na to jak geje i lesbijki odnosili się do wykluczenia z wojska w przeszłości. Z tej historii można wyciągnąć użyteczne wnioski dla osób transpłciowych.
Pierwsze, formalne demonstracje o prawa osób homoseksualnych w historii USA miały miejsce wiosną 1965 r. przed Białym Domem, Komisją ds. Służby Cywilnej, Departamentem Stanu i Pentagonem. Aktywiści_stki ruchu, który był wówczas zwany ruchem homofilskim, pikietowali_ły i rozdawali_ły ulotki przeciwko wykluczaniu osób homoseksualnych z zatrudnienia w siłach zbrojnych, Departamencie Stanu i innych instytucjach rządowej biurokracji.
Zainspirowane przez ruch na rzecz praw obywatelskich, demonstracje te ujawniły nową „wojowniczość” ze strony wcześniej zlęknionej społeczności. Jednakże te łagodne pikiety ani nie zdobyły uwagi osób homoseksualnych, które rzekomo reprezentowały ani nie wpłynęły na rząd, by zmienił swoją politykę wykluczania. W miarę jak wojna w Wietnamie eskalowała, protestowanie by być włączonym do maszyny wojennej USA nie zdobywało wiele sympatii ze strony ruchów społecznych coraz intensywniej walczących o zapobieżenie przed uwięzieniem w jej obrębie młodych ludzi.
W 1969 r. młodsi geje i lesbijki, zainspirowani przez Nową Lewicę i młodzieżowe kontrkultury, wyrażali już dramatycznie inne poglądy wobec sprawy homoseksualizmu i wojska. Na ten przykład, teatralny kolektyw osób homoseksualnych w Berkeley wystawiło przedstawienie bazujące na śmiałej krytyce wojny Muhammada Ali’ego, pod tytułem „No Vietnamise Ever Called Me a Queer” (pol. Żaden_na Wietnamczyk_ka nigdy nie nazwał_a mnie dziwakiem”. Grupy wczesnego Gay Liberation Front oferowały młodym mężczyznom doradztwo jak zachowywać się na lokalnych komisjach poborowych w odniesieniu do ich orientacji seksualnej. Pewien niesławny kolektyw w Oakland zaparkował van za centrum poborowym i oferował wzywanym osobom seks oralny, a potem przekazywał im fotograficzne dowody na ich niezdatność do służby wojskowej.
Ci_te działacze_ki o wyzwolenie osób homoseksualnych nie aspirowali_ły zdobyć integracji homoseksualnej mniejszości w istniejących heteroseksistowskich instytucjach w obrębie szerszej ramy równości. Postrzegali siebie jako awangardę walki o odblokowanie zdolności do kochania osób tej samej płci nawet wśród wszystkich ludzi. Wierzyli_ły, że ta miłość może podważyć militaryzm przez zastąpienie strachu, nienawiści i przemocy promowanej przez patriarchalne społeczeństwo, miłością, pożądaniem oraz uznaniem wspólnych interesów. Od późnego roku 1969 ruch wyzwolenia osób homoseksualnych splótł się z ruchem antywojennym, krytykując obecne w nim tendencje seksistowskie i homofobiczne jednocześnie pogłębiając jego wizję pokoju i międzynarodowej solidarności.
Jednakże w połowie lat 70. wewnętrzne podziały doprowadziły do izolacji większości grup przynależących do Gay Liberation Front. Lesbijki skłaniały się ku organizowaniu się w ramach ruchu feministycznego podczas gdy gejowscy aktywiści ograniczali się coraz bardziej do wyłącznie własnej sprawy. Jednakże antymilitarystyczne korzenie ruchu o wyzwolenie osób homoseksualnych nadal miały swój wpływ; kiedy Leonard Matlovich trafił na nagłówki gazet po swoim coming-outcie jako gej i walcząc przeciwko swojemu zwolnieniu ze służby, część gejów i lesbijek go wsparło podczas gdy inni_e potępili jego kampanię jako zdradę ideałów ruchu. Lesbijki przepłynęły do ruchu przeciwko broni atomowej w latach 80. podczas gdy lesbijki i geje wzięli_ły aktywny udział w walkach solidarnościowych z Ameryką Łacińską, w dalszym ciągu łącząc seksualne i płciowe wyzwolenie z oporem przeciwko militaryzmowi.
Jednakże w latach 90. podejście asymilacyjne wydawało się triumfować. Wiele żywiołowych młodych aktywistów_ek LGBT atakowało obecne na uniwersyteckich kampusach programy szkolenia oficerów_ek rezerwowych (ang. The Reserve Officers’ Training Corps, ROTC), ale większość z nich określało swoją walkę jako wysiłki antydyskryminacyjne zamiast łącząc się we wspólnej sprawie z tymi, którzy_e cierpieli_ały z rąk maszyny wojennej USA. Kiedy geje, lesbijki i biseksualiści_stki mogli_ły już wstępować do wojska otwarcie, niewiele głosów w obrębie głównego nurtu ruchu LGBT kwestionowało ten „progres”. Razem z odwołaniem „Don’t ask, don’t tell” (zasada wprowadzona w 1993 r. przez Billa Clintona, oficerowie_ki nie pytają o orientację seksualną żołnierzy_erek; żołnierze_rki mają jej nie okazywać jeśli są nieheteroseksualni pod sankcją wyrzucenia z wojska), rozkwitaniem oddziałów łączących gejów i lesbijki w miejskich departamentach policyjnych oraz wprowadzeniem federalnych przepisów antydyskryminacyjnych w większości rządowej biurokracji, wydawać by się mogło że pełna integracja mniejszości seksualnych w represyjną władzą państwa jest już za rogiem.
Od integracji do oporu.
Czasy znowu się zmieniły. O ile starsi przywódcy społeczności gejów i lesbijek nadal idą po linii propolicyjnej i promilitarnej, młodsze generacje osób queerowych, w tym osób trans, coraz bardziej nie tylko odrzucają, ale aktywnie sprzeciwiają się takiej polityce. Queerowi milenialsi brali aktywny udział w Black Lives Matter, protestach przeciwko policyjnej przemocy i oporowi przeciwko deportacjom. Festiwale Pride tego lata stały się polem konfliktu między młodymi radykałami_kami, którzy_re chcieli_ły zminimalizowania lub wykluczenia udziału policji, a starszymi generacjami, które chciały kolaborować przy egzekwowaniu prawa.
Widzimy dowody świadczące o sukcesach radykałów_ek w podkopywaniu propolicyjnego podejścia w ruchu LGBT w eskalujących policyjnych kampaniach w mediach społecznościowych, mających przedstawić ich_je jako obrońców_czynie i sprzymierzeńców_cznie osób LGBT. Trump próbował skorzystać na tym sentymencie po masakrze w klubie nocnym Pulse w Orlando, kiedy starał się przekierować uwagę z przemocy antyqueerowej na „radykalny islamistyczny terroryzm” i potrzebę do jeszcze bardziej represyjnego państwa w celu ataków na migrantów_tki, muzułmanów_ki i „złych gości”. Jednakże znaczący udział osób queerowych, w tym osób trans, w demonstracjach i organizowaniu się przeciwko Trumpowi pokazuje powszechne odrzucenie tych wysiłków obliczonych na zwrócenie uwagi na kozły ofiarne i odwrócenie jej od władzy państwa.
W rezultacie, Trump zdecydował, że elektorat LGBT można spisać na straty. Był on już wtedy dla niego zupełnie stracony, z wyjątkiem tych gejów i tych paru lesbijek, którzy_re identyfikowali_ły się bardziej z interesami kapitału i państwa niż z osobami sobie podobnymi. Za swój antytranspłciowy ruch nie straci on wsparcia żadnej osoby, która wcześniej go popierała, a podtrzyma wsparcie ze strony skrajnej prawicy — zwolenników eskalacji represji. Jako że jego społeczna legitymizacja upada pod ciosami rosyjskich skandalów i prawodawczej bezskuteczności, ma on nadzieję na ustabilizowanie swojej władzy z góry na dół, przez umocnienie swoich związków z siłami, które bezpośrednie stosują przymus i przemoc. Widzimy podobną sytuację w Turcji, gdzie czystka w armii przeprowadzona przez Erdogana oczyszcza mu drogę do zdobycia coraz bardziej scentralizowanej władzy—lub w Rosji, gdzie antyhomoseksualne prawa Putina służą mu jako kość rzucona Cerkwi Prawosławnej.
Być może nie jest wcale użytecznym patrzeć na posunięcie Trumpa wyłącznie jako na objaw transfobii. Trump wyłącznie kalkuje sobie jaki sposób jest najlepszy na utrzymanie tonącego okrętu jego administracji na wodzie. Traktuje nas jak muzułmanów_ki, jak Meksykanów_ki, jak każdą grupę jaką uzna za wystarczająco wrażliwą, by móc ją oznaczyć jako kozły ofiarne. W przypadku chrześcijańskich konserwatystów_ek możemy przynajmniej polegać na ich spójnym, ideologicznym fanatyzmie; w przypadku Trumpa, jedyne co się liczy to władza. Dlatego właśnie odwiedza siedzibę CIA w czasie pierwszego dnia swojego urzędowania, dlatego właśnie wpycha pod samochód osoby trans.
Udało mu się zrozumieć coś co staje się coraz to coraz wyraźniejsze na całym świecie, od Egiptu, przez Turcję, do Wenezueli: rządy przychodzą i odchodzą, ale ta osoba, która kontroluje głębokie państwo ma władzę, która określa nasze codzienne życie. Ten stan rzeczy nie może zostać zmieniony przez wybory, ale tylko przez rewolucję.
Dziel i rządź i zdradzaj.
I to właśnie dlatego w dzisiejszych czasach, każdy ważny ruch społeczny zaczyna się od podstawowego sprzeciwu przeciwko przemocy państwa. Niezależnie od tego czy ludzie reagują na monotonię bezsensownej pracy wymuszanej przez długi i rosnące czynsze, czy na ciągłą kontrolę policji, nękanie i inwigilację, które w coraz to większym stopniu kształtują nasze życia, czy na narzucenie destrukcyjnego rozwoju na ekosystemy od których jesteśmy zależni, rezultat jest ten sam. Kiedy nasze niestabilne życia stają się zbyt nieszczęśliwe, docieramy do punktu wrzenia. Punkt krytyczny, niezależnie od innych zmiennych, przyjmuje formę reakcji przeciwko kontroli policyjnej lub wojskowej.
Widzieliśmy_ałyśmy to już wiele razy przez ostatnie 10 lat, od Aten do Ankary, od Ferguson po Standing Rock. Miasto, państwo, federalna policja, Straż Narodowa, żołnierze_rki US, nie wspominając tutaj o szpiegach i informatorach, byli nieocenieni w ciągu ostatnich paru lat w zapobieganiu ludziom w Stanach w odzyskiwaniu miast, stopowaniu budowy rurociągów i położeniu kresu państwowej przemoc. Jednakże, pomimo przeważającej siły jaką mają do dyspozycji, osoby rządzące wiedzą równie dobrze jak my, że sama siła na zawsze nie wystarczy do utrzymania tego reżimu w całości.
Osoby transpłciowe są dzisiaj na skrzyżowaniu dróg. Po której stronie barykady się znajdziemy? Czy będziemy informować stojących nad nami oficerów_ki o preferowanej przez nas płci gramatycznej, kiedy będą nam rozkazywać nam rzucanie kanistrów z gazem łzawiącym w naszych_e sąsiadów_ki? Czy dołączymy do wszystkich, którzy są głodni wolności do określania swoich żyć, swoich płci, swoich seksualności i razem, naszych przyszłości, tak jak będziemy tego chcieli_ały, poza rubrykami oferowanymi nam przez wojskowe formularze i bloki więzienne?
Decyzja należy do nas.
(tłumaczenie z CrimethInc.)