Jako anarchiści nie jesteśmy zbyt entuzjastyczni wobec państw. Ani wobec starych, ani nowych. Jednak nadal ważne są wydarzenia w Katalonii. Represje państwa hiszpańskiego pokazują paskudną, frankistowską twarz rządzącej Partii Ludowej (PP). To nic dziwnego, ponieważ Partia Ludowa została założona przez frankistów, kilku założycieli PP było ministrami faszystowskiego reżimu Franco. Partia ma swoje korzenie w Sojuszu Ludowym, utworzonym w dniu 9 października 1976 r. przez byłego ministra w rządzie Franco, Manuela Fragę. Reblogujemy opracowanie Simony Levi, reżyserki teatralnej i aktywistki. Jest współzałożycielką hiszpańskich grup Xnet i 15MpaRato, obywatelskiego narzędzia, dążącego do postawienia przed sądem osób odpowiedzialnych za kryzys gospodarczy w Hiszpanii. Nie zgadzamy się na wszystko, co napisała w swoim tekście, który jest wezwaniem do ludu Hiszpanii, ale uważamy, że jest to ważna lektura.
Kiedy rząd hiszpański odrzucił katalońskie oświadczenie autonomii w 2010 r., nawet mimo tego, że zostało one zatwierdzone przez znaczną większość wyborców w referendum, na które rzeczywiście zezwoliło państwo hiszpańskie, nie powiedziałam nic, ponieważ nie byłam Katalonką; gdy Katalończycy następnie poprosili państwo o udział w rozmowach na temat federalizacji, a państwo odmówiło, nie powiedziałam nic, bo nie byłam Katalonką; kiedy poprosili o nowe referendum i powiedziano im “Nigdy nie będziemy mieli o czym rozmawiać”, milczałam, wszak nie byłam Katalonką; kiedy państwo odebrało Katalończykom jakąkolwiek możliwość bycia wysłuchanymi, sabotowało ich służby bezpieczeństwa i system podatkowy, zakłócało pracę ich szkół i administracji, aby wykorzystać je jako argumenty, aby ukryć swoją własną korupcję i zgrywać ofiarę, nie powiedziałam nic, ponieważ nie byłam Katalonką; gdy państwo zmiażdżyło wolność słowa, przechwycało ich pocztę i dusiło ich gospodarkę, gdy służby mundurowe weszły do ich organizacji politycznych i mediów, kiedy skonfiskowano publikacje, zamknięto strony internetowe i aresztowano burmistrzów, milczałam, bowiem nie czytałem ich prasy i nie głosowałam na tych burmistrzów. Wierzyłam nawet, że zasłużyli na to, że narzekali tak bardzo i miałam nadzieję, że zostaną uciszeni.
Więc gdy złamali zasady współistnienia wspólnoty, naruszyli moje prawo do kontrolowania mojej administracji, zdradzili moje służby bezpieczeństwa i wykorzystali mnie jako mięso armatnie, zaprotestowałam, ale wtedy irracjonalność była wszechobecna. Wystarczyło, że powiedzieli “to nielegalne” i każdy przytaknął.
Media głównego nurtu tłukły jak mantrę do głów ludzi w całej Hiszpanii przekonanie, że to o co proszą masy ludowe Katalonii, jest nielegalne i złe. Premier Rajoy nawet powiedział: “to, co jest nielegalne, jest antydemokratyczne”, tak jakby zapomniał, że zawsze było dokładnie na odwrót: to wola i walka ludzi przemienia nielegalne w demokratyczne. A jeśli tak nie jest, idź i powiedz to kobietom, którym prawo głosu było odmawiane do niedawna, idź i powiedz to homoseksualistom, rozwódkom, odmawiającym służby wojskowej i innym ludziom, których styl życia był, z jakiegoś powodu, zabroniony nie tak dawno temu.
Wmawiano, że duża część mieszkańców Katalonii zasługuje na zmiażdżenie, krwawo w razie konieczności, że zasługuje na przeszukiwania, aresztowania i skandaliczne sytuacje, których można oczekiwać od Turcji lub Chin, czy innej ohydnej dyktatury.
“Zasługują na to”: ludzie mówią tak, jakby te rzeczy, te groteskowe sceny, nie były częścią tej Hiszpanii, którą tak gorliwie pragną widzieć zjednoczoną.
Rozumiem. Wygląda na to, że Katalonia próbuje zniszczyć coś świętego, a mianowicie Jedność, w której i tylko w której rzekomo jest Siła. Mówią, że w jedności siła, a każdy wróg jedności niech spłonie w piekle.
Jeśli jednak trochę się nad tym zastanowimy, mit jedności jest naprawdę historią grozy.
Historia na bok, trzeba tylko pamiętać, ile żyć zostało zniszczonych przez nierozerwalne związki małżeńskie. Teraz myślimy o tym jako o barbarzyństwie.
To nie związek, sprawia, że istnieje siła, a jeszcze mniej wymuszony związek.
Spędziłam wiele lat mojego życia, mówiąc, że demokracja jest czymś innym niż jednością. Jedność jest współistnieniem w różnorodności między osobnymi, wolnymi, wyrażającymi zgodę osobami dorosłymi, czyli ludźmi, którzy są autonomiczni i odpowiedzialni za siebie.
Katalonia nie idzie gdziekolwiek.
Katalonia walczy tylko o swoje prawa na swój sposób.
Ona po prostu chce przestać błagać.
To naprawdę nienormalne, że nie ma sposobu na referendum w Hiszpanii. Nie mówię tylko o tym w tę niedzielę. Mam na myśli referendum w ogóle. Ustawa stanowi, że to rząd decyduje, czy może dojść do referendum, czy nie. I, oczywiście, rząd Hiszpanii zawsze mówi “nie”. Jeśli tak nie jest, idź i powiedz PAH (Platforma dla Osób Poszkodowanych przez Hipoteki), która zgromadziła półtora miliona podpisów w masowej inicjatywie legislacyjnej (ILP), aby zmienić prawo Hiszpanii pozwalające na eksmisje, co więcej ILP potrzebuje tylko 500 000 podpisów w celu przedłożenia petycji w Parlamencie, a rząd i tak odmówił omówienia tej kwestii.
Najważniejsze jest to, że zgodnie z prawem hiszpańskim jakiekolwiek referendum jest nielegalne.
Być może bardziej trafnie byłoby powiedzieć, że pewne rozwiązania w kwestii zarządzania w Hiszpanii są barbarzyńskie.
Nie chodzi o to, że Katalończycy nie mogą mieć referendum, ponieważ konstytucja nie daje im prawa do tego. Nikt w Hiszpanii nie może mieć referendum. Ani w kwestii niepodległości, ani w jakiejkolwiek innej sprawie. Wynegocjowanego referendum, czy też nie. Koniec kropka.
Nie tylko dla Katalonii.
Więc to o co prosi Katalonia, jest istotne nie tylko dla Katalonii. To dlatego, że centralizm władz, obecnych w Madrycie, a także wszystkich partii, które duszą wszelkie inicjatywy obywatelskie poprzez zawiłość parlamentarnych rytuałów, ignoruje lud Hiszpanii, wykorzystując go jedynie jako surowiec, z którego trzeba wydusić ile wlezie, traktując regiony jak kolonie, a nawet, jak ostatnio widzieliśmy, jako mięso armatnie (uwaga: rząd wyłączył policję z Katalonii z Europolu, a katalońska policja nie otrzymuje wszystkich informacji o terrorystach islamistycznych na terytorium Katalonii). Ponownie chodzi o ukrywanie własnych przywilejów, nadużyć i korupcji, lub po prostu ochronę wzajemnych koneksji między wszystkimi ze stron.
Wrogiem nie są Katalończycy, którzy chcą niepodległości. Wróg to rządy i partie polityczne, niereformowalne i pełne buty, które podżegają przeciwko sobie i duszą nas wszystkich.
Dlatego 1. października będę jedną z głosujących za i broniła głosowania. Nie tylko za Katalonię, ale także dla zorganizowanego, bezpośredniego głosu, który powinniśmy mieć wszyscy.
Walczyłam o to całe moje życie. Przeraża mnie obrona jedności jak jakiejś ideologii. Stare i nowe partie opierają się na błędnej ideologii jedności. Jest mało prawdopodobne, aby były tymi, które wydostaną nas z tego bałaganu, jeśli nie ma solidarności między ludźmi z jednego końca kraju i ludźmi z drugiego.
Przez lata opowiadałam się za nową polityką, która nie opiera się na wierze i ideologii, ale na ludziach, którzy wspólnie strategicznie i doraźnie rozwiązują wspólne problemy. Ludzie nie mogą być razem w imię jedności. Mogą tylko wtedy, gdy szanuje się wolność każdej osoby, z którą ma się wspólne interesy. Ludność Hiszpanii posiada więzy krwi, ich dobrobyt i demokracja są naturalnie zjednoczone. Niezależna Katalonia nie wybiera się nigdzie, ale tylko chce zyskać dawno odebraną swobodę ruchów.
Rząd centralny myśli w kategoriach posłuszeństwa. Nie można przewidzieć ruchów wolnych ludzi, którzy sami są w stanie pchnąć sprawy do przodu. Mogę podać tysiące przykładów, ale najprostszym jest to, że nie możemy się swobodnie i wygodnie poruszać. Nie ma ani korytarza śródziemnomorskiego, ani atlantyckiego (połączeń drogowych dookoła kraju, wszystko musi iść przez Madryt). Jest to niesłychana sytuacja, którą można wytłumaczyć tylko archaicznym centralizmem z imperialistycznymi upodobaniami.
Wolność, o którą prosiła Katalonia, nie jest kwestią katalońską.
Chodzi o wolność należącą się wszystkim mieszkańcom Hiszpanii.
Dlatego idę głosować 1 października i mam zamiar głosować na tak.
Proszę, mam nadzieję i gorąco pragnę, że 1 października obywatele Hiszpanii nie będą przykładać ręki do represji, ale że proaktywnie powstrzymają te represje przed wykonaniem ich w ich imieniu; że poczują się dumni z odwagi, optymizmu i spokojnej, uporządkowanej wizji przyszłości swoich bliźnich, którzy wypełniają obowiązek zmiany niesprawiedliwych, nieelastycznych praw, które niewolą nas wszystkich.
(tłumaczenie z Enough is Enough)