Rzym, Włochy: Kilka słów z więzienia od towarzyszki anarchistki, Anny Beniamino

Masz rację, o ile w to wierzysz

Refleksje i najnowsze wiadomości z procesu

Niewiele da się powiedzieć o stosowanych obecnie represjach. Tak czy inaczej to prosty cykl akcji i reakcji. Dobrze znanym faktem są nawet brudne chwyty policji. Można najwyżej dodać kilka uwag na temat najnowszych metod i strategii.

I właśnie to spróbuję zrobić. Ponad rok po aresztowaniu, już w trakcie procesu, w murze cenzury wreszcie pojawiło się pęknięcie. Dzięki krótkiemu raportowi w ostatnim wydaniu „Croce Nera” i najnowszym informacjom na temat zakończenia śledztwa i wstępnej rozprawy stało się jasne, jak nędznie sporządzono akt oskarżenia.

Zanim dokonam jakiejkolwiek oceny, chciałabym raz jeszcze zapewnić, że jestem dumna z ruchu anarchistycznego i anarchistów, którzy okazują mi solidarność poprzez działania, teksty oraz swój gniew. Ich wsparcie odbija się głośnym echem zarówno na wolności, jak i w różnych więzieniach. Raz jeszcze stało się jasne, że anarchistyczne wrzenie jest żywe, aktualne oraz zdolne do ośmieszenia i pokonania przeszkód bezskutecznie piętrzonych przez system. To dzięki niemu spadają kajdany strachu i wali się mit o społecznej zgodzie.

Zawsze traktowałam ruch anarchistyczny poważnie. Działają w nim mężczyźni i kobiety, kierując się rozumem i intuicją. Taki ruch zamknięty w klatkach władzy, obróci się przeciw niej i będzie czerpał siłę ze słabości, którą chciałaby mu narzucić władza. Uczestniczymy w niekończącej się rozgrywce między strukturą władzy i jej odrzuceniem.

Zawsze też uważałam, że ruch anarchistyczny może czerpać z zaszczytnej tradycji filozoficznej, historycznej i kulturowej połączonej z pierwotnym instynktem niezgody. Ze spontanicznych fuzji tych elementów rodzą się skuteczne przepisy na obalenie starego porządku.

“Anarchia jest potężna, kiedy tego chce”. To słowa towarzysza anarchisty Panagiotisa Argyrou z oświadczenia napisanego latem w geście solidarności z towarzyszami aresztowanymi w Hamburgu w czasie szczytu G20.

Idee anarchistyczne nadal stanowią problem dla władz, bo wynikające z nich akty sprzeciwu są integralne oraz w pełni czytelne dla wszystkich o otwartych umysłach.

Nie chcę być źle zrozumiana. To nie idee stają przed sądem. Aparat represji zawsze uderza w reakcji na precyzyjne działania wymierzone w społeczne status quo i poddanie się kontroli tak typowe w dzisiejszych czasach.

Akcja i reakcja. Anarchistom wytacza się fingowane procesy za to, że anarchiści są wrogami państwa.

Represje, w tym nieustanne zmiany przepisów i stosowania kodeksu karnego, używane są w zależności od potrzeb i poziomu danego konfliktu. Czasami przybierają formę ślepej furii niszczącej wszystko, co jej stanie na drodze, a czasami mdłego paternalizmu lub całego wachlarza form pośrednich. Niekiedy tempo kolejnym akcjom nadają ludzie odporni na długotrwałe prześladowania. Innych do czynu prowokują reperkusje wynikające z wcześniejszych akcji. Ludzie często wolą działać, dopiero gdy są przyparci do ściany niż atakować pierwsi. Należy jednak pamiętać, że nawet przyjmując ciosy, automatycznie nie stajemy się „ofiarami”.

Możliwe, że za długo stawiamy się w roli „ofiary represji”. Łatwo grać tę rolę w teatrze demokracji. Ale skutkiem tej fałszywej postawy jest cierpiętnictwo, a nie gotowość do walki.

Największe wyzwanie naszych czasów to wzbudzenie świadomości, że jesteśmy narzędziami, nosicielami wirusa wywrotowości, nie tylko w ograniczonych ramach ruchu, ale też w tym, jak siebie postrzegamy. Nieważne, czy mamy się za jednostki pro czy antyspołeczne, powinniśmy z dumą i bez litości krytykować tę epokę dominacji technologicznej, globalnej kontroli i homologacji.

Ci, którzy krzyczą „Król jest nagi!”, są i będą celem represji realizowanej za pomocą starych i nowych metod. Absurdalne przepisy kodeksu karnego, kryminalizujące popieranie przestępstw, podżeganie i udział w organizacji o charakterze przestępczym, są wymierzone w tkankę łączącą słowa i czyny, czyli w solidarność.

Nie powinniśmy się temu dziwić. Ponad sto lat temu działaczy też oskarżano o udział w związkach przestępczych, a władze likwidowały gazety i prześladowały wywrotowców, rozbijając ich wiece i obserwując miejsca, w których mogliby się spotykać. Obecnie inwigiluje się internet i komunikację cyfrową.

Dziś jednak wskutek rozwoju nowych technologii inwigilacja stała się wszechobecna. Zwłaszcza, że technologiom tym często towarzyszy nieznajomość związanych z nimi zagrożeń i brak wiary, że możemy się im przeciwstawić.

Schematy i metody represji zostały przeformułowane i unowocześnione (czasami tylko w nieznacznym stopniu). Stosowane są w zależności od potrzeb. Obecnie używa się ich między innymi do pacyfikowania burzliwych nastrojów w ruchu anarchistycznym.

Ale świadomość niebezpieczeństwa nie powinna oznaczać paraliżu. Nie jesteśmy jak królik, który zamiera w bezruchu na widok świateł pędzącej ciężarówki. Bądźmy kęsem, którego państwo nie zdoła przełknąć. Nie możemy poddawać się ułudzie wszechwiedzącej i wszechpotężnej władzy. Często jej działania nie są skutkiem globalnej strategii, ale wypadkową sprzecznych ambicji i rozkazów wydawanych przez jej nadgorliwych wykonawców.

Nie należy też zapominać o czynniku ludzkim. Policyjne dokumenty, które okradają nas z życia i wypaczają nasz obraz, zdradzają też nędzną kondycję ich autorów.

Zaczynając od końca: od związków przestępczych do podżegania i vice versa

Po zakończeniu w kwietniu 2017 czynności śledczych w stosunku do towarzyszy aresztowanych i objętych śledztwem we wrześniu 2016 dwunastu z siedemnastu oskarżonych postawiono kolejny zarzut z artykułu 414 (podżeganie do popełnienia przestępstwa) związany z terroryzmem. Postawiono go autorom i/lub dystrybutorom „Croce Nera”, zarówno bloga, jak i wersji drukowanej, z szczególnym wskazaniem pewnych artykułów w wydaniach 0-3. Symbolem nowych czasów są wspomniane w zarzutach okoliczności obciążające, czyli „popełnienie przestępstwa przy użyciu narzędzi komputerowych i telekomunikacyjnych”.

2 czerwca 2017, czyli tuż przed rozprawą wstępną wyznaczoną na 5 czerwca, represje objęły kolejne osoby. Kolejnych siedmiu towarzyszy objęto dochodzeniem z artykułów 270bis i 414. Niektórzy są bowiem redaktorami „Croce Nera” oraz blogów RadioAzione i Anarhija. Ponadto dwóm z nich postawiono zarzuty z artykułu 280 w następstwie nalotów z września 2016. Policja znalazła wówczas, oprócz różnych materiałów opublikowanych w „Croce Nera”, kopię listu, w którym Komisja ds. Fajerwerków na rok nadzwyczajny – FAI/FRI przyznaje się do zamachu na sąd w Civitavecchii ze stycznia 2016. Dwa różne wątki śledztwa w czasie rozprawy wstępnej połączono w jeden akt oskarżenia. Po roku maniakalnie stosowanej cenzury (poprzez systematyczne zatrzymywanie i konfiskowanie listów aresztowanych, które trafiały bezpośrednio do akt prokuratury przedstawionych w czasie rozprawy wstępnej) oraz monitorowania aktów solidarności policja i prokuratura wymyśliły, jak zaatakować ludzi utrzymujących kontakt z aresztowanymi towarzyszami i kontynuujących działalność prasową.

Równoczesne używanie artykułów 270bis i 414 doskonale obrazuje dzisiejszą strategię władzy. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę wyrok z Perugii związany z operacją „Shadow” i zastosowanie tych artykułów w obecnym procesie.

W ostatnich latach nastąpiło też poszerzenie interpretacji artykułu 414. Często nie łączy się go nawet z innymi zarzutami, tylko używa do uderzania w każdego anarchistę piszącego w obronie akcji anarchistycznych. Jest niczym wieko, którym przykrywa się świeczkę, tłumiąc płomienie rozniecane przez słowa i wyrazy solidarności.

Warto jednak podkreślić, że brudne sztuczki policji nikogo nie zastraszyły.

Akta z recyklingu…

…Struktura śledztwa

Być może faktycznie „spisane słowa pozostają”. Jak pokazuje operacja „Scripta Manent” prokuratorzy i turyńscy DIGOS nie pominęli niczego. Wygrzebali dokumenty akcji inwigilacyjnych i represyjnych oraz archiwalne dokumenty procesowe z ostatnich 20 lat, przetworzyli je i dziś używają ich raz jeszcze.

  • Proces ORAI (prokurator Marini, ROS, Rzym) – 1995;
  • Śledztwo w sprawie zamachu na Palazzo Marino w Mediolanie z 1997, do którego przyznała się Azione Rivoluzionaria Anarchica;
  • Śledztwo w sprawie Międzynarodowej Solidarności (prokurator Dambruoso, DIGOS, Mediolan) – umorzone w 2000;
  • Operacja „Croce Nera” (prokurator Plazzi, ROS, Bolonia). W 2005 doprowadziła do aresztowania ówczesnych wydawców „Croce Nera”. Sprawa zakończyła się bez konkretnego rozstrzygnięcia;
  • Śledztwo w sprawie listu-bomby wysłanego do komendanta policji w Lecce w 2005 roku i podpisanego przez Narodnaja Volja/FAI;
  • Śledztwo w sprawie zamachu na koszary szkoleniowe karabinierów w Fossano i listów-bomb, do których w 2006 przyznało się FAI/RAT (prokurator Tatangelo, ROS, Turyn) – umorzone w 2008;
  • Śledztwo w sprawie listów-bomb i zamachu w Crocetta, do których przyznało się FAI/RAT. Umorzone w 2009 (prokurator Tatangelo, DIGOS, Turyn);
  • Operacja „Shadow” (prokurator Comodi, DIGOS, Turyn), która zaczęła się w 2009 na podstawie artykułów 270bis i 280 i w 2016 zakończyła wyrokami na podstawie artykułu 414 wymierzonego w czasopismo „KNO3” oraz dwoma wyrokami za kradzież samochodów i próbę uszkodzenia torów kolejowych;
  • Operacja „Ardire” (prokurator Comodi, ROS, Perugia). Zaczęła się w 2010, w 2012 aresztowano 8 osób, a później po jej połączeniu z operacją „Scripta Manent” i zmianie jurysdykcji terytorialnej została przeniesiona z Mediolanu do Turynu;
  • Śledztwa „Kontro”, „Replay”, „Sisters”, „Tortuga” (prokurator Manotti, ROS, Genua) w sprawie zamachów na koszary karabinierów w Genui, siedzibę RIS w Parmie w 2005 i innych zamachów;
  • Dochodzenia „Evoluzione” i „Evoluzione II” (prokuratorzy Musto i Milita, ROS, Neapol). Zaczęły się w 2012 w związku z zamachem na Adinolfiego, a później objęły też obserwację RadioAzione i RadioAzione Croatia;
  • Śledztwo Moto (prokuratorzy Franz i Piacente, ROS, Genua), które w 2012 doprowadziło do aresztowania Nicoli Gai i Alfreda Cospito.
  • Śledztwo w sprawie bomby wysłanej do Equitalii (prokuratorzy Cennicola i Polino, DIGOS, Rzym) z 2011. Wznowione w 2014;
  • Śledztwo w sprawie zamachu na sąd w Civitavecchii i obrzucenia koktajlami Mołotowa karabinierów w Civitavecchii w 2016 (prokurator Cennicola, ROS, Rzym).

Ta lista została sporządzona z głowy i na pewno nie jest kompletna. Nie wspomniałam nawet o całej serii działań inwigilacyjnych i wywiadowczych oraz o uzyskanych dzięki nim materiałach. Dzięki luce prawnej w postaci przepisu o związkach przestępczych żongluje się nimi pomiędzy śledztwami i mają do nich dostęp różne komendy policyjne bez względu na jurysdykcję.

Strategia kryjąca się za tymi działaniami jest jasna. A sama liczba, choć często sprzecznych, dokumentów prowadzi do oczywistych wniosków. Pamiętajmy, że wszystkie akta z wyżej wymienionych spraw dołączono do akt operacji „Scripta Manent”, które wraz z wypocinami Sparagnii i turyńskiego DIGOS złożyły się na ponad 206 teczek akt sądowych.

Są w nich setki nazwisk, życiorysów i przykładów działalności wywrotowej. Pośpiesznie sklecono je tak, żeby tworzyły pozornie spójny obraz. Znajdziemy w nich również przemyślenia filozoficzne, fragmenty rozmów i publikacji, opisy rzekomych konfliktów w ruchu, które niby dostrzegło bystre oko policjanta, naciąganie porządku chronologicznego, a nawet neolombrozjańskie obserwacje behawioralne. To nie pierwszy taki przypadek. Wszyscy doskonale znamy próby dzielenia członków ruchu na dobrych i złych oraz przedstawianie publikacji anarchistycznych jako konspiracyjnych i podatnych na działalność przestępczą.

Zarówno ja, jak i inni, często reagujemy ironią na toporność i oczywistą niespójność akt sądowych, zapominając, że jest to celowy popis arogancji władzy.

Aparat represji jest w pełni świadom, jaką swobodę dają mu operacje antyterrorystyczne. Może nadzorować i karać. Obserwuje się kontakty i reakcje. Testuje się wytrzymałość i solidarność ruchu poprzez długie areszty poprzedzające procesy.

Mimo to uważam za błędne analizy opisujące represje wymierzone w określone części ruchu jako eksperyment, którego wyniki zostaną kiedyś użyte przeciw szerszym warstwom. Przebija z nich naiwne paternalistyczne założenie, że skutkiem takich represji może być znacznie szerszy sprzeciw społeczny.

Tymczasem władze stosują o wiele bardziej wyrafinowaną metodę kija i marchewki.

Władza nie musi testować narzędzi represji na anarchistach. W walce z nimi sięga po elementy aparatu przemocy już stosowane o wiele brutalniej przeciw innym grupom.  Państwo bez skrupułów zatrudnia najemników do obrony granic i swoich interesów, nie przejmuje się tysiącami uchodźców, którzy codziennie giną na Morzu Śródziemnym i co tydzień deportuje ludzi wyłącznie za posiadanie określonych poglądów (w XXI wieku wystarczy jedno wejście na stronę jakiegoś zidiociałego fundamentalisty, żeby zostać deportowanym).

Obecnie władze w pełni świadomie stosują cały wachlarz kar i represji. Wiedzą, kiedy mogą sobie pozwolić na więcej dzięki wsparciu niewolniczo posłusznych mediów. Nie należy też zapominać, że sam ruch cierpi z powodu wewnętrznych konfliktów.

Za to często w obliczu represji towarzysze stają ostrożniejsi i bardziej świadomi. To nie przypadek, że kładzie się tak duży nacisk na rozwój technik profilowania, kontroli, masowej inwigilacji oraz rozniecania wewnętrznych sporów.

Policyjna psycho-antropologia

Do wyciągania wniosków z śledztw i sporządzania aktów oskarżenia policja często stosuje nauki behawioralne. Coraz częstsza jest też świadomość powszechnej inwigilacji i coraz częściej podejmuje się próby jej uniknięcia.

Obecnie w ruchu popularyzują się pewne nawyki. W rozmowach telefonicznych unika się konkretów i w przeciwieństwie do innych ludzi ogranicza się korzystanie z telefonu. Kiedy jedzie się samochodem, uważa się na ogon. Szuka się podsłuchów oraz kamer w domach, samochodach i miejscach pracy. Z komputerów korzysta się, pamiętając, że mogą być na podglądzie.

Od lat wiemy też, że policja dowolnie interpretuje relacje między przyjaciółmi, towarzyszami i członkami różnych inicjatyw. Obserwatorzy i tajni agenci wykazują się celową krótkowzrocznością i stosownie do swoich potrzeb wyolbrzymiają znaczenie jednych, a pomniejszają drugich. Każdy wyjazd, a nawet zwykły wypad za miasto, policja traktuje jak „spotkanie wspólników”. Nadgorliwi policjanci z Piemontu nakręcili nawet film z wakacji na liguryjskiej plaży, gdzie pływanie kilku osób do boi nazwali „tajnymi spotkaniami”.

Policyjne psychologizowanie przypomina czasami włoską komedię. Nieobecność na spotkaniach, brak rozmów telefonicznych i kontaktów też budzą podejrzenia. Choć zarzuty kryminalne jeszcze za to nie grożą, to brak wiedzy o niektórych osobach bardzo niepokoi policję. Trudno powiedzieć, czy ta niewiedza wynika z umiejętności obserwowanych, czy z nieudolności policyjnych obserwatorów. Przesadzam z ironią? Być może, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę skalę operacji inwigilacyjnych. Policja nie cofa się przed niczym. Z zaskoczenia organizuje się rewizje, żeby zyskać okazję do podłożenia podsłuchu, prześwietla się listy, przechwytuje je, wyjmując ze skrzynek pocztowych lub zabierając z sortowni, robi się kopie kluczy do miejsc pracy, żeby móc tam wejść pod nieobecność inwigilowanych, montuje ukryte kamery w miejscach publicznych, które rzekomo mogą stać celami zamachu.

To zaledwie kilka przykładów nowych środków inwigilacji dodanych do całego wachlarza środków tradycyjnych. Przez lata podsłuchuje się telefony, montuje podsłuchy w domach i miejscach pracy, podkłada nadajniki GPS w samochodach, ukrywa kamery nad drzwiami wejściowymi do domów, piwnic i miejsc pracy, analizuje się połączenia telefoniczne i sprawdza, gdzie logowały się telefony komórkowe, bada się metadane zdjęć i nagrań video, czyta maile i stosuje podsłuch komputerowy.

Żyjemy w czasach zachwytu nad najnowszą technologią i licznymi pseudonaukami. Policja tworzy różne statystyki, wykresy, procenty. Zestawia najdziwniejsze dane. Sprawdza, jak często spotykają się inwigilowane osoby (nawet w domu z krewnymi i partnerami albo podczas własnych procesów), jak często ich telefony logują się w tych samych miejscach, w jakie dni tygodnia najczęściej dostarczane są listy-bomby, w których miastach najczęściej dochodzi do zamachów, a nawet jakich słów najczęściej używają anarchiści. Ale dość już o statystkach i badaniach behawioralnych. Przejdźmy do kolejnego narzędzia sądowego.

Opinie ekspertów

W trakcie tego procesu objawiła się nowa metoda dopasowywania określonych zarzutów do poszczególnych oskarżonych. Stosuje się graficzne, stylistyczne i lingwistyczne analizy, żeby na przykład przypisać listy, w których ktoś przyznał się do zamachu, do wybranych oskarżonych i wzmocnić w ten sposób spekulacje prokuratury.

Mogłoby się wydawać, że to poważne analizy (w końcu służą do przedłużenia aresztu tymczasowego), ale jeśli przyjrzymy się im bliżej, stanie się jasne, że stosowane metody są wątpliwe i naciągane, a ich wyniki niejednoznaczne.

Celowe ignorowanie wyników sprzecznych ze wstępnymi założeniami nie powinno dziwić. Dlatego policja pomija negatywne analizy w akcie oskarżenia. Charakterystycznym wyrażeniom z polityczno-poetyckiej terminologii anarchistycznej przypisuje się najdziwniejsze znaczenia daleko wykraczające poza same zarzuty.

Mechanizm represji jest w pełni świadom braku spójności pewnych porównań i analiz. A nawet przyznaje się do tego między wierszami. Zdaje sobie jednak sprawę, że użycie w akcie oskarżenia badań DNA oraz innych ekspertyz traktowane jest przez opinię publiczną jako wiarygodny i niepodważalny dowód i dlatego tak chętnie używa ich w sądzie. W rzeczywistości błędów, manipulacji i spekulacji jest tak dużo, że nawet organy prawa musiały się do tego przyznać po latach bezkrytycznego korzystania z ekspertyz biologicznych. Widujemy to również ostatnio w procesach naszych towarzyszy na całym świecie.

Część danych używanych do tych analiz władze pozyskują dzięki systematycznemu stosowaniu represji.

DAP (Departament Więziennictwa) ma ich mnóstwo. To między innymi zdjęcia, odciski linii papilarnych, kartoteki z wykonywania poprzednich wyroków, dokumenty osobiste, próbki grafologiczne, fragmenty listów, próśb, wniosków i inne dane archiwalne. A jeśli ktoś nigdy nie był aresztowany ani przeszukiwany, władze sięgają do urzędów stanu cywilnego i archiwów gminnych.

Od ponad 10 lat powstają różne bazy DNA. Nie tylko przechowuje się w nich próbki DNA zdobyte w trakcie nalotów, ale też porównuje je z próbkami i danymi z wielu innych archiwów.

To jedynie kilka aspektów wartych przemyślenia i rozwinięcia. Fakty są następujące: W świecie, w którym represyjne procedury są środkiem komunikacji, nieobecność jest dowodem winy, a solidarność okolicznością obciążającą, celem operacji „Scripta Manent” było uderzenie w kilku anarchistów, zamiast tego jednak przyczyniła się do erupcji solidarności i znaczącego wzrostu świadomości. I dlatego nawet pomimo mojej obecnej sytuacji, nie mogę oprzeć się radości.

Anna

Rzym, styczeń 2018

(źródło Act For Freedom Now!, tłumaczenie z Insurrection News)