Tag Archives: krytyka

Stanowisko redakcji 325 w kwestii udziału osób anarchistycznych w wojnie w Ukranie

“Wojna jest ostatecznym dramatem całkowicie zmechanizowanego społeczeństwa” – Lewis Mumford

Nie jest zaskoczeniem, że znów widzimy apokaliptyczne ruiny w jednym z miast europejskich. Mariupol nie przez przypadek stał się nowym Aleppo. Nasza pamięć powraca do podobnych obrazów Sarajewa w czasie wojny w Jugosławii. Konflikty pomiędzy narodami, pomiędzy imperialistycznymi supermocarstwami nigdy nie odeszły w przeszłość. Wojna na Ukrainie jest kontynuacją agresji prowadzonej przeciwko wszelkiemu życiu na tej planecie. Projekty geopolityczne, wojny jako takie są objawami toczącego się na ogromną skalę niszczycielskiego procesu, jakim jest sama cywilizacja i jej zmechanizowana totalna kontrola nad wszystkim co żywe. Sygnały ostrzegawcze, że nasza planeta umiera otaczają nas z każdej strony, a technokratyczne elity są tego doskonale świadome.

Wojna zawsze była narzędziem dyscyplinującym używanym do kontrolowania mas oraz krępowania jednostki. Wojna w Ukrainie nie jest tu wyjątkiem podobnie jak inne trwające aktualnie konflikty, jakie widzimy w Syrii i Jemenie. Przekonanie, że mamy do czynienia z prostym konfliktem między rzekomo demokratycznym narodem i faszystowskim najeźdźcą to propagandowe złudzenie, wzmacniane przez social media. W tym wszystkim Zełeński wcale nie jest niewinny. Wiele dowodów potwierdza, że powitał z otwartymi ramionami neonazistów zagrażających młodemu państwu ukraińskiemu. Posłużył się nawet Azovem, tak jak SBU (ukraińskie tajne służby szkolone przez CIA) by prześladować opozycję, niezależnie o tego czy była ona prorosyjska, lewicowa czy komunistyczna, co oczywiście w żaden sposób nie usprawiedliwia Putina, gdyż jak wiadomo on również ma zakontraktowanych najemników z Grupy Wagnera, pełnej nazistów popełniających zbrodnie w Syrii, Libii a ostatnio w Mali. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że NATO dostarcza broń, szkoli i aktywnie podsyca istnienie otwarcie faszystowskich grup, takich jak Batalion Azova oraz jeśli uwzględnimy całościowy obraz obecnej wojny zastępczej bez trudu nasunie nam to skojarzenia z okresem zimnej wojny. Kto ponosi jej koszta? Mężczyźni przymusowo wcieleni do armii, kobiety i dzieci zasypane pod gruzami budynków, pochowani w masowych grobach. Z jednej strony ci, którzy nabierają się na propagandę walki o mityczne pretensje, nie chcąc zobaczyć rzeczywistej strategii stojącej za walczącymi stronami, której celem jest kontrola populacji poprzez konflikt, z drugiej zaś reszta świata uczestnicząca w spektaklu, szczęśliwa, że jej pokój społeczny nie został naruszony, a wygoda, podobnie jak niekończąca się konsumpcja mogą trwać nadal, w czasie gdy mechaniczny Lewiatan pożera przyrodę, zastępując ją fasadą sztuczności.

Continue reading Stanowisko redakcji 325 w kwestii udziału osób anarchistycznych w wojnie w Ukranie

Anonim: Insurekcyjna praktyka anarchistyczna

Tekst ukazał się pierwotnie w zinie pt. “Willful Disobedience” prowadzonym przez Wolfi Landstreichera. Seria tych zinów “była stale rozwijającą się prowokacją skierowaną do anarchistów i innych wędrowników, aby zagłębić się w krytyczną myśl i radosny bunt”. Ten konkretny tekst został napisany przez osobę anonimową. – CzT

Rozwój insurekcyjnej praktyki anarchistycznej na zasadzie projektu wymaga zdolności do krytycznego spojrzenia na to, co się zrobiło. Kiedy czyjeś cele są wystarczająco jasne i zaczynamy rozwijać bardziej precyzyjne pomysły, jak osiągnąć te cele w praktyce z innymi, narzędzie krytyki staje się najbardziej użyteczną bronią w konkretnych realiach walki. Jednakże w tej sferze nie może być ona zredukowana do prostej akceptacji lub odrzucenia, do binarnej logiki “tak” bądź “nie”. Musi raczej obejmować uważne badanie działań, które zdecydowałyśmy się podjąć w świetle naszego celu, jakim jest zniszczenie porządku społecznego poprzez proces insurekcyjny. Jeśli stwierdzimy, że dany rodzaj działania sprowadził nas na złą drogę, wówczas bez żalu zaczynamy od nowa. Zdolność do rozpoznawania błędów i zaczynania od nowa, jeśli to konieczne, odzwierciedla twórczą wyobraźnię i pełną pasji inteligencję, którą powinien posiadać każdy zdrowy ruch insurekcyjny, bez względu na to, jak mały. Niestety, historia – w tym ta, którą sami żyliśmy – jest zazwyczaj traktowana jako mitologia, to znaczy jako wyższa rzeczywistość, którą należy czcić lub jako teologia, którą należy badać jedynie na poziomie doktrynalnym, aby odszukać właściwą prawdę. Osoby anarchistyczne, w szczególności, mają tendencję do tworzenia opowieści o wielkich momentach ze swojej przeszłości. To mitologizujące podejście zamienia naszą historię w serię “chwalebnych porażek”, zamiast w ciągłą walkę, w której popełniono wiele błędów i w której zrealizowano wiele niesamowitych projektów. Nasza historia, definiowana jako seria wielkich momentów i chwalebnych porażek, staje się bezużyteczna dla naszej bieżącej walki. Musimy raczej badać wydarzenia pod kątem tego, czego możemy się nauczyć, co jest praktyczne dla naszej obecnej walki, nie po to, by wymazać piękno i poezję, które można znaleźć w większości historii rewolty, ale by wzmocnić to piękno i poezję poprzez uczynienie ich praktycznymi dla naszej codziennej walki z władzą.

Jednym z ostatnich wydarzeń, które zostało zmitologizowane, jest seria demonstracji blokujących konferencję na szczycie WTO w Seattle w zeszłym roku1. W ciągu następnych miesięcy miały miejsce podobne demonstracje przeciwko różnym ważnym konferencjom, spotkaniom czy zjazdom rządzących. W większości tych demonstracji miały miejsce bardzo realne akty buntu, a ja solidaryzuję się z tymi, którzy ich dokonali. Ale przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, większość z tych wydarzeń została zorganizowana przez działaczy politycznych, których celem było sprawienie, aby ich usłyszano – “mówienie prawdy władzom”, jak wielu z tych małoznaczących polityków lubi mawiać – i którzy byli skłonni negocjować z władzami w sprawie tych wydarzeń. W przeważającej części anarchistki zachowały mitologię stworzoną wokół Seattle i ograniczyły swoje dyskusje i krytyczne analizy do kwestii niszczenia mienia oraz natury przemocy i braku przemocy, utrzymując te dyskusje na gruncie moralnym, na którym to lewicowi organizatorzy polityczni wolą się spierać. Nic z tego nie zagraża mitowi Seattle. Nie otwiera to również pytania, które jest o wiele bardziej interesujące z perspektywy insurekcyjnego anarchizmu: jakie miejsce, jeśli w ogóle, mają takie demonstracje w naszej trwającej walce, w naszym projekcie insurekcyjnym. Nie jest to kwestia odmowy pójścia na takie wydarzenia, ale pójścia na nie, jeśli ktoś się na to zdecyduje, z jasnym zamiarem, w sposób, który wypływa z i wraca do naszej codziennej walki. Zadając sobie tego rodzaju pytania, każdy z nas wyciągnie własne wnioski i będzie działał w konsekwencji, ale jeśli nie będziemy zadawać takich pytań, będziemy nadal wleczeni przez programy władzy i jej lojalnej opozycji, biegając tu i tam bezskutecznie i narzekając, że mitu nie da się przeżyć.

Strzępki informacji, które słyszałem o wydarzeniach w Pradze i o różnych demonstracjach solidarnościowych na całym świecie wskazują na to, że było kilka wyraźnie antykapitalistycznych wydarzeń i że były one w znacznie mniejszym stopniu zdominowane przez “niestosujących przemoc” aktywistów. Poniżej zamieszczam kilka tekstów, które mają zachęcić do dalszej dyskusji nad tymi kwestiami.


1 Opisywane wydarzenia miały miejsce w 1999 r.


Źródło: The Anarchist Library

Ziq: Jebać waszą czerwoną rewolucję: przeciwko ekobójstwu, ku anarchii

Odpuście sobie z tymi swoimi nużącymi sloganami

„Nie ma etycznej konsumpcji w kapitalizmie” jest już zastałym memem, który chciałxbym żeby zdechł. Ten slogan jest tak często używany przez czerwonych, aby wyśmiać tych z nas, którzy starają się dokonywać wyborów życiowych, pomagających w redukcji szkód w naszych społecznościach i w naszych środowiskach naturalnych.

Diety wegańskie, jazda rowerem, skipowanie1, upcykling2, ogrodnictwo partyzanckie3, permakultura4, skłotowanie, illegalizm, tworzenie lasów żywnościowych5, komun, samowystarczalność i wszystkie inne działania „lifestylowe” podejmowane przez „indywidualistyczne” osoby anarchistyczne, mające zminimalizowanie szkody wyrządzane środowisku naturalnemu, są upokarzane i wyśmiewane przez wiele osób o poglądach anarcho-komunistycznych, ekologiczno społecznych, anarcho-transhumanistycznych, syndykalistycznych i przez inne osoby anarchistyczne chcące utrzymać przemysł. Ci czerwoni są dobrze zaznajomieni z pracowniczą retoryką i postrzegają wszelkie wybory dotyczące stylu życia jako „odwracanie uwagi” od globalnej rewolucji proletariackiej, którą uznają za swój jedyny cel.

Usłyszycie, jak wywyższają się nad osobami anarchistycznymi, którzy dyskutują o etycznych sposobach ograniczania konsumpcji, zwłaszcza nad ludźmi, którzy żyją poza miastem lub w inny sposób ograniczają swój udział w cywilizacji przemysłowej; ludzie, których głośno zbywają i potępiają jako „prymitywistów” lub „lifestylistów”.

Powiedzą nam, żebyśmy przestały_li żyć w dążeniu do osobistej anarchii, ponieważ „w kapitalizmie nie ma etycznej konsumpcji”. W czerwonym umyśle, tak długo jak system kapitalistyczny jest narzucony światu, nie ma sensu sięgać po anarchię, dopóki ten system nie zostanie obalony i zastąpiony ich systemem. Niezależnie od tego, jak mało prawdopodobne jest, że stanie się to za naszego życia.

Używanie „braku etycznej konsumpcji” do okpienia ludzi za podejmowanie wysiłku, by żyć bardziej świadomie, i dekretowanie wszelkich indywidualnych działań jako „kontrrewolucyjnych” lub „liberalnych” wywodzi się z głęboko autorytarnego sposobu myślenia przypominającego toksyczne maoistowskie czystki, które karały ludzi za ubieranie się inaczej, posiadanie hobby lub robienie czegokolwiek poza poświęceniem się w 100% destrukcyjnej pracy przemysłowej i chwale „rewolucji” (prawie zawsze objawiającej się w formie czerwonego państwa).

Czerwony wpływ na dyskurs anarchistyczny jest niestety dominujący w większości rozwiniętych części świata, a kolektywistycznie nastawione osoby anarchistyczne nalegają, aby każda osoba anarchistyczna poświęciła się ich mrzonce o masowym powstaniu w celu przejęcia fabryk od kapitalistów i przekazania ich robotnikom. Postulują one, że zdemokratyzowane fabryki będą bardziej korzystne dla osób pracujących, ponieważ otrzymają one większy kawałek przemysłowego tortu. Jest to prawda. Ale potem twierdzą, że ich ideologia „ocali środowisko”, ponieważ kolektyw robotniczy nie będzie chciwy i destrukcyjny, tak, jak kapitalistyczny zarząd. Jest to oczywiście całkowicie bezpodstawne i rażąco ignoruje historię kolektywizacji przemysłu i jej niszczycielskich skutków dla środowiska. Rażąca rzeczywistość jest taka, że wszystkie społeczeństwa przemysłowe, bez wyjątku, prowadzą w końcu do ekobójstwa.

Continue reading Ziq: Jebać waszą czerwoną rewolucję: przeciwko ekobójstwu, ku anarchii

Aragorn!: Anarchia bez drogowskazów i przymiotników

Czemu tekst o anarchizmie bezprzymiotnikowym na CzT? Przede wszystkim ze względu na autora; parę osób z redakcji podchodziło niejednokrotnie do przetłumaczenia któregoś z tekstów Aragorn!‘a, ale jak to najczęściej bywa – coś wypadło, coś nie pyknęło, coś nie zadziałało… Jednak, jako że kilka dni temu minęła pierwsza rocznica śmierci osoby autorskiej, postanowiły.liśmy po raz kolejny przysiąść do jednego z jego tekstu, aby w pewien sposób uhonorować zarówno jego osobę, jak i jego twórczość samą w sobie. Po drugie, anarchizm bezprzymiotnikowy po prostu nie koliduje z niespołecznymi formami anarchizmu, zwłaszcza będąc użytym – tak jak w tekście – w postaci autokrytyki ruchu anarchistycznego. – Osoba tłumacząca

•••

Większość tendencji wewnątrz anarchistycznych kręgów ma wąską koncepcję tego, co tak naprawdę czyni człowieka osobą anarchistyczną, czym jest projekt anarchistyczny, oraz w jaki sposób transformacja w stronę anarchistycznego świata będzie wyglądać. Czy to Zielone czy Czerwone, Komunistyczne czy Indywidualistyczne, Aktywistyczne czy Krytyczne – Osoby Anarchistyczne poświęcają równie dużo czasu na obronę swoich spekulatywnych stanowisk dotyczących tych skomplikowanych kwestii, co dowiadując się co do zaoferowania mają inne osoby – szczególnie inne osoby anarchistyczne.

W rezultacie, wielu odkrywa, że wolałoby realizować własne projekty, polityczne i społeczne, poza anarchistycznymi kręgami. Albo uważają, że ich konkretny projekt nie zainteresuje osób anarchistycznych, mimo tego, że uważają go za ważny (tak jak w większości progresywnego aktywizmu), lub nie przepadają szczególnie za towarzystwem osób anarchistycznych oraz pewnego rodzaju napięcia wiążącego się z taką współpracą. Za oba te powody niemal całkowicie odpowiedzialny jest głęboki brak zaufania osób anarchistycznych w stosunku do programów innych osób anarchistycznych.

Dawno, dawno temu, wydano anarchistyczny zew o „Anarchizm bez Przymiotników”, odnosząc się do doktryny, która tolerować miała koegzystencję różnych szkół myśli anarchistycznej. Zamiast kwalifikować Anarchizm jako kolektywny, komunistyczny czy indywidualistyczny, Anarchizm Bezprzymiotnikowy odmawiał przyjmowania ekonomicznych rozwiązań na czas porewolucyjny. W zamian za to, Anarchizm Bezprzymiotnikowy postulował, że to obalenie władzy, a nie sprzeczki na temat przyszłości, są sprawą o pierwszorzędnym znaczeniu.

Dziś, jest równie wiele (jeśli nie więcej) podziałów co do tego, jak obalenie władzy powinno wyglądać, tak jak sto dwadzieścia lat temu były podziały co do kwestii programu ekonomicznego Po Rewolucji. Anarchistyczne osoby aktywistyczne („osoby organizujące”), sądzą, że to siła oddolna obali władzę. Osoby anarchistyczne walki klas, uważają, że to klasa robotnicza zakończy istnienie władzy w kapitalistycznym społeczeństwie. Osoby kolapsystyczne1, wierzą, że to warunki ekonomiczne i środowiskowe nieuniknienie doprowadzą do transformacji społecznych oraz końca władzy.

Z drugiej strony, wiele osób anarchistycznych nie uważa, że obalenie władzy powinno być jakkolwiek dla osób anarchistycznych kwestią o pierwszorzędnym znaczeniu. Argumentują, że władzy nie da się łatwo pojąć (jest to zarówno kapitalizm, jak i państwo, jak i żadne z nich); że osoby anarchistyczne nie mają wystarczającej (politycznej, społecznej, ludzkiej lub materialnej) siły jej obalić, oraz że władza przekształciła się w coś o wiele bardziej rozproszonego niż królowie i monopoliści z XIX wieku. Jeśli władzę najlepiej dziś rozumieć jako spektakl, wtedy jest zarówno rozproszona jak i skoncentrowana. Ta elastyczność ze strony społeczeństwa spektaklu, doprowadziła do tego, że starania o obalenie władzy jako takie (oraz praktyka wielu osób anarchistycznych) są postrzegane jako utopijne oraz (spektakularnie) niedorzeczne.

Osoby anarchistyczne spod każdego koloru flagi zgadzają się z tym, że rewolucyjne programy przeszłości, mocno zawiodły w całkowitym wyzwoleniu uciskanych. Osoby lewicowe sądzą, że te programy miały swoją rację bytu, jednak czas i warunki były nieodpowiednie. Wiele osób anarchistycznych uważa, że czas na Programy już minął. Te perspektywy są częścią anarchizmu, i są źródłem niekończących się sporów przy tworzeniu oraz spotkaniach grup anarchistycznych.

Historii powinno być używać by nadawać kontekstu tym różniącym się perspektywom, a jest zamiast tego traktowana jako narzędzie dostarczające dowodów jednej czy drugiej stronie. Zamiast próbować zrozumieć siebie nawzajem, komunikować się – wydaje się, że korzystamy z okazji braku naszego sukcesu, by okopać się w naszych pozycjach i upierać się przy mniejszych korzyściach.

Jeśli anarchia nie posiada drogowskazów, to my (osoby anarchistyczne) możemy ze sobą swobodnie współpracować. Takie wspólne projekty nie muszą być tej samej skali co strajk generalny, czy nawet wstrzymanie biznesu jak zwykle w głównym obszarze metropolii, ale byłyby one jednak wciąż projektami anarchistycznymi. Anarchia bez drogowskazów czy przymiotników mogłaby być tą, w której kontekst wspólnie podejmowanych decyzji byłby kreowany przez nas, raczej niż nam narzucony. Byłaby to anarchia „teraz”, raczej niż nadziei dnia następnego. Odpowiedzialnością za zdobycie zaufania obciążyłoby tych, którzy rzeczywiście mają wspólny polityczny cel (obalenie państwa i kapitału), zamiast tych, którzy nie mają celu, bądź tych, których cel jest sprzeczny z anarchistycznym.

Anarchia bez drogowskazów czy przymiotników nie ignoruje różnic, a zamiast tego umieszcza je w odpowiadającym im kontekście. Gdy stoimy w obliczu momentu ekstremalnego napięcia, gdy wszystko co znamy wydaje się dążyć ku zmianie, wtedy możemy wybrać różne rozwidlenia drogi. Do tego czasu, osoby anarchistyczne powinny podchodzić do siebie nawzajem z tą samą naiwnością, z jaką podchodzimy do świata. Jeśli uważamy, że świat może się zmienić, i mógłby się zmienić w radykalnym kierunku, zamiast kontynuować tendencję, która utrzymuje się od przeszło kilku tysięcy lat, to powinniśmy mieć choć trochę zaufania do tych, którzy pragną tego samego.

•••

1 z ang.: collapsists – czyli osoby wyznające ideologie, które w upadku cywilizacji widzą pewny potencjał emancypacyjny od cywilizacji, porządku społecznego, normalnego funkcjonowania ekonomii itd. Takie ideologie to kolapsyzm [z ang.: collapsism]


(Źródło: The Anarchist Library)

Dosyć osób organizujących!

Dosyć osób organizujących!

Walka rozwinęła się ponad potrzebę o osoby organizujące

Od przemocowczyń.ców, osób prących się na szkło, karierowiczek.ów czy manipulatorek.ów – po osoby wpychane w niebezpieczeństwo [publicznej] rozpoznawalności; zdehumanizowane czy przepracowane: rola „osoby organizującej” jest krzywdząca zarówno dla osób które są w ten sposób określane/które się w ten sposób określają, jak i dla ruchu wyzwoleńczego samego w sobie.

Wolność nie potrzebuje osób organizujących – potrzebuje zaś tego, aby każdy odgrywał aktywną rolę w walce, i aby nikt nie dopuszczał do tego, by w procesie stawiać siebie wzajemnie na dehumanizujących pozycjach.

Nie możemy czekać na to, aż inni zaczną walczyć za naszą wolność. Tak jak zawsze, sekretem jest to – aby zacząć.

Continue reading Dosyć osób organizujących!

Twoja polityka jest zajebiście nudna

Spójrz prawdzie w oczy, twoja polityka jest zajebiście nudna. Wiesz, że to prawda. Inaczej, dlaczego wszyscy wzdrygają się na dźwięk tego słowa? Dlaczego obecność na spotkaniach twojej grupy dyskusyjnej teorii anarcho-komunistyczneji spadła do rekordowo niskiego poziomu? Dlaczego uciśniony proletariat nie poszedł po rozum do głowy i nie dołączył do ciebie w twojej walce o wyzwolenie świata?

Być może, po latach trudzenia się z tłumaczeniem im że są ofiarami, zacząłeś winić ich za ich stan. Muszą chcieć być pod butem kapitalistycznego imperializmu; w przeciwnym razie, dlaczego nie okazują zainteresowania twoją polityczną sprawą? Dlaczego nie dołączyli do ciebie w przykuwaniu się do mahoniowych mebli, skandowaniu sloganów na drobiazgowo zaplanowanych i przeprowadzonych protestach i do odwiedzania anarchistycznych bibliotek? Dlaczego nie usiedli i nie nauczyli się całej terminologii potrzebnej dla prawdziwego zrozumienia wszystkich detali marksistowskiej teorii ekonomicznej?

Prawda jest taka, że twoja polityka jest dla nich nudna, bo naprawdę jest bez znaczenia. Wiedzą, że wasze przestarzałe style protestu – wasze marsze, trzymane w rękach transparenty, zgromadzenia – są teraz bezsilne w wywołaniu rzeczywistej zmiany, bo stały się przewidywalną częścią statusu quo. Wiedzą, że twój post-marksistowski żargon jest odpychający bo naprawdę jest to język jedynie akademickiej dysputy, nie broń zdolna do podkopania systemów kontroli. Wiedzą, że wewnętrzne konflikty, wasze odłamy, wasze niekończące się sprzeczki o efemeryczne teorie nigdy nie będą w stanie wywołać rzeczywistej zmiany w świecie, którego doświadczają każdego dnia. Wiedzą, że niezależnie od tego, kto rządzi, jakie prawa obowiązują, pod jakimi „izmami” intelektualiści maszerują, zawartość ich żywotów pozostanie taka sama. Oni – my – wiemy, że nasze znudzenie jest dowodem na to, że ta „polityka” nie jest kluczem do żadnej rzeczywistej transformacji życia. Bo nasze życia są już wystarczająco nudne!

I ty też to wiesz. Dla jak wielu z was polityka jest obowiązkiem? Czymś, w co się angażujesz, bo czujesz, że powinieneś, podczas gdy w głębi twojego serca jest milion innych rzeczy, które wolałbyś robić? Twój wolontariat – czy jest to twoją ulubiona rozrywką, czy angażujesz się w niego z poczucia obowiązku? Sądzisz że dlaczego tak trudno jest zmotywować innych do podobnego zaangażowania? Czy może być tak, że poczucie winy jest tym, co przede wszystkim napędza cię w wykonywaniu twojego „obowiązku” bycia politycznie aktywnym? Być może urozmaicasz swoją „pracę”, próbując (świadomie bądź nie) zadrzeć z władzami, dać się aresztować: nie dlatego, że pomoże to twojej sprawie, tylko dlatego, że uczyni wszystko bardziej ekscytującym, przywróci trochę romantyzmu burzliwych czasów, dawno minionych. Czy kiedykolwiek czułeś, że uczestniczysz w rytuale, od dawna ugruntowanej tradycji peryferyjnego protestu, w rzeczywistości służącej jedynie wzmocnieniu pozycji mainstremu? Czy kiedykolwiek sekretnie pragnąłeś uciec od stagnacji i nudy twoich politycznych „obowiązków”?

Nic dziwnego, że nikt nie dołączył do ciebie w twoich politycznych wysiłkach. Być może mówisz sobie, że to trudna, niewdzięczna praca, ale ktoś musi ją wykonać. Odpowiedz brzmi, cóż, NIE.

Właściwie, wyświadczasz nam wszystkim niedźwiedzią przysługę twoją meczącą, nużącą polityką. W rzeczywistości nie ma niczego ważniejszego od polityki. NIE polityki amerykańskiej „demokracji” i prawa tego, kto jest wybrany na prawodawcę by podpisywać te same ustawy i utrzymywać ten sam system. Nie polityki anarcho-„zaangażowałem się w radykalną lewicę, bo lubię sprzeczać się o trywialne szczegóły i pisać retoryki o nieosiągalnych utopiach.” Nie polityki żadnego przywódcy czy ideologii, które wymagają od ciebie poświęcenia się dla „sprawy.” Raczej, polityki codziennego życia. Kiedy separujesz politykę od bezpośrednich, codziennych doświadczeń indywidualnych osób, staje się kompletnie bez znaczenia. Doprawdy, staje się prywatną domeną bogatych, wygodnickich intelektualistów, którzy mogą kłopotać się takimi drętwymi, teoretycznymi zagadnieniami. Kiedy angażujesz się w politykę z poczucia obowiązku i zamieniasz polityczne działania w nudny obowiązek raczej niż ekscytującą grę, w którą warto grać przez wzgląd na nią samą, odstraszasz ludzi, których życia są wystarczająco puste, by było w nich miejsce na jeszcze więcej nudy. Kiedy zamieniasz politykę w coś pozbawionego życia i radości, okropny obowiązek, staje się tylko kolejnym ciężarem spoczywającym na ludziach, raczej niż sposobem, by ich z niego odciążyć. Takim sposobem, rujnujesz ideę polityki ludziom dla których powinna być ona najważniejsza. Każdy ma interes w rozważaniu swoich żyć, w pytaniu siebie, czego od niego chcą i jak mogą to osiągnąć. Robisz jednak z polityki coś, co wygląda dla nich jak żałosna, skupiona tylko na swoim punkcie widzenia, bezsensowna gra dla klasy średniej i artystów, gra bez żadnego znaczenia dla prawdziwego życia, które wiodą.

Co powinno być polityczne? Czy podoba nam się to, co robimy, by zdobyć jedzenie i schronienie. Czy czujemy, że nasze codzienne interakcje z przyjaciółmi, sąsiadami i współpracownikami są satysfakcjonujące. Czy mamy okazję przeżyć każdy dzień tak, jak tego pragniemy. A „polityka” nie powinna polegać tylko na dyskutowaniu o tych pytaniach, ale i na bezpośrednich działaniach w celu poprawienia naszych żyć tu i teraz. Działając w sposób, który sam w sobie jest zabawny, ekscytujący, radosny – bo działanie polityczne, które jest monotonne, męczące i opresyjne może tylko utrwalać monotonię, zmęczenie i opresję w naszych życiach. Nie powinniśmy marnować już więcej czasu na dyskutowanie o sprawach, które będą bez znaczenia, kiedy następnego dnia będziemy musieli pójść do pracy. Dość przewidywalnych rytualnych protestów, z którymi władze aż zbyt dobrze wiedzą, jak sobie poradzić; dość nudnych rytualnych protestów, które dla potencjalnych zainteresowanych nie będą brzmieć jak ekscytujący sposób na spędzenie sobotniego popołudnia – wyraźnie widać, że te nigdzie nas nie zaprowadzą. Już nigdy więcej nie „poświęcimy siebie dla sprawy.” Gdyż my sami, radość w naszych życiach i życia naszych towarzyszy, muszą być naszą sprawą!

Po tym, jak uczynimy politykę znaczącą i ekscytującą, reszta przyjdzie sama. Lecz z ponurej, wyłącznie teoretycznej i/lub zrytualizowanej polityki, nic wartościowego nie może wyniknąć. Nie chodzi o to, że nie powinniśmy przejmować się niedotyczącym nas bezpośrednio w naszej codziennej egzystencji dobrem ludzi, zwierząt czy ekosystemów. Fundamenty naszej polityki powinny być jednak konkretne: musi być bezpośrednia, musi być oczywista dla wszystkich, dlaczego jest warta zachodu, musi być przyjemna sama w sobie. Jak możemy robić dobre rzeczy dla innych, jeśli sami nie czerpiemy przyjemności z naszych żyć?

Przykładowo: popołudnie zbierania jedzenia od biznesów, które w innym wypadku by je wyrzuciły, i podawania go głodnym i tym, którzy są zmęczeni pracowaniem na jedzenie – to dobra polityczna akcja, ale tylko jeśli sprawia ci radość. Jeśli robisz to ze swoimi przyjaciółmi, jeśli przy okazji poznasz nowych przyjaciół, jeśli się zakochasz czy wymienisz się zabawnymi historyjkami czy chociaż poczujesz dumę pomagając kobiecie, ulżywszy jej trochę w jej potrzebach finansowych, jest to dobra polityczna akcja. Z drugiej strony, jeśli spędzisz popołudnie pisząc do mało znanego lewicowego tabloidu z obiekcjami w sprawie tego, jak kolumnista użył terminu „anarcho-syndykalistyczny”, jest to gówno, a nie osiągnięcie, ale dobrze o tym wiesz.

Być może jest to czas na nową nazwę na „politykę”, jeśli stara stała się taką obelgą. Nikt nie powinien czuć wstrętu, gdy rozmawiamy o wspólnym działaniu w celu poprawy naszego życia. Prezentujemy więc wam nasze postulaty, które są nienegocjowalne i muszą zostać spełnione tak szybko, jak to możliwe – bo nie będziemy żyć wiecznie, nieprawdaż?

1. Spraw, by polityka znów była znacząca dla naszego codziennego życia. Im dalszy obiekt naszego politycznego zainteresowania, tym mniej będzie dla nas znaczył, tym mniej realny i naglący nam się wyda, tym bardziej męcząca będzie polityka.

2. Każda polityczna aktywność musi być radosna i ekscytująca sama w sobie. Nie możesz uciec od tej okropności większą jej ilością.

3. By osiągnąć pierwsze dwa kroki, muszą być stworzone zupełnie nowe polityczne podejścia i metody. Stare są przedawnione, niemodne. Być może NIGDY nie były dobre i dlatego nasz świat jest taki, a nie inny.

4. Bawcie się! Nigdy nie ma wymówki, by być znudzonym . . . czy nudnym!

Dołączcie do nas w robieniu z „rewolucji” zabawy; gry granej dla najwyższych stawek ze wszystkich, lecz niemniej radosnej, beztroskiej gry!

(tłumaczenie z CrimethInc)

Crimethinc. Dyskretny urok burżuazji albo tyrania suszarki do włosów.

Czy twój ojciec przeskakuje niczym konik polny z jednego hobby na drugie, bezowocnie poszukując odpowiedniej formy spędzania tej niewielkiej ilości „czasu wolnego”, która mu przysługuje po pracy? Czy twoja matka nieustannie przemeblowuje i  ponownie dekoruje wasz dom, pokój, póty nie będzie mogła rozpocząć wszystkiego na nowo? Czy ty sam stale drżysz na myśl o własnej przyszłości, tak jakbyś miał przed sobą jakąś z góry wytyczoną drogę i świat miałby się skończyć gdybyś z niej zboczył? Jeśli odpowiedź na powyższe pytania jest twierdząca, wygląda na to, że znajdujesz się w szponach burżuazji, ostatniego barbarzyńskiego plemienia na Ziemi.

Terror opinii publicznej

Opinia publiczna jest dla przedstawicieli burżuazji najwyższą instancją, gdyż są oni świadomi, iż żyją w stadzie wystraszonych zwierząt, które napadną na każdego, kogo nie rozpoznają jako swego. Trzęsą się ze strachu na myśl o tym, co pomyślą ich „sąsiedzi” o nowej fryzurze ich syna. Głowią się co jeszcze mogą zrobić, by wydawać się nawet bardziej normalni niż ich znajomi i współpracownicy. Nigdy nie pozwalają sobie na zapomnienie o włączeniu zraszacza do trawnika czy o odpowiednim ubraniu na imieniny szefa w biurze. Cokolwiek, co mogłoby ich wyrwać z codziennej rutyny, postrzegane jest w najlepszym razie jako podejrzane. Miłość i pożądanie są dla nich chorobami, potencjalnie śmiertelnymi, tak jak wszystkie inne pasje mogące pchnąć kogoś ku czynom, które doprowadziłyby do odrzucenia ich przez stado. Należy ograniczać je do potajemnych romansów i randek, do night-clubów ze stipteasem i agencji towarzyskich – na miłość boską nie kalajcie reszty z nas! Szalej gdy „twój” klub piłkarski wygrywa mecz, upij się do nieprzytomności gdy nadchodzi weekend, jeśli musisz – wypożycz film pornograficzny, ale nie waż się śpiewać, biegać czy kochać na naszych oczach. Pod żadnym pozorem nie przyznawaj się do uczuć, które są „nie na miejscu” w pomieszczeniu służbowym czy na proszonym obiedzie. W żadnym wypadku nie przyznawaj, że pragniesz czegoś więcej lub czegoś innego, niż to, czego pragną inni, cokolwiek lub ktokolwiek miałby to być.

Oczywiście ich dzieci także mają to wpojone. Nawet po koszmarze śmiertelnej rywalizacji w szkole podstawowej, nawet wśród najbardziej buntowniczych i radykalnych nonkonformistów obowiązują te same zasady: nie wprowadzaj nikogo w błąd co do tego kim jesteś. Nie używaj niewłaściwych symboli ani kodów rozpoznawczych. Nie tańcz gdy oczekuje się, że będziesz stał, nie odzywaj się gdy masz tańczyć, nie mieszaj trendów ani gestów. Zadbaj, by mieć dość pieniędzy, aby uczestniczyć w rozmaitych rytuałach. By nie pozostawić wątpliwości co do swojej tożsamości, wyraźnie zaznacz do jakich subkultur i stylów należysz, z jakimi zespołami, modami i poglądami chcesz być kojarzony. Przecież nie odważysz się zaryzykować utraty swojej tożsamości, prawda? W końcu to znak firmowy twojego charakteru, twoja jedyna ochrona przed oczywistą śmiercią w oczach kolegów. Pozbawiony tożsamości, bez granic określających ramy twego Ja, rozpłynął byś się w nicości, czyż nie?

Konflikt pokoleń

Starsze pokolenia burżuazji nie mogą nic zaoferować młodszym przede wszystkim dlatego, iż same nic nie mają. Wszystkie ich standardy są spróchniałe, wszystkie ich bogactwa to ledwie nagrody pocieszenia, żadne z ich wartości nie mają związku z prawdziwą zabawą czy spełnieniem. Ich dzieci to wyczuwają, więc buntują się kiedy tylko może ujść im to płazem. Robią tak wszystkie spośród tych, którym biciem nie wpojono jeszcze, powodowanego strachem, posłuszeństwa.

Continue reading Crimethinc. Dyskretny urok burżuazji albo tyrania suszarki do włosów.

Chilijska Insurekcja – List od Anarchistycznego Towarzysza Gustavo Rodrígueza, dotyczący obecnej sytuacji w Chile – Część Pierwsza

Do Joaquín García Chanks oraz Marcelo Villarroel Sepúlveda, towarzyszy oraz współkonspiratorów.

„… każda rewolucyjna opinia bierze siłę z sekretnego przekonania że niczego nie da się zmienić.”
George Orwell, „Droga na Molo Wigan”

Alicja: Jak długo to będzie trwać? Czyżby na zawsze?
Biały Królik: Czasami tylko na moment.”

Lewis Carroll, „Alicja w Krainie Czarów”

To niezadowoleni są nowym punktem startu popularnych porywczych protestów które mają teraz miejsce na całym globie. Hongkong, Francja, Algeria, Irak, Haiti, Liban, Katalonia, Ekwador, Boliwia oraz Chile są wystawnymi protagonistami fali masywnych miejskich rewolt, które wstrząsnęły całym światem

Mimo że jest to prawdą, iż wszystkie te protesty mają bardzo specyficzne przyczyny powstania które je uzasadniają (przede wszystkim walka o niepodległość Hongkongu oraz Katalonii), bardzo naiwnym byłoby myśleć o tym kotłującym się gniewie jako o czymś wspólnie niepołączonym. Wzrost cen dóbr oraz usług, w parze z programem oszczędnościowym – a przy okazji konsekwentnym spadku ilości miejsc pracy i nierównym ekonomicznym przetrwaniu podczas gdy globalny rozwój spowalnia – są głównymi denominatorami większości tych mobilizacji.

Jednakże, niezaprzeczalny jest fakt, że te protesty współdzielą również inny wspaniały kontekst który wyprzedza analizę ekonomiczną. Kontekst ten, nie jest również wygodnie zaadresowany jako środek masowego udomowienia i intencjonalnie ucieka przed analizą naukowców politycznych i apologetów dominacji: konwulsja anty-rządowa, zapewnienie utrudnienia tym którym rządzą oraz sprzeciw wobec każdej partii politycznej, bez względu na kolor ideologiczny. Cecha która utrzymuje ideę braku przywództwa lub/i przywódców oraz umożliwia ulotną realizację Anarchii.

Bez zwątpienia, nietypowe właściwości tych ostatnich antagonistycznych obrad, ekscytuje – z góry – wiele osób towarzyszących i drogich anarchistów, którzy wciąż analizują ostatnie przebiegi zdarzeń przez pryzmat ideologii, pozostając wciąż uwięzieni w dziwnych dziewiętnastowiecznych paradygmatach. Nie ma nic bardziej śmiertelnego dla ideologii niż sama rzeczywistość.

Oczywistą rzeczą jest to, że stary model anarchistycznego społeczeństwa, który ukształtowany był wokół ramy pewnych wartości, prototypowi społeczeństwa, projektu zmian i korespondencyjnej praktyce, nie może być już w naszych czasach zreplikowany.

Tak jak dobrze zauważył towarzysz Alfredo Bonanno w trakcie jednej z konferencji w Atenach zwanych „Destrukcją Pracy”: „Pierwszą rzeczą jaką musimy wyeliminować z naszych głów, to myśl, że w przyszłości – nawet w obliczu rewolucji – będzie coś wartościowego do odziedziczenia po Państwie i Kapitale. Pamiętacie starodawną analizę sprzed dwudziestu, trzydziestu lat, kiedy to myślano że poprzez wywłaszczenie środków produkcji z rąk kapitalistów, a następnie przekazanie tych środków w ręce proletariuszy – należycie nauczonych samo-zarządzania – stworzylibyśmy nowe społeczeństwo? Cóż – to, nie jest już możliwe.”(1)

Dzisiaj, niewystarczająca jest multiplikacja spontanicznych zamieszek, czy Strajk Generalny, czy triumf Rewolucji Społecznej, czy wywłaszczenie środków produkcji i wywrócenie struktury piramidowej do góry nogami aby to samo-zarządzanie i wolnościowe warunki współżycia zostały zmaterializowane jako natychmiastowa alternatywa.

Niestety jednak, nie jesteśmy stanie zaakceptować tego, że stare zmagania nie są już obecnie aktualne.

I po raz kolejny, tkwimy wciąż w tej samej nieumiejętności aby wiecznie przekraczać tę granicę oraz raz na zawsze pozostać po tej drugiej stronie. Z tą nieumiejętnością opuszczenia ślepego zaułku, w który Władczość nas ciągle kieruje, pozbycia się siebie samych, stanowczego porzucenia drogi która wciąż prowadzi nas w kółko, musimy dokonać wnikliwego przeglądu naszego historycznego rusztowania, następnie usunąć zgniłe i/lub zerodowane przez czas deski i ostatecznie zamienić je na solidne i świeże bele.

Będziemy musieli przeobrazić sobie Anarchię, bądź myśleć przeciwko myślom; odwrócić diagramy. Myślenie – przypomina nam Deleuze prosto z czeluści piekieł – jest „rzucaniem strzały za każdym razem od swojej strony ku celowi które jest czymś innym, oświetlaniem słów za pomocą wiązki światła, krzyczeniem w taki sposób, aby krzyk ten był słyszalny w widocznych rzeczach. Myślenie, jest odkrywaniem tego czym jest limit, a mówienie za siebie (…) jest nadawaniem wyjątkowości, graniem w kości. Rzut kostkami symbolizuje to, że myślenie zawsze pochodzi z zewnątrz (to «zewnątrz» które już wsiąknęło w naszą tkankę lub zostałe ukonstytuowane powszechnym limitem). Myślenie nie jest czymś wrodzonym bądź nabytym; nie jest to wrodzone ćwiczenie uzdolnień, ale nie jest to też nauką która jest konstytuowana w świecie zewnętrznym.”(2)

Déjà vécu
Dla nas – tych którzy byli jedynie nastolatkami w ikonicznym roku jakim był 1968. – i dla tych, którzy prześcigają mnie w pisaniu almanachów, w rzucaniu kostką brukową, lub tych w stanowczo bardziej zawiłych scenariuszach – te żywiołowe rewolty które ogarniają naszą obecną rzeczywistość, są pewnego rodzaju déjà vécu, czyli tym przeczuciem, że „już to kiedyś przeżyłem”, że historia się ponownie powtarza, że miałem takie samo doświadczenie w przeszłości. Continue reading Chilijska Insurekcja – List od Anarchistycznego Towarzysza Gustavo Rodrígueza, dotyczący obecnej sytuacji w Chile – Część Pierwsza

Nie ma czegoś takiego jak rząd rewolucyjny. Dlaczego nie można użyć państwa do zniesienia klas.

Wiedziała to Emma Goldman. Michaił Bakunin przestrzegał nas przed tym pół wieku przed rewolucją rosyjską. Do tych samych wniosków doszli Ashanti Alston i Kuwasi Balagoon, weterani Partii Czarnych Panter i Czarnej Armii Wyzwolenia. Nie ma czegoś takiego jak rząd rewolucyjny. Nie da się użyć narzędzi państwowych do zniesienia opresji.

Od połowy XIX wieku anarchiści utrzymują, że kluczem do wyzwolenia nie jest przejęcie państwa, ale zniesienie tej instytucji. Mimo to od Paryża po Petersburg, od Barcelony po Pekin, kolejne pokolenia rewolucjonistów musiały przekonać się o tym na własnej skórze. Wymiana polityków niewiele zmienia. Liczą się narzędzia władzy – policja, wojsko, sądy, więziennictwo i biurokracja. Nie ważne, czy z narzędzi tych korzysta król, dyktator, czy Kongres, skutki zawsze są z grubsza takie same.

Właśnie dlatego rewolucja egipska z lat 2011-13 skończyła się podobnie do rewolucji rosyjskiej z lat 1917-21 i rewolucji francuskiej z lat 1848-51. We wszystkich tych przypadkach, jak tylko ludzie porzucali dążenie do bezpośredniej zmiany społecznej i zawierzali przyszłość reprezentantom politycznym, dochodziło do konsolidacji władzy w rękach nowych autokratów. Nieważne, czy nowi tyrani pochodzili z wojska, arystokracji, czy klasy robotniczej, obiecywali przywrócić porządek, czy stać się wyrazicielem dążeń proletariatu, skutki zawsze były z grubsza takie same.

Państwo samo w sobie jest relacją klasową. Nie można znieść społeczeństwa klasowego bez zniesienia asymetrii dzielącej rządzących i rządzonych. Gospodarka to tylko jedna z wielu sfer, w których różne formy władzy narzucane są nam poprzez konstrukty społeczne. Polityka jest właśnie taką formą. Własność prywatna kapitału jest dla gospodarki tym, czym władza państwowa dla polityki.

Bez krytyki państwa, nawet odnoszący sukcesy rewolucjoniści skazani są z kolei na bycie gnębicielami, zajmując miejsce władców, których obalili.

Marks i Lenin złożyli bałamutną obietnicę, że można użyć państwa do zniesienia społeczeństwa klasowego. Potem zaś państwo w jakiś niedopowiedziany sposób miałoby zniknąć samo z siebie. Innymi słowy: robotnicy – czyli partia uważająca się za ich reprezentanta, tak samo jak każda inna partia rządząca – mieliby zachować policję, armię, sądy, więziennictwo, biurokrację oraz wszystkie inne narzędzia władzy, ale narzędzia te magicznie miałyby zacząć działać na rzecz równości, a nie nierówności. Tu warto zadać pytanie: Czym jest państwo? Przede wszystkim jest to koncentracja legitymizacji politycznej w określonych instytucjach w wyraźnym przeciwieństwie do ludzi, którymi państwo zarządza. To oczywista definicja nierówności. Zakłada bowiem istnienie grupy uprzywilejowanych, która poprzez instytucje zarządza wszystkimi innymi. Choć marksiści i leniniści skutecznie zdobywali władzę wskutek rewolucji, to żadna z nich nie zdołała znieść społeczeństwa klasowego. Przeciwnie, za każdym razem państwo nie tylko nie przestawało istnieć, ale też stawało się silniejsze i inwazyjne. Cytując „Okólnik z Sonvilier”: „Jak możemy wierzyć, że z organizacji autorytarnej wyłoni się egalitarne i wolne społeczeństwo?”.

Rewolucjoniści próbowali znieść nierówności klasowe stworzone przez prywatną własność kapitału, oddając państwu pełną władzę nad kapitałem. W ten sposób jednak klasa sprawująca władzę polityczną stała się nową klasą kapitalistyczną. Powstał tak zwany kapitalizm państwowy. Tam, gdzie istnieje reprezentacja polityczna i biurokracja państwowa, tam istnieje społeczeństwo klasowe. Jedynym rzeczywistym rozwiązaniem nierówności gospodarczych i politycznych jest zniesienie mechanizmów, które różnicują społeczeństwo pod względem sprawowania władzy, nie poprzez struktury państwowe, ale przez tworzenie poziomych sieci i kolektywną obronę przed wprowadzeniem przywilejów przez elitę gospodarczą i polityczną. To przeciwieństwo przejmowania władzy.

Władze każdego państwa będą zwalczać tego typu działania. Głównym warunkiem istnienia państwa jest osiągnięcie monopolu na stosowanie przemocy. Walka o ten monopol upodabnia do siebie faszystowskie tyranie, komunistyczne dyktatury i demokracje liberalne. Zwykle wygrywa najbardziej radykalna partia na drodze zmowy z innymi uczestnikami konfliktu. Dlatego bolszewicy zatrudniali carskich urzędników i sięgali po carskie metody zwalczania buntowników. Dlatego regularnie brali stronę drobnomieszczaństwa w sporze z anarchistami, najpierw w Rosji, a potem w Hiszpanii i innych miejscach. Historia obaliła kłamstwo głoszące, że represje bolszewickie były konieczne do zniesienia kapitalizmu. Bolszewicy nie stosowali przemocy, żeby realizować program rewolucyjny, ale żeby go zmiażdżyć.

Dziś prawda ta jest często odrzucona. Flaga Związku Radzieckiego stała się nikłym, wyblakłym ekranem, na który ludzie projektują dowolne idee. Pokolenie, które wychowało się po upadku Związku Radzieckiego, znów żyje mrzonkami, że państwo może rozwiązać wszystkie problemy, jeśli tylko na jego czele staną odpowiedni ludzie. Apologeci Lenina i Stalina stosowali te same wymówki, które dziś słyszymy od orędowników kapitalizmu. Ci pierwsi głoszą, że miliony wykorzystywanych, więzionych i mordowanych ludzi sami zasłużyli na swój los, ci drudzy wskazują zaś korzyści odnoszone przed konsumentów.

Rosyjskie czołgi toczą się ulicami Budapesztu, by stłumić rewoltę z 1956 roku.

W żadnym wypadku powrót do XX-wiecznego socjalizmu państwowego jest niemożliwy. Zgodnie z żartem powtarzanym w dawnym Bloku Wschodnim: „Socjalizm to bolesny stan pośredni między kapitalizmem a kapitalizmem”. Z dzisiejszej perspektywy widzimy, że tymczasowy triumf socjalizmu w XX wieku nie był marksistowskim zwieńczeniem historii, ale etapem upowszechniania się i rozwoju kapitalizmu. „Realny socjalizm” posłużył do industrializacji gospodarek postfeudalnych na potrzeby rynku światowego. Zdyscyplinował wzburzoną klasę robotniczą w tym samym stopniu, co fordyzm na Zachodzie. Zarówno socjalizm państwowy, jak i fordyzm były tymczasowym zawieszeniem broni między pracą a kapitałem, które zerwała neoliberalna globalizacja.

Dziś nieskrępowany wolnorynkowy kapitalizm szykuje się do połknięcia ostatnich wysp socjaldemokratycznej stabilności, takich jak Szwecja i Francja. Partie lewicowe, które wygrały wybory dzięki obietnicom zreformowania kapitalizmu, ostatecznie zostały zmuszone do wdrożenia polityki neoliberalnej, między innymi cięć w polityce społecznej i represji. Ich dojście do władzy odebrało inicjatywę ruchom oddolnym, równocześnie umożliwiając prawicowym reakcjonistom nałożenie maski buntowników i podpięcie się pod niepokoje społeczne. Właśnie to stało się w Brazylii po dojściu do władzy Partii Pracujących, w Grecji po dojściu do władzy Syrizy i w Nikaragui wskutek działań rządu Ortegi.

Innym modelem „rewolucyjnego” rządu jest pozbawiony skrupułów kapitalizm państwowy obecny w Chinach, gdzie elity gromadzą bogactwo kosztem klasy robotniczej równie bezwstydnie, jak w Stanach Zjednoczonych. Przykłady ZSRR i Chin doskonale pokazują, że zarządzanie gospodarką przez państwo nie jest krokiem w stronę egalitaryzmu.

Przyszłość może przynieść neoliberalne zubożenie, enklawy nacjonalistów, gospodarkę zarządzaną przez systemy totalitarne lub anarchistyczną likwidację własności. Najprawdopodobniej zobaczymy elementy wszystkich tych prognoz, ale bez wątpienia coraz trudniej będzie zachować iluzję, że jakikolwiek rząd może rozwiązać problemy kogokolwiek innego poza uprzywilejowaną elitą. Faszyści i inni nacjonaliści pragną skapitalizować to rozczarowanie do promocji własnych wersji wybiórczego socjalizmu. Nie powinniśmy im tego ułatwiać, legitymizując ideę, że państwo może służyć klasie robotniczej, jeśli tylko będzie odpowiednio zarządzane.

Niektórzy uważają, że powinniśmy zawiesić konflikty z orędownikami autorytarnego komunizmu, by skupić się na bardziej bezpośrednich zagrożeniach, takich jak faszyzm. Ale to właśnie rozpowszechniony strach przed lewicowym totalitaryzmem daje punkt zaczepienia faszystowskim werbownikom. W walce o serca i umysły tych, którzy jeszcze nie wybrali strony, odróżnienie naszej oferty od propozycji stalinistów i innych autorytarystów może nam tylko pomóc.

W ramach walki ludowej przeciw kapitalizmowi, przemocy państwowej i faszyzmowi powinniśmy równie poważnie podejść do różnych wersji przyszłości. Jeśli tego nie zrobimy, zostaniemy pokonani, zanim którakolwiek z tych wersji się spełni. Anarchiści, mieńszewicy, socjaliści-rewolucjoniści i inni po 1917 przekonali się na własnej skórze, że brak gotowości na zwycięstwo może być większą katastrofą od braku gotowości na klęskę.

Na szczęście ruchy rewolucyjne nie muszą skończyć, tak jak rewolucja rosyjska. Są też inne możliwości.

Przeciwko kapitalizmowi i państwu.

Zamiast dążyć do władzy państwowej, musimy otwierać przestrzenie autonomiczne, pozbawiać państwo legitymizacji i rozwijać zdolność do bezpośredniego realizowania naszych potrzeb. Zamiast dyktatury i armii możemy tworzyć światowe sieci rizomatyczne do obrony każdego przed każdym, kto chciałby nami rządzić. Zamiast szukać nowych reprezentantów, którzy rozwiązaliby nasze problemy, możemy tworzyć oddolne stowarzyszenia oparte na ochotniczej współpracy i wzajemnej pomocy. W miejsce zarządzanych przez państwo gospodarek możemy tworzyć nowe poziome wspólnoty. To właśnie jest anarchistyczna alternatywa, która mogłaby zakończyć się powodzeniem w Hiszpanii w latach 30., gdyby nie została zmiażdżona przez Franco z jednej strony i Stalina z drugiej. Od Chiapas po Kabylię, od Aten po Rożawę – wszystkie te inspirujące ruchy i powstania z ostatnich trzech dziesięcioleci zawierają elementy modelu anarchistycznego.

Zwolennicy rozwiązań państwowych twierdzą, że są one skuteczniejsze, ale należy zadać pytanie: „Skuteczniejsze w czym?”. Do wolności nie ma drogi na skróty. Nie może zostać nadana odgórnie. Jeśli naszym celem jest prawdziwa równość, musimy organizować się w sposób odzwierciedlający tę wartość, czyli zdecentralizowany i odrzucający jakiekolwiek formy hierarchii. Tworząc miejscowe inicjatywy zdolne do reagowania na najpilniejsze potrzeby poprzez akcje bezpośrednie i solidarność, a także łącząc je w globalną sieć, możemy rozpocząć budowę świata, w którym nikt nie będzie rządził nikim. Wyczekiwana rewolucja nie wydarzy się z dnia na dzień. To długotrwały proces niszczenia wszystkich ośrodków władzy, począwszy od sfery domowej po Biały Dom.

Kryzys naszych czasów jest coraz silniejszy i wkrótce wybuchną kolejne walki rewolucyjne. Anarchizm to jedyna koncepcja rewolucyjnej zmiany, która nie splamiła się morzem przelanej krwi. Do nas należy przystosowanie go do nowego tysiąclecia albo będziemy skazani na powtarzanie przeszłości.

(tłumaczenie z CrimethInc)