Stosowanie się do prawa przez “antysystemowców” brzmi jak żart. Wszak gdzie leży ten tak zwany „sprzeciw wobec władzy”, jeżeli obawiamy się represji z tej strony.
Nie szczekam teraz, by każdy sympatyk Federacji Anarchistycznej miał w marszu rzucać butelkami z benzyną w urząd, a każdy kto popiera Akcję Antyfaszystowską miał zabierać narodowcom ichnie banery, bo byłby to aż nazbyt piękny stan rzeczy. Nie, nie oczekuję takich cudów i złotych darów, ale do diabła. Jaki sens ma sprzeciwianie się systemowi jednocześnie poddając się ustalanym przezeń regułom? Jaki sens ma odsłanianie twarzy na protestach z racji jakiejś głupiej ustawy, gdy walczymy właśnie o zniesienie jej?